
30-letnia Patrycja zemdlała w swoim domu w Piławie Górnej. Narzeczony kobiety zadzwonił po pomoc na numer alarmowy 112. Po niecałych 20 minutach na miejsce przyjechała karetka pogotowia. 30-latka została zabrana na SOR do szpitala w Świdnicy. Z relacji jej ojca wynika, iż lekarze zdecydowali się na wykonanie tomografii komputerowej. Badanie wykazało, iż Patrycja zemdlała, ponieważ doznała udaru krwotocznego. W związku z tym pojawiła się konieczność szybkiego przewiezienia do innej placówki.
Sprawa okazała się jednak bardzo trudna. Ojciec pacjentki relacjonował w rozmowie z TVN24, iż w szpitalu nie było dostępnej karetki. – Poinformowali nas, iż tak nie powinno być, ale nie znaleźli transportu dla mojej córki, odmówiono też śmigłowca. choćby padła sugestia, iż jeden z lekarzy zawiezie ją autem do Wałbrzycha – opowiadał pan Marek. – Nie chcąc tracić czasu, zaproponowałem, iż zawiozę ją swoim samochodem. Nie dostałem na to zgody. Usłyszałem za drzwiami, jak dwóch lekarzy rozmawia między sobą i wymieniają pomysł zamówienia taksówki. Byłem w takim szoku, przez cały czas nie dowierzam – dodawał.
Godzinę później okazało się, iż 30-latka może pojechać do szpitala prywatną karetką z Jeleniej Góry, jednak miała ona być dostępna dopiero za kolejne 1,5 godziny. Ojciec Patrycji próbował uzyskać pomoc na 112, jednak tam również usłyszał, iż w okolicy nie ma żadnej wolnej karetki.
30-latka trafiła do placówki w Wałbrzychu po czterech godzinach od momentu omdlenia. W międzyczasie lekarze musieli zająć się pacjentem z wylewem, więc kobieta ponownie musiała oczekiwać na pomoc. Ostatecznie Patrycję po blisko sześciu godzinach przewieziono do szpitala we Wrocławiu. Okazało się jednak, iż było już za późno, aby uratować życie kobiety. – To patologiczna sytuacja. Gdyby córka sprawnie została przetransportowana do Wałbrzycha lub Wrocławia, pewnie byłaby przez cały czas z nami – przyznał pan Marek.
Do sprawy odniosła się dyrekcja szpitala w Świdnicy. Grzegorz Kloc nie chciał udzielać szczegółowych informacji powołując się na ochronę danych osobowych. Podkreślił, iż szpital wszczął postępowanie wyjaśniające podobne sytuacje nie zdarzają się często. – Zawsze w takim przypadku szpital stara się zorganizować alternatywny transport. W przypadku Patrycji placówka wykorzystała wszystkie dostępne możliwości, a opóźnienie było niezależne od nas – dodał.
Czytaj też:
Odesłano go z SOR, zmarł. Wstrząsająca relacja córki pacjentaCzytaj też:
Czekał kilka godzin na SOR, doszło do tragedii. „Liczyły się minuty”