O co chodzi z tym narcyzem?
Kiedy słyszymy słowo „narcyz”, zwykle myślimy o kimś zapatrzonym w siebie, egoistycznym, pozbawionym empatii. Psychologia pokazuje jednak, iż obraz jest dużo bardziej złożony.
Heinz Kohut – psychoanalityk, który stworzył psychologię self – opisał nasze „ja” jako strukturę dwubiegunową. Z jednej strony mamy biegun ambicji, czyli dążenie do siły, sukcesu i mocy. Z drugiej – biegun ideałów, marzeń i wyobrażenia o idealnym świecie czy idealnym przewodniku. Pomiędzy nimi rozciąga się przestrzeń talentów, umiejętności i codziennych nawyków, które rozwijamy, próbując zbliżyć się do tego, kim chcemy być.
Problem pojawia się wtedy, gdy w dzieciństwie zabraknie wystarczająco dobrego lustra w postaci rodzica czy opiekuna, który potrafi dostrzec, przyjąć i odzwierciedlić emocje dziecka. Powstaje wtedy pęknięcie w strukturze self – deficyt, który boli i który w dorosłym życiu trzeba jakoś „zalepić”. Jedni budują wokół siebie wielkościowe maski („jestem najlepszy, patrz na mnie”), inni idealizują partnerów, guru czy autorytety, licząc, iż w ich blasku poczują się pełni. Tak właśnie rodzą się narcystyczne strategie: obronne i kompensacyjne.
Narcyz był dzieckiem, któremu nikt nie pomógł. Narcyz dorastał często w typie więzi zdezorganizowanej – czyli otrzymywał ambiwalentne, dwuznaczne emocje od opiekuna/opiekunów. Otrzymywał krzyk i łagodność. Przemoc i nadopiekuńczość.
Narcyz kompensuje brak bycia widzianym na wiele sposobów. Może nieustannie starać się być w centrum uwagi, opowiadać o swoich sukcesach lub wyolbrzymiać osiągnięcia. Często prowokuje kłótnie – bo choćby gniew partnera czy bliskiej osoby daje mu poczucie, iż „istnieje” w oczach drugiego. Bywa, iż przesadza w dramatach, wciąga innych w swoje konflikty, a choćby kreuje kryzysy tylko po to, by otrzymać reakcję. W tle tych zachowań zawsze kryje się ten sam głód: „zobacz mnie, zauważ, iż jestem ważny”.
„Zauważ, iż jestem godny kochania…”
Za fasadą dumy czy arogancji często kryje się ogromna kruchość i lęk przed tym, iż „bez cudzego spojrzenia przestaję istnieć”. Narcyz w gruncie rzeczy nie tyle kocha siebie, ile rozpaczliwie potrzebuje potwierdzenia od innych, iż jest wart miłości.
To nie wybujałe ego – to dziura, która prowokuje ciągły dyskomfort, ból, napięcie. To dziura, która zachłannie trawi człowieka od środka.
Czy można pomóc? Tak, choć wymaga to cierpliwości. Psychoterapia oparta na empatii i „odbijaniu” emocji pomaga osobie z deficytami self doświadczać tego, czego brakowało w dzieciństwie – bycia widzianym, rozumianym i akceptowanym. Z czasem zamiast prowokować konflikty czy budować maski, człowiek uczy się sam podtrzymywać poczucie własnej wartości. A wtedy jego „ja” staje się bardziej spójne, mniej zależne od dramatów i bardziej zdolne do prawdziwej bliskości.