Jarosław Kaczyński dał kolejny popis elokwencji i oderwania od rzeczywistości, zjadliwym atakiem na kobiety obarczył je winą za niski przyrost naturalny z powodu... pijaństwa. Co gorsza, powiedział to w kraju, w którym nadużywanie alkoholu dotyczy ponad 2,5 mln osób, a statystycznie 81 proc. mężczyzn i 19 proc. kobiet.
Te proporcje nie pozostawiają złudzeń, kto pije. W dodatku alkoholizm, w tym 20-letni, który wskazuje prezes, nie jest obojętny dla męskiej płodności. Stop Uzależnieniom - Warszawski Serwis Informacyjny dotyczący profilaktyki uzależnień pisze tak:
"Jak wynika z badań, częstymi dysfunkcjami seksualnymi zgłaszanymi przez mężczyzn z diagnozą uzależnienia od alkoholu są: zaburzenie erekcji, przedwczesny wytrysk, opóźniony wytrysk i zmniejszone pożądanie seksualne. Przy dziennym spożyciu alkoholu wysokoprocentowego minimum 180 ml przez przynajmniej 5 dni w tygodniu w ciągu roku znacząco spada poziom libido oraz wzrasta częstość występowania zaburzeń erekcji — deklaruje je 71 proc. osób aktywnie pijących".
Mimo to, iż pijący panowie "nie dają rady", w rodzinach z problemem alkoholowym przez cały czas wychowuje się w Polsce 1,5-2 miliony dzieci. Czasami pije tylko jeden rodzic, czasem dwójka, a czasem alkoholizm dotyczy dziadków.
Niezależnie od tego, kto sięga po kieliszek choroba alkoholowa to nie indywidualne zmaganie, gdy pije rodzic, cierpi cały dom.
Współuzależnienie
Może coś mówi wam ten śródtytuł. Wśród psychologów mówi się o współuzależnieniu zespole cech, predyspozycji i chorobie. W mainstreamie nazywamy to "traumą". Często wyniesioną z domu, a łączoną z alkoholizmem (zwykle ojca), przemocą psychiczną i fizyczną oraz zaniedbaniem, którego doświadczaliśmy jako dzieci.
Zofia Sobolewska, autorka książki „Psychoterapia Dorosłych Dzieci Alkoholików”, Certyfikowany Psychoterapeuta i Superwizor Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego w 1996 roku (może pan prezes pamięta), opisywała współuzależnienie tak:
"Współuzależnienie jest to utrwalona forma uczestnictwa w długotrwałej, niszczącej sytuacji życiowej, związanej z patologicznymi zachowaniami partnera, ograniczająca w sposób istotny wybór postępowania, prowadząca do pogorszenia własnego stanu i utrudniająca zmianę położenia na lepsze".
Jednak współuzależnione nie są tylko partnerzy alkoholików. Dzieci ukrywające chorobę rodzina, chowające przed nim wódkę, czy podnoszące go z podłogi, gdzie leżał we własnych wymiocinach, również można uznać za współuzależnione.
Pia Mellody, psycholożka i uznany na świecie autorytet w sprawie uzależnień i w dziedzinie zaburzeń emocjonalnych będących skutkiem, doznanych w dzieciństwie nadużyć, już w 1993 roku wskazała współuzależnienie jako chorobę. Mellody wyliczała, iż dzieci dorastające w rodzinach dysfukcjonalnych dotyka tych 5 problemów psychologicznych dotyczących:
odczuwania własnej wartości (zewnątrzsterowność),
wytyczania funkcjonalnych granic,
doświadczania i wyrażania swojej rzeczywistości,
zaspakajania dorosłych potrzeb,
doświadczania i wyrażania swojej rzeczywistości z umiarem.
Dzieci wzrastające w rodzinie z problemem alkoholowym automatycznie stają się współuzależnione. Tak samo partnerzy osoby pijącej. Niezależnie od tego, czy kobieta pije rok, czy facet pije 5 lat, czy ojciec schlał się z kumplem raz, czy matka napruła z koleżanką, widok pijanego rodzica zawsze pozostawia ślad w pamięci dziecka.
Oto jego opiekun, osoba, której bezgranicznie ufa i która odpowiedzialna jest za jego bezpieczeństwo, sama potrzebuje opieki. Gdy ta sytuacja się powtarza, dziecko i partner osoby uzależnionej wytwarzają swoiste systemy obronne, których nie musieliby się uczyć, gdyby w czasie wzrastania towarzyszył im nieustanny lęk.
Nadwrażliwość słuchowa
Jestem przekonana o tym, iż osoby pijące nieumiarkowanie, nie powinny mieć dzieci. Dziewczyno, jeżeli masz 25 lat i twój partner lub ty sama nie potrafisz kontrolować spożywania alkoholu, nie miej dzieci. Chłopaku, jeżeli masz 25 lat i nie spędziłeś jeszcze od osiemnastki trzeźwego weekendu, to nie miej dzieci. Nie powinniście zawierać związków i wprowadzać we współuzależnienie całej rodziny.
Świadomy rodzic nie krzywdzi dziecka. Prawdopodobnie wy właśnie, jesteście ofiarami swoich rodziców, którzy mieli problem alkoholowy. Rodziców nie tylko aktywnie pijących, ale także tego, który ukrywał chorobę partnera, zostawał z przemocowcem "dla dzieci" i sąsiadów, użalał się wam, iż stary/stara niszczą rodzinę i są nieszczęśliwi. "To przez matkę piję", "to dlatego, iż ojciec znowu przyszedł pijany".
Cierpię na nadwrażliwość słuchową. Wcale nie połączoną z budową neurologiczną mózgu (choć może trochę) ani aparatu słuchowego. Mam nadwrażliwość wypracowaną przez dorastanie w domu, w którym był alkohol. Musiałam nasłuchiwać ojca, ale i matki.
Codziennie zadawałam sobie pytania: w jakim są humorze, czy któreś mówi niewyraźnie, obliczać: ile czasu ojciec był w sklepie, jak długo matka nie odzywa się do niego, wąchać: czy czuć od niego piwo, czy matka pachnie drewnem i piecem, bo musiała rozpalić ogień, ponieważ on zapomniał.
Z tej nadwrażliwości nie wyrosnę, bo została mi wtłoczona od najmłodszych lat. Wiele osób tak ma. Zawsze czytając materiały parentingowe o tym, iż matki słyszą kwilenie niemowlęcia albo są przeczulone na punkcie swoich dzieci, mam ochotę zapytać bohaterki materiałów: "Które z twoich rodziców piło? Czemu musisz być taka czujna?".
Żyję w przekonaniu, iż mit matki-Polski został stworzony w odpowiedzi na pijaństwo mężczyzn. One musiały być współuzależnione, by przetrwać i dać chociaż namiastkę "normalnego" życia dzieciom. Zostały skrzywdzone, ale i niosą swoją krzywdę dalej.
Dlatego nieważne, kto pije w domu. Ojciec przez 20 lat, czy matka przez 2 lata, czy któreś z nich nie pije i "niesie swój krzyż dalej". Wszyscy chorujemy na współuzależnienie. Tych 2. milionów dzieci, które wychowują się w domach z problemem alkoholowym, nie powinno być na świecie. Tak będzie lepiej.
Czego sobie, państwu i Jarosławowi życzę.