W latach 2017 – 2021 liczba różnego rodzaju nowotworów w Polsce wzrosła o 9,2 proc., wydano także znacząco więcej kart DILO (Diagnostyka i Leczenie Onkologiczne). Najnowsze prognozy Europejskiego Systemu Informacji Nowotworowych (ECIS) wskazują, iż w 2040 r. liczba nowych przypadków chorób nowotworowych w Polsce osiągnie poziom 240 tysięcy (w 2023 r. było około 200 tys.).
– jeżeli do tego przytoczymy bardzo złe wskaźniki zgonów z powodu nowotworów, to powinniśmy zdawać sobie sprawę, iż jako społeczeństwo musimy robić więcej w zakresie edukacji, profilaktyki i wsparcia, o ile chodzi o dostępne metody i formy leczenia onkologicznego – przyznaje dr Michał Seweryn z Krakowskiej Akademii im. A. Frycza Modrzewskiego.
Trzeba też pamiętać, iż według szacunków ekspertów z Narodowego Centrum Onkologii już teraz w Polsce jest około pół tysiąca wakatów dla onkologów. Brakuje też chętnych, by tę lukę wypełnić. Z danych Naczelnej Izby Lekarskiej wynika, iż w I etapie kwalifikacji na specjalizację jesienią 2023 r. na 200 dostępnych rezydentur z onkologii klinicznej było tylko 39 chętnych.
Elastyczna forma opieki
– W tej sytuacji koniecznością są takie zmiany, które pozwolą pacjentom korzystać z najbardziej elastycznych form opieki – podkreśla dr Seweryn. – Dzięki nowoczesnym terapiom osoby zmagające się z nowotworami żyją dłużej i dłużej są leczone, przez co ich liczba ogólna zwiększa się każdego roku. Niestety, w ślad za inwestycjami w programy lekowe nie poszły zmiany systemowe, prowadzące do zwiększenia roli opieki w warunkach ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (AOS), co umożliwiłoby otwarcie się na nowe formy podania leków (podskórnie lub w formie tabletek). w tej chwili większość świadczeń onkologicznych związana jest z opieką szpitalną.
Warto przytoczyć przykład Wielkiej Brytanii, gdzie postawiono m.in. na formy podskórne podawania leków, które dotychczas były dostępne tylko w formie dożylnej. Pozwoliło to skrócić nie tylko czas podania leku, ale i pobyt pacjenta w szpitalu. Dzięki temu w latach 2021 – 2023 brytyjski budżet zaoszczędził około 7 mld funtów. Podobnie mogłoby być także w naszym kraju. Tymczasem leki onkologiczne podawane u nas w formie podskórnej wciąż stanowią mniejszość. w tej chwili refundowane są zaledwie trzy substancje czynne, z których korzysta tylko 8 proc. chorych na raka.
Korzyści dla pacjenta i systemu
– Zastosowanie w leczeniu leku podawanego podskórnie oznacza, iż uwalniamy zasoby personelu – twierdzi dr Seweryn. – Z naszych obserwacji wynika, iż w czasie potrzebnym na podanie jednemu pacjentowi leku dożylnie, można przyjąć dwóch chorych, którzy otrzymają lek podskórnie. Bez uszczerbku na zdrowiu, z zachowaniem bezpieczeństwa i skuteczności terapii. To także możliwość zastąpienia leczenia stacjonarnego ambulatoryjnym lub terapią w warunkach domowych, co byłoby znaczącym odciążeniem całego systemu opieki nad pacjentami onkologicznymi.
Oznaczałoby to także ułatwienie dla pacjentów. Podawanie leku podskórnie lub w tabletkach jest szybsze i nie powoduje stresu, jaki często towarzyszy wlewom dożylnym. Chory zyskuje też więcej czasu dla siebie i rodziny. Choroby nowotworowe mocno dotykają osoby, które są aktywne zawodowo. Jak informuje ZUS, w latach 2019 – 2023 łączna liczba absencji chorobowych z powodu nowotworów wyniosła prawie 8,7 mln dni, a straty dla gospodarki z tego powodu wyceniono tylko w 2023 r. na 4,6 mld zł.
To się opłaca
Formy podskórne i leki w tabletkach, które dziś mają zastosowanie w onkologii i hematoonkologii, ale też innych obszarach terapeutycznych, są naturalnym wynikiem postępu w medycynie. Zdaniem ekspertów klinicznych i systemowych nie stać nas, by elastycznego modelu opieki nad pacjentami onkologicznymi nie wprowadzać.
Jak pokazuje brytyjski przykład, to po prostu się opłaca, zwłaszcza jeżeli koszt terapii jednego pacjenta lekiem podskórnym nie odbiega od kosztu terapii podawanej dożylnie. Poza tym to jedno z rozwiązań, które pozwoli sprostać problemowi rosnącej liczby zachorowań na nowotwory.
– Nigdy nie będzie tak, iż liczba szpitali i ośrodków onkologicznych będzie rosła w tym samym tempie, co liczba pacjentów – mówi dr Seweryn. – W efekcie nie tylko wydłużają się kolejki, ale też odległość, jaką muszą pokonać pacjenci, by dostać się do onkologa. w tej chwili jest to średnio 37,7 km. Dlatego też powinniśmy myśleć o uelastycznieniu systemu, korzystając z nowych form podania leków w formie podskórnej lub w tabletkach.