Najgorsza metoda na nastolatka. Trend na bycie cool rodzicem w tej sytuacji się nie sprawdzi

mamadu.pl 2 tygodni temu
Bycie wyluzowanym rodzicem nie zawsze popłaca. Pozwalanie nastolatkowi na picie alkoholu to nie bliskość, tylko ryzyko – badania pokazują, iż takie przyzwolenie może prowadzić do częstszego i bardziej ryzykownego picia w dorosłości. Granice stawiane z miłości są bezpieczniejsze niż pozorna swoboda pod okiem rodzica.


"Lepiej, żeby próbował przy rodzicach"


Wielu rodziców, chcąc być blisko swojego dorastającego dziecka, decyduje się na "luźniejsze" podejście do zasad. Chcą być dla nastolatka bardziej kumplem niż opiekunem. W myśl zasady "lepiej, żeby pił alkohol w domu przy mnie niż gdzieś ukradkiem po kątach" pozwalają mu na próbowanie alkoholu – łyk piwa przy grillu, kieliszek wina do kolacji, szampan na sylwestra. Choć intencje są dobre, bo chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa i stworzenie przestrzeni do rozmowy i budowanie zaufania – to badania pokazują, iż efekt bywa odwrotny do zamierzonego.

Nowe wyniki badań opublikowane w czasopiśmie "Addictive Behaviors" pokazują, iż nastolatki, które spożywały alkohol za zgodą rodziców, w dorosłym życiu częściej piją bez umiaru, a choćby wpadają w uzależnienie. W badaniu przeanalizowano zachowania prawie 400 dzieci, które były obserwowane od 11. roku życia. Okazało się, iż aż 80 proc. z nich miało kontakt z alkoholem przy aprobacie rodziców – czasem już w wieku 5-6 lat, ale najczęściej około 12. roku życia.

Najbardziej niepokojący wniosek jest taki, iż dzieci, które piły choćby symboliczne ilości alkoholu w domu, znacznie częściej sięgały po alkohol w nadmiarze jako młodzi dorośli – i częściej doświadczały z tym problemów, takich jak uzależnienie. Co ważne, nie miało większego znaczenia, czy dziecko wypiło łyk szampana na święta w wieku 6 lat, czy dostało ćwierć kieliszka wina do obiadu jako piętnastolatek. W obu przypadkach przyzwolenie rodzica na picie przed uzyskaniem pełnoletności wiązało się z większym ryzykiem nadużywania alkoholu w przyszłości.

Element codzienności, który nie jest aż tak groźny


Dlaczego tak się dzieje? Bo dzieci uczą się nie tylko z tego, co mówimy, ale przede wszystkim z tego, co robimy. jeżeli widzą, iż picie alkoholu jest w porządku, bo mama czy tata dali na to zgodę, to nabierają przekonania, iż nie ma w tym nic groźnego. Granica zostaje przesunięta – z rytuału rodzinnego, alkohol staje się elementem codzienności. Trudniej wtedy mówić o umiarze czy odpowiedzialności, skoro rodzic sam pokazał, iż z alkoholem nie trzeba być aż tak ostrożnym.

Niektórzy rodzice, którzy pozwalają przed 18. urodzinami na piwo czy pół kieliszka wina swojemu nastolatkowi, tłumaczą, iż chcą nauczyć go kultury picia. Pokazać, iż można pić odpowiedzialnie. Ale czy nastolatek, którego mózg dopiero się rozwija i który ma naturalną skłonność do ryzyka, jest w stanie wyciągnąć z tego adekwatne wnioski? Badania wskazują, iż niekoniecznie. Zamiast nauczyć się umiaru, wielu młodych ludzi uczy się... iż picie jest dozwolone zawsze i wszędzie, i wcale nie jest szkodliwe.

To, iż chcemy być blisko naszego dziecka, jest bardzo ważne. Ale bliskość nie oznacza rezygnacji z bycia odpowiedzialnym dorosłym. Rolą rodzica nie jest bycie fajnym, tylko mądrym przewodnikiem. Nastolatek potrzebuje granic, choćby jeżeli ich nie rozumie i się o te zasady wścieka. Bycie wyluzowanym, cool rodzicem może dawać chwilowe poczucie więzi, ale niesie ze sobą ryzyko poważnych konsekwencji. Lepiej być nudnym i konsekwentnym niż fajnym i nieświadomie torować dziecku drogę do problemów.

Źródło: scarymommy.com, sciencedirect.com


Idź do oryginalnego materiału