To tylko duży stres
Objawy, które dotknęły mnie w grudniu 2020 r., następowały jeden po drugim i z dnia na dzień się "rozkręcały". Oczywiście przypisywałam je stresowi, ponieważ o tężyczce utajonej i napadach tężyczkowych raczej mało wiedziałam.
Wszyscy pamiętamy 2020 rok. Tak, to ten, w którym rozpoczął się COVID-19 w Polce, a wraz z nim dezynfekcja, maseczki, kolejne lockdowny, brak karetek i miejsc w szpitalach, coraz więcej śmierci. A na pracy zdalnej obecność niemal przez 10 godzin, zoomy, teamsy, deadliny, jak to w korpo.
Po zamknięciu laptopa każdego wieczora oglądałam relacje ze szpitali, obserwowałam statystyki zgonów. Bałam się wychodzić z domu choćby po jedzenie czy z psem. A najgorsze było ciągle martwienie się. Jednocześnie o starszą, schorowaną matkę i córkę, która liceum rozpoczęła zdalnie. I ja, w środku tej "kanapki".
No i kiedy przyszły pierwsze objawy wiedziałam, iż prawie roczne zamartwianie się dzień w dzień i obecność zewsząd wyłącznie najgorszych informacji, musiało odbić się na moim zdrowiu. Pomyślałam, iż to stres i samo przejdzie, każdy miał wtedy przecież stresy. I nie zrobiłam nic.
Tężyczka utajona daje objawy wielu innych chorób
Tężyczka ma swoje podłoże w niedoborach konkretnych pierwiastków i witamin w organizmie, a jej cechą charakterystyczną jest nadmierna pobudliwość nerwowo mięśniowa. Stąd jej nazwa, od jednego z objawów – nadmiernego napięcia mięśni, ich tężenia.
Najbardziej znaną formą jest tężyczka jawna, której przyczyną jest najczęściej obniżony poziom wapnia, witaminy D oraz parathormonu we krwi. Ta forma występuje stosunkowo rzadko i ma swoje charakterystyczne, znane lekarzom objawy.
Za przyczynę tężyczki utajonej uważa się zbyt niskie stężenie magnezu w organizmie. A jako iż ten pierwiastek odpowiada za około 600 różnych reakcji w organizmie, jego niedobór może nam wyrządzać naprawdę poważne szkody.
Problemem jest fakt, iż objawy tężyczki utajonej "markują" mnóstwo różnych chorób i dolegliwości, m.in. napady lękowe, ataki paniki, nerwicę, epilepsję czy inne, groźne choroby neurologiczne. Nie istnieje jeden konkretny objaw, na podstawie którego można by z dużym prawdopodobieństwem ją rozpoznać.
Więcej objawów i kolejne badania
Gdy do dotychczasowych objawów dołączyły się napady tężyczkowe (teraz to wiem), byłam pewna, iż mam zawał, udar, wylew, odklejam się od rzeczywistości, wariuję. Pod telefonem pogotowia ratunkowego dobrze zorientowany medyk powiedział, żebym przeszła się na 20-minutowy spacer w chłodnym, zimowym powietrzu. jeżeli po tym mi nie przejdzie, mam zadzwonić jeszcze raz, przyjadą. Zalecił również wizytę u neurologa.
Przespacerowałam się i rzeczywiście wszystko zaczęło powoli ustępować. Ale ten atak tak mnie przeraził, iż następnego dnia rano byłam na prywatnej wizycie u neurologa. Wysłuchał mnie i zlecił tomografię komputerową głowy z kontrastem oraz mnóstwo badań z krwi, w tym oznaczenie wielu pierwiastków. Trochę mnie to zdziwiło, bo co mają moje objawy do stężenia witamin, ale wykonałam wszystkie.
Tomograf niczego niepokojącego nie wykazał, badania z krwi – przeciwnie. Miałam poziom stężenia magnezu i potasu poniżej normy, za to podwyższony poziom glukozy na czczo. Natomiast wykluczona została tężyczka jawna, nie było niedoborów witaminy D, wapnia czy parathormonu.
Lekarka zleciła więc jeszcze jedno badanie – próbę ischemiczną, zwaną popularnie "próbą tężyczkową", która miała potwierdzić lub wykluczyć obecność tężyczki utajonej.
Dlaczego próby tężyczkowej nie trzeba się obawiać?
Nie miałam pojęcia co to za badanie, jak przebiega, jak długo trzeba na nie czekać i po jakim czasie jest diagnoza. Po raz kolejny skorzystałam z dobrodziejstwa prywatnego leczenia i dwa dni później poddałam się badaniu. Jak wyglądało?
Próba ischemiczna należy do badań elektromiograficznych (EMG) i ma wskazać nadpobudliwość, nieprawidłowe wyładowania elektryczne w mięśniach i nerwach, niewystępujące u zdrowego człowieka, a charakterystyczne dla tężyczki. o ile się pojawiają, to znaczy, iż błona komórkowa jest nadpobudliwa z powodu jakiegoś niedoboru.
Po wejściu do gabinetu i krótkim wywiadzie, czemu skierowano mnie na badanie, jakie mam objawy, jak długo itd. pielęgniarka poprosiła, abym położyła się na kozetce. Na ramię nałożyła mi opaskę uciskową, jaką zakłada się pacjentowi przy mierzeniu ciśnienia krwi. Ma to na celu wstrzymanie przepływu krwi.
Na nadgarstku miałam drugą opaskę, tzw. opaskę uziemiającą, która jak się dowiedziałam, minimalizuje zakłócenia sygnału elektrycznego i zapewnia dokładne pomiary aktywności mięśni. Pomiędzy kciukiem a palcem umieszczono mi dzięki nakłucia elektrodę, która wyglądała jak wielka igła i sterczała do góry.
Następnie uprzedzono mnie, iż przez 10 najbliższych minut opaska uciskowa będzie maksymalnie napompowana i dopiero po tym czasie ucisk zostanie zwolniony. Przyznam szczerze, jest to bardzo dziwne uczucie. Z jednej strony jakby ramię miało mi zaraz pęknąć z powodu tak mocnego ucisku, a z drugiej jakby było odrętwiałe i nieobecne.
Po 10 minutach ucisk został zwolniony i pielęgniarka poprosiła mnie o 2-minutową hiperwentylację, czyli wykonywanie maksymalnie szybkich wdechów i wydechów, jakie naturalnie występują u ludzi będących pod wpływem maksymalnego strachu.
"Udawana" hiperwentylacja była mało komfortowa i momentami miałam wrażenie, iż pomiędzy wdechem a wydechem nie mogę złapać tchu.
Po 12 minutach wszystko się skończyło. Miałam leżeć w miarę bez ruchu przez kolejne 5 minut, po których usunięto mi elektrodę ze skóry. Wynik badania otrzymuje się od razu, jako wydruk bardzo podobny do wyników EKG. Mój był bardzo pozytywny, czyli wskazywał na bardzo dużą tężyczkę utajoną.
Czemu wielu lekarzy nie zleca próby tężyczkowej?
Z wynikiem wróciłam do neurologa, który zalecił przyjmowanie przez kilka miesięcy sporych dawek magnezu i wyjaśnił, iż rzeczywiście wszystko mogło się zacząć od trwającego miesiącami przewlekłego stresu, który spowodował totalne "wypłukanie" tego pierwiastka z organizmu. A ponieważ go nie uzupełniałam, objawy się pogarszały i dochodziły nowe.
Objawy zaczęły się zmniejszać z tygodnia na tydzień, a po około 4 miesiącach ustały zupełnie. Przy okazji doszłam do wniosku, iż miałam sporo szczęścia, trafiając na neurologa, który zlecił to jedno, dodatkowe badanie, dzięki czemu mógł postawić prawidłową diagnozę. Dlaczego?
Okazało się, że, pomimo iż postać utajona stanowi aż 70 proc. wszystkich przypadków tężyczki, jest przez lekarzy totalnie ignorowana. Ta forma nie występuje w oficjalnej klasyfikacji chorób, jest jeden kod dla tężyczki ogólnie. To jeden z argumentów dla wielu lekarzy, iż coś takiego jak tężyczka utajona nie istnieje.
Dla pacjenta brak diagnozy to koszmar. To wieloletnia odyseja diagnostyczna, od specjalisty do specjalisty, często zakończona wysłaniem pacjenta do psychiatry. Ci pacjenci, którzy mają szczęście, otrzymują adekwatną diagnozę po kilku latach, inni – po kilkunastu.
Zdarza się, iż po drodze usłyszą rozpoznania najgorsze z możliwych – epilepsji, stwardnienia zanikowego bocznego czy depresji.
Dlatego apeluję: jeżeli rozpoznajecie u siebie opisane objawy, nie wiecie, co jest ich przyczyną, a kolejne badania nie wskazują żadnej konkretnej choroby, idźcie do neurologa i poproście o zlecenie próby tężyczkowej. Wierzcie mi, te 15 minut naprawdę wiele zmienia.