Niska dzietność w Polsce "to katastrofa"? Socjolożki: Dziewczyny, machnijcie ręką na ten wpis

gazeta.pl 3 tygodni temu
Współczynnik dzietności w Polsce to według GUS 1,099. Narracja jest taka, iż to wina kobiet, które nie chcą rodzić dzieci, bo takie mają aktualnie "widzimisię". "Dlaczego politycy najpierw doprowadzają do sytuacji, w której kobiety boją się w Polsce rodzić dzieci, a potem je za to obwiniają?" - pyta jedna z nich. No i warto pamiętać, iż do tanga trzeba dwojga...
Najpierw na marszu Niepodległości, który 11 listopada przetoczył się ulicami Warszawy, pojawił się transparent z hasłem: "Kotki i psiecka nie zastąpią ci dziecka! Polski naród wymiera! Trwa katastrofa demograficzna, a wskaźnik urodzeń w Polsce wynosi dramatyczne 1,16! Demografia to przyszłość". Potem Tomasz Sommer, konserwatywny dziennikarz na portalu X napisał: "Liczba psów w Polsce to 8,5 mln. Liczba dzieci w Polsce to 7,2 mln. Czy polskim kobietom coś się pomyliło?" W sieci zawrzało, a oburzenie kobiet przybrało twarz lewicowej dziennikarki i aktywistki Mai Staśko, która na Facebooku napisała: Trzeba nie mieć pojęcia o kobietach i traktować je tylko jak narzędzie polityczne, by próbować motywować je do rodzenia przez ich obśmiewanie.


REKLAMA


Zobacz wideo Po czym poznać, iż dziecko ma skrócone wędzidełko? Logopedka mówi o "domowym teście"


"Dziewczyny, machnijcie na to ręką"
Głos w tej sprawie zabrały także socjolozki.pl, czyli Dorota Peretiatkowicz i Katarzyna Krzywicka-Zdunek. Na swoim koncie na Instagramie opublikowały obszerny post, w którym uspokajają Polki: "Drogie dziewczyny, które wkurzyłyście się po tym wpisie - machnijcie na niego ręką. Te dane nie mają ze sobą nic wspólnego. Nie mówią o tym, iż Polacy wolą psy od dzieci. Nie mówią też o tym, iż nagle nastał trend na psiecko, czy psieci. Nie nastał. W Polsce zawsze było dużo psów, ale było też dużo dzieci i nikt się psów, ani dzieci, nie czepiał" - napisały. Poradziły, żeby nie ulegać populizmom, ale spojrzeć na to, co mówią demografowie.


Dzietność w Polsce. Są badania i... badania
Dzietność, a dokładnie współczynnik dzietności, to miara demograficzna używana do prognozowania przyszłych pokoleń. Krótko mówiąc: liczba dzieci, jakie przypadają na jedną kobietę. Według GUS jest to 1,099 (dane z 2024 roku). Dorota Peretiatkowicz i Katarzyna Krzywicka-Zdunek zwracają jednak uwagę na to, iż dane GUS obejmują także Polki, które wyemigrowały, ale przez cały czas znajdują się w krajowych statystykach. "Warto ufać danym Eurostatu, bo bierze pod uwagę ludność rezydującą, czyli bez Polek za granicą, natomiast uwzględnia imigrantów, którzy przebywają w Polsce przynajmniej rok. Współczynnik dzietności Eurostatu jest wyższy, 1,20 za 2023 rok. Niby mała różnica, ale dla demografów już ma znaczenie i zmniejsza dramatyzm" - napisały w swoim poście. Dodały też, iż gdyby nie dodani bilans imigracji na stałe, wskaźnik dzietności byłby jeszcze niższy: "W 2015 roku liczba dzieci urodzonych przez cudzoziemki mieszkające w Polsce na stałe stanowiła 0,5 proc. wszystkich urodzeń. W 2025 roku jest to już 6,8 proc."


Przepisy antyaborcyjne nie są tu bez znaczenia
Kobiety, które biorą udział w dyskusji na temat dzietności, bronią się, wymieniając powody, dla których niektórym z nich coraz trudniej jest podjąć decyzję o posiadaniu potomstwa. Bardzo często pada argument o zaostrzeniu w Polsce przepisów antyaborcyjnych. - Kiedy z mężem zdecydowaliśmy się na dziecko, a nie było nam łatwo, nie obowiązywały jeszcze takie absurdalne i jednocześnie przerażające przepisy dotyczące aborcji, jak teraz - mówi w rozmowie z eDziecko.pl Olga (nazwisko do wiadomości redakcji). - I dobrze, bo w przeciwnym wypadku byłoby nam jeszcze trudniej zdecydować się na powiększenie rodziny, niewykluczone, iż z tego powodu wyprowadzilibyśmy się z Polski - dodaje nasza rozmówczyni. - Ja naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego politycy najpierw doprowadzają do sytuacji, w której kobiety boją się w Polsce rodzić dzieci, a potem je za to obwiniają - dodaje Olga.
To nie jest jedyna przeszkoda
Dorota Peretiatkowicz i Katarzyna Krzywicka-Zdunek zwracają uwagę na to, iż problem z niską dzietnością nie polega wyłącznie na tym, iż coraz więcej osób (kobiet) rezygnuje z rodzicielstwa. Jest bowiem coraz więcej ludzi, którzy chcą powiększyć rodzinę, ale "mierzą się z różnymi barierami w realizacji swoich zamierzeń". Wymieniły niektóre z nich: ekonomiczne; niepłodność, która staje się chorobą społeczną; brak realnego wsparcia dla rodzin z dziećmi z niepełnosprawnościami; mało stabilne związki i ambiwalencja reprodukcyjna.


Co to jest ambiwalencja reprodukcyjna?
To termin autorstwa socjolożek prof. Małgorzaty Sikorskiej i prof. Pauli Pustułki. "Jest to szereg czynników związanych z percepcją tego, czego chcemy od życia, jak sobie je wyobrażamy, czego oczekujemy od siebie oraz od dzieci, a także jak odnosimy się do niepewności i zagrożeń. To jest taka mieszanka różnych okoliczności, które dystansują nas od podjęcia decyzji o dziecku." Chodzi więc o to, iż z jednej strony kobieta ma narzucone normy społeczne, które każą jej zakładać rodzinę, a z drugiej strony ma swoje indywidualne potrzeby, które wcale z tymi normami zgadzać się nie muszą. "Niespójności między tymi dwoma aspektami przyczyniają się do ambiwalencji w postawach wobec znaczeń rodziny" - wyjaśniają Dorota Peretiatkowicz i Katarzyna Krzywicka-Zdunek.


A co z mężczyznami?
Z kolei z argumentem o potrzebie samorozwoju i niezależności kobiet, jakie stoją w opozycji do macierzyństwa rozprawiła się demografka prof. Irena E. Kotowska, która w wywiadzie dla Polityki powiedziała: "Nie traktuję indywidualizmu (kobiet) w wymiarze samorozwoju i autonomii jako czegoś negatywnego. Sprzeciwiam się poglądowi, iż zdobywanie wykształcenia i zatrudnianie kobiet przeszkadza wyborom dotyczącym rodziny i prokreacji. Badania temu przeczą". Dodała, iż przez cały czas funkcjonuje wpływowy, system normatywny dotyczący tego, co kobieta jest winna sobie, rodzinie i społeczeństwu." A dlaczego nie rozmawiamy o tym, jakie zobowiązania ma mężczyzna?" - spytała.
"Można mieć kotki, psiecko i dziecko. Można mieć różowe włosy i gromadkę dzieci. Może lepiej zapytać kobiety, dlaczego rzadziej decydują się na urodzenie dziecka, nim zacznie się je zawstydzać, robić żarciki z psiecka i narzucać rolę, której nie chcą lub nie mogą spełnić? Kobiety potrafią mówić. Zamiast 'zachęcać' przez zawstydzanie - lepiej porozmawiać" - dodała Maja Staśko.
A ty? Co sądzisz o obwinianiu kobiety za niską dzietność w Polsce? Daj znać w komentarzu lub napisz w wiadomości do redakcji: [email protected].
Idź do oryginalnego materiału