Kategoria niechcianych pacjentów, która jest opisywana w literaturze medycznej, znajduje bolesne odzwierciedlenie w rzeczywistości – pisze o nich Szczepan Cofta, naczelny lekarz Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Poznaniu.
Kategoria niechcianych pacjentów – z ang. unwanted patients – jest opisywana w literaturze medycznej. Znajduje bolesne odzwierciedlenie w rzeczywistości. prawdopodobnie niewygodne dla tych pacjentów, ale także dla tych, którzy mają się nimi opiekować. Dobrze byłoby w naszych medycznych działaniach z takimi pacjentami się nie spotykać, jednakże są nieodłączną częścią naszego lekarskiego życia.
Sprawa dotyczy nie tylko w większej mierze źle zorganizowanych systemów opieki medycznej. Może choćby bardziej wyrazista jest w krajach dobrze prosperujących, do których – nikt nie ośmieli się zaprzeczyć – należymy. Im bardziej rozbudowany i „poukładany” system, tym częściej można spotkać się z mniejszą gotowością do działania w sytuacjach trudnych, niekonwencjonalnych.
Niechciany przez rodzinę
Pacjent samotny, pozbawiony opieki najbliższych, nieznajdujący opieki w rodzinie. Banałem jest, iż silne więzi rodzinne, przyjacielskie, sąsiedzkie mogą przezwyciężać w pewnej mierze ten problem. Erozje życia społecznego na pewno problem nasilają.
Choć oczywiście może być wytłumaczalny często lęk najbliższych przed znalezieniem się w sytuacjach nietypowych, często po raz pierwszy w życiu, gdy trzeba się podjąć opieki nad pacjentem unieruchomionym na przykład po udarze, w przebiegu zaawansowanej choroby nowotworowej, w przebiegu zespołu kruchości, w różnorakiego typu niewydolnościach narządowych, po urazach czy działaniach ortopedycznych.
W naszym wielkim w rozmiarach Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym, ponadtysiącłóżkowym, zawsze przebywa od czterech do piętnastu pacjentów, nad którymi nikt nie chce przejąć opieki – czekają często dość długo na miejsca w zakładach opiekuńczo-leczniczych. Choć to tylko jeden z wymiarów uchybień w dostępności do opieki medycznej.
Niechciany przez lekarzy, niechciany przez system
To nie tyle pacjent trudny charakterologicznie, z pewnymi irytującymi czy zaburzonymi rysami osobowości – tak jest opisywane w literaturze – ile pacjent często z pogranicza kompetencji poszczególnych specjalizacji czy obszarów opieki.
Przede wszystkim pacjent ciężko chory, wielochorobowy, wymagający intensywniejszej opieki, leżący, niesamodzielny. Ma pecha, jeżeli zdarza się cokolwiek złego, skomplikowanego na pograniczu. Gdy guz nerki nacieka jelito – gubimy się. Gdy niewydolność oddychania przeplata się z niewydolnością serca, a na dodatek z cukrzycą czy otyłością. Gdy trzeba wielokrotnie przetaczać krew czy odżywiać.
A tym bardziej, gdy taki pacjent pojawia się w sposób niekontrolowany, nieplanowy. Irytacja tym większa wówczas, im bardziej jesteśmy zawodowo przepracowani i przemęczeni lub gdy brakuje wrażliwości – niemal za każdym razem wyrażany jest komentarz czy irytacja. Warto w takich sytuacjach przypominać sobie o potrzebie milczenia.
Niechciany przeze mnie
Podczas wystukiwania tych słów dzwoni córka pacjentki z powodu zaostrzenia chorób mamy, która jest przewlekle chora. Wiele schorzeń, sytuacja skomplikowana zdrowotnie, jak u dużej części dziewięćdziesięcioletnich pań (czy panów), zwłaszcza otyłych, chorych „na wszystko”. Pytam, czy kontaktowali się z lekarzem rodzinnym. Oczywiście nie, nie mają zaufanego lekarza w miejscu zamieszkania, nie mają choćby uporządkowanego spisu leków. Proszą o przyjęcie do szpitala. Ale przecież jest najbliższy szpital, a niekoniecznie nasz. Niekoniecznie nasz oddział, są też inne w pobliżu. jeżeli niedomaga system pomocy lekarza rodzinnego bądź wieczorowej i świątecznej, to jest pogotowie ratunkowe (oczywiście nieraz nadużywane) oraz SOR (też oczywiście nadużywany). Mama wieziona – ledwie żywa – do SOR-u innego, niż wynika z lokalizacji, gdyż tak doradził zaprzyjaźniony lekarz, który wskazuje innych do pomocy, sam umywając ręce. Ale biję się w piersi przy zmęczeniu, przepracowaniu, zirytowaniu.
Medyczny paszport
Na marginesie – warto byłoby promować i podkreślać znaczenie swego rodzaju „paszportu medycznego”, w który powinni być wyposażeni pacjenci, zwłaszcza wymagający wszechstronnej opieki. Z zestawieniem rozpoznań, ważnych faktów medycznych z życia, uczuleń, stosowanych leków. Tak bardzo takie uporządkowanie ułatwiłoby w pierwszym kontakcie z pacjentem, skróciło czas rozeznania i pomogło w kompleksowości udzielenia całościowej opieki.
Pochyleni nad niechcianymi
Okazuje się, iż w historii opieki medycznej w trwały sposób zapisują się w dużej mierze – a może przede wszystkim – ci, którzy zajmowali się niechcianymi, zaniedbanymi pacjentami. W naszej poznańskiej rzeczywistości chociażby prof. Jacek Łuczak, który – wraz z tymi, których porwał – zapełnił niszę zaniedbań opieki nad osobami w terminalnych stadiach choroby nowotworowej, a także inicjował konieczność takiej opieki nad osobami w skrajnych fazach przewlekłych chorób nienowotworowych. Takimi pacjentami nie za bardzo chcianymi opiekował się na przykład prof. Wiktor Dega. Także dr Wanda Błeńska, choć czyniła to w oddaleniu. Podobny rys widzimy w odleglejszej postaci tak bliskiego naszemu poznańskiemu środowisku doktora Karola Marcinkowskiego.
Ale podobnych postaw – także w teraźniejszości – można by wymieniać bardzo wiele. Tak wielu spośród nas – z naszego otoczenia, także wielkopolskiego - okazuje gesty dobrej woli i wrażliwości. Ponad ludzkie zniecierpliwienie, irytację.
Niechciany pacjent lub – trochę inaczej – pacjent, który, kiedy się pojawia, wchodzi do gabinetu poradni i gdy zapoznajemy się z powodem skierowania albo dowiadujemy się o przyjęciu takiego „przypadku” na nasz oddział i już za chwilę trzeba będzie podjąć decyzje, których nie lubimy lub brakuje nam pewności.
W każdej specjalności to chyba się zdarza. Inne sytuacje są w poradni, gabinecie, inne na oddziale czy SOR (choć to też oddział).
System opieki zdrowotnej to misternie spleciona i niezwykle skomplikowana siatka zbiorowej pracy, wzajemnych zależności, powiązań różnych zawodów medycznych opartych na współpracy tak wielu osób, w warunkach szpitalnych i ambulatoryjnych. Musi być w niej uprzywilejowane miejsce na zajęcie się najsłabszymi ogniwami, jakimi są unwanted patients.
Tekst Szczepana Cofty, naczelnego lekarza Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Poznaniu, opublikowano w Biuletynie Wielkopolskiej Izby Lekarskiej 4/2025.