Rocznie umiera 110 tys. pacjentów z chorobą onkologiczną, a przynajmniej 30 tys. z nich mogłoby żyć
Prof. Cezary Szczylik
Panie profesorze, jak pan ocenia program Krajowej Sieci Onkologicznej?
– Na razie nie można na ten temat nic powiedzieć. Przypomnę, iż Ministerstwo Zdrowia trzy lata temu wyasygnowało kwotę ok. 40 mln zł na program pilotażowy. Zdecydowano, iż będzie on prowadzony w dwóch ośrodkach. Nie wiem, dlaczego akurat te dwa ośrodki wybrano, ale wszystko jedno… Byłem świadkiem raportowania efektu programu pilotażowego w senackiej Komisji Zdrowia, w obecności pięciu profesorów onkologii, przedstawicieli sejmowej Komisji Zdrowia i organizacji pacjentów onkologicznych. Program i jego wyniki przedstawiał nam profesor, który prowadził go przez trzy lata. Słuchałem uważnie. W tej prezentacji nie było ani jednego konkretu, ani jednej liczby. Wydano 40 mln zł, a nam, członkom grupy ekspertów i komisji senackiej, nie przedstawiono wyników pilotażu ani nie powiedziano, na co te pieniądze zostały wydane. A przecież na podstawie tego programu zadecydowano o starcie Krajowej Sieci Onkologicznej!
Trochę w ciemno.
– Z jednej strony, rozumiem ministra zdrowia, który chciałby, żeby system opieki onkologicznej w Polsce funkcjonował jak najsprawniej, żeby umierało mniej ludzi. Ale z drugiej, nie mogę nie zauważyć, iż program KSO jest niepełny. Skupia się, co też jest ważne, przede wszystkim na kwestii finansowania systemu, ale nie rozwiązuje problemów wczesnego rozpoznawania i diagnostyki nowotworów w Polsce.
Zastałem tam zgniłe deski
A to kluczowa sprawa w leczeniu nowotworów.
– Od tego jest ścieżka DiLO – diagnostyki i leczenia onkologicznego. Według danych fundacji Alivia czas od rozpoznania do leczenia w ostatnich latach się skrócił. Podobne dane podaje NFZ. Natomiast problemem pozostaje nie tylko skrócenie czasu do tomografii, rezonansu, ich opisu i biopsji, bo ten proces idzie powoli w dobrym kierunku, ale przede wszystkim oczekiwanie na rozpoczęcie leczenia pacjenta po rozpoznaniu choroby onkologicznej. Trwa ono choćby powyżej miesiąca! NFZ może więc mówić, iż diagnostyka się poprawia, ale co z tego, skoro w momencie, kiedy ma dojść do leczenia, pacjent musi czekać?
Na chemię, na radioterapię…
– Kiedyś wydawało się, iż mamy wystarczającą liczbę urządzeń do radioterapii. Ale to było kiedyś, bo w tej chwili, według analiz europejskich, mamy za mało aparatów i za mało ludzi, którzy je obsługują. Radioterapia to nie tylko bunkry, które trzeba wybudować, i aparaty, które można kupić, ale także technicy, fizycy, radioterapeuci, fachowcy. Ale nie chcę wypowiadać się na temat radioterapii, bo nie jestem kompetentny.
Pan?
– Owszem, zdarzyło mi się zbudować jeden ośrodek, od dołu do góry, naprawdę jako wzorcowy. To było po powrocie ze Stanów Zjednoczonych, wtedy sobie obiecałem, iż wybuduję prawdziwą onkologię na terenie szpitala na Szaserów, i to zrobiłem. A zastałem tam zgniłe deski w sanitariatach, wspólnych dla kobiet i dla mężczyzn, i 12 łóżek. W to miejsce powstał superośrodek z radioterapią na najwyższym poziomie, z salami wykładowymi, z laboratorium, które ma 700 m kw., i z międzynarodową obsadą.
Zbierał pan gratulacje?
– W momencie otwarcia musiałem odejść. Gdy otwierano ten ośrodek, z udziałem prezydenta, ministra zdrowia i wojewody, moje nazwisko w ogóle nie padło, poproszono mnie tylko o wygłoszenie wykładu na temat współczesnej terapii onkologicznej. OK! Takie są losy, ale to też jest Polska. Trzeba się uczyć adaptować do tego kraju, w którym się jest.
Nie wszyscy to potrafią.
– Sami przecież wiecie, jak się rozkładają w tym kraju głosowania. Nie głosuje się na kogoś, kto rozwiązał problem opieki zdrowotnej, tylko na tego, kto sypnie kasą. I to jest jedyny argument.
Bardzo skuteczny argument.
– A do tego wyciąga się w odpowiednich momentach różne oskarżenia. Prowadzi się kampanie polityczne wyłącznie po to, żeby kogoś zdyskredytować, a nie żeby rozwiązać problem. W Polsce toczą się debaty polityczne o niszczeniu siebie nawzajem, powinny zaś o tym, jak budować, a nie wzajemnie na siebie szczuć. Nie zajdziemy daleko w społeczeństwie, w którym klasa polityczna jest aż tak zepsuta.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 15/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.
Fot. Krzysztof Żuczkowski