O kondycji psychicznej młodego pokolenia, wpływie COVID-u i wojny w Ukrainie, dostępie do używek oraz tradycjach świątecznych rozmawia Maciej Chrobak z lek. Sabiną Micorek, ordynatorką Oddziału Psychiatrycznego w Szpitalu Pediatrycznym w Bielsku-Białej.
Jak ocenia Pani kondycję psychiczną młodego pokolenia?
Z perspektywy kilkunastu lat pracy mogę powiedzieć, iż niestety jest coraz gorsza. Młodzież jest coraz mniej odporna psychicznie, także na stresy związane z codziennym życiem.
Jakie są tego powody?
Powodów jest wiele. Bardzo duży wpływ na zdrowie psychiczne miała pandemia. Przez dwa lata dzieci w różnych etapach rozwojowych musiały się przestawić na naukę zdalną. Najmocniej dotknęło to uczniów, którzy w czasie lockdownu byli w 7 i 8 klasie. Po zakończeniu restrykcji spowodowanych COVID-19 wielu z nich miało obawy związane z powrotem do szkoły czy w ogóle z wyjściem z domu. Tymczasem niedługo mieli pójść do szkół średnich, gdzie klasy są liczniejsze, poznać nowych kolegów i wejść w nowe środowisko.
Kolejny czynnik to niestabilność czasów, w których żyjemy. Składa się na nią sytuacja geopolityczna, wojna, która toczy się blisko nas, oraz przyjęcie do szkół dzieci z innego kraju, uczących się z naszymi. Nasze dzieci i młodzież znalazły się w centrum tych wydarzeń, dodajmy: z pełną świadomością tego, co się dzieje. Wbrew stereotypom młodzi ludzie bardzo interesują się światem wokół, dużo o nim rozmawiają, ale ta świadomość i wiedza o wydarzeniach wywołują u nich często duży stres. Często skarżą się też, iż brakuje im rozmów o tych problemach z dorosłymi, którzy mogliby je wyjaśnić i uspokoić, aby poczuli się bezpieczniej.
Czyli dorośli też nie są bez winy?
Kryzys relacji w rodzinie niewątpliwie ma w tym duży udział. Dzieci żyją w rodzinach patchworkowych lub w rodzinach, w których dochodzi do częstych zmian partnerów ich opiekunów. Mają traumatyczne przeżycia związane z rozwodem rodziców, są wciągane w konflikty między nimi, narażone bywają na częste przeprowadzki i zmiany środowiska.
Sytuację komplikują problemy dorosłych, którzy w czasie pandemii utracili pracę i przeżywają frustrację, co doprowadziło też do wzrostu nałogów u dorosłych i zachowań przemocowych w środowisku domowym. Młodzi ludzie, którzy trafiają do nas na oddział, często w rozmowach odnoszą się do tych przeżyć.
Czy zauważa Pani nowe zagrożenia czy niepokojące zjawiska?
Wciąż narasta problem hejtu rówieśniczego. Obserwujemy także negatywny wpływ śledzenia kont w mediach społecznościowych, gdzie ludzie prezentują wyidealizowany obraz swojego życia, co sprzyja wzajemnemu porównywaniu statusu materialnego.
Bardzo dużym problemem jest łatwy dostęp za pośrednictwem internetu do substancji odurzających, również tych najbardziej szkodliwych, takich jak mefedron czy alfa PVP. jeżeli chodzi o przyjęcia do oddziału całodobowego, kiedyś były to głównie dzieci powyżej 13 roku życia i sporo młodzieży ze szkół średnich. Natomiast od kilku lat rośnie liczba dzieci młodszych, choćby siedmio- i ośmioletnich, przejawiających zachowania agresywne i stwarzających zagrożenie dla siebie i innych.
Jak zaobserwować u dziecka niepokojące symptomy?
U młodszych dzieci częściej zdarza się naturalnie komunikować swoje problemy dorosłym, zarówno rodzicom, jak i nauczycielom w szkołach. Nie zawsze są to bezpośrednie sygnały. Niekiedy dzieci, w obawie przed hejtem ze strony rówieśników, nie chcąc być posądzone o „donoszenie”, zgłaszają problemy zdrowotne, by nie iść do szkoły. Dolegliwości takie jak bóle brzucha i głowy są wynikiem autentycznego stresu, który przeżywają.
A u młodzieży w okresie dojrzewania?
W okresie dojrzewania, w 7 i 8 klasie, trudniej zauważyć, iż dzieje się coś złego. Nastolatek odsuwa się od rodziców, przestaje ich idealizować, a znaczenia nabiera grupa rówieśnicza. Takie separowanie się od dorosłych jest czymś zupełnie naturalnym, niemniej często towarzyszy mu kryzys po stronie rodziców, którzy reagują brakiem zainteresowania czy nadmierną pobłażliwością.
Taka sytuacja może trwać latami, negatywnie wpływając na psychikę dziecka, które — choć tego nie okazuje — potrzebuje opieki i poczucia, iż ktoś się nim interesuje. W efekcie rodzice są często w szoku, kiedy ich dzieci trafiają do nas na oddział, nierzadko prosto z gabinetów terapeutów, szkolnych pedagogów, gdzie np. wyznały, iż znalazły się w sytuacji, której dłużej nie zniosą i zamierzają odebrać sobie życie.
Bywa też, iż pacjenci są przywożeni na konsultację psychiatryczną z domów, w środku nocy, po tym jak zgłosili na telefon zaufania niepokojące informacje. W takich przypadkach osoby prowadzące rozmowę zawiadamiają policję, która ustala adres i razem z zespołem ratownictwa medycznego przyjeżdża na interwencję do zwykle zaskoczonych rodziców.
Czy są sposoby, żeby tych młodych ludzi jakoś wzmocnić?
Dobre efekty przynosi wspólne spędzanie czasu razem. Można zaplanować rodzinną aktywność — wycieczki górskie, wypad na rower, do kina, zwiedzanie. Może to być też czas spędzony razem w domu. Ważne, aby rodzina znalazła czas dla siebie, przygotowała i zjadła wspólnie obiad, odłożyła na bok telefony i przynajmniej część weekendu spędziła razem.
Dzieci niejednokrotnie skarżą się, iż choćby będąc w domu, wśród rodziny, czują się samotne. Co z tego, iż mamy coraz większe, bardziej komfortowe domy, skoro każdy zaszywa się w nich we własnym kącie, z dala od pozostałych? To my, dorośli, odpowiadamy za to, aby dawać młodym przykład, jak żyć i dbać o siebie i innych. choćby jeżeli dziecko początkowo nie będzie chciało się włączyć w proponowane aktywności, nie można się poddawać, tylko próbować dalej.
Młodzi ludzie bardzo potrzebują również wspólnego kultywowania tradycji rodzinnych, czegoś, na co się razem czeka i co się powtarza — na przykład wspólne pieczenie pierniczków, dekorowanie domu w czasie świąt. Kultywowanie tradycji i rodzinne rytuały dają poczucie stałości w niestabilnym świecie. jeżeli zaczniemy to praktykować i pokazywać młodym ludziom, iż ma to sens, z roku na rok będą się w te tradycje chętniej angażować.
Czy da się to robić na oddziale szpitalnym?
Oczywiście, choćby w takim miejscu staramy się te tradycje wpajać. O tym, jak jest to ważne, świadczy przykład z ubiegłego roku. Podczas wigilii oddziałowej jedna z pacjentek, która mieszkała samotnie z matką, jedząc rybę i barszcz z uszkami, nagle wzruszyła się i przyznała, iż to jest jej pierwsza Wigilia od pięciu lat.
Wyjaśniła, iż jej mama po rozwodzie załamała się i od tego czasu zamawiały tylko kurczaka z frytkami z lokalu. Na naszej Wigilii Oddziałowej było w tamtym roku 25 dzieci, które przystrajały stoły, ubierały choinki i same robiły dekoracje oraz ciasteczka. Połowa z nich nie wiedziała, iż podczas kolacji wigilijnej składa się życzenia i przełamuje opłatkiem. Potem wspólnie śpiewaliśmy kolędy z personelem i zaproszonym kapelanem.
Czy Pani zdaniem opieka psychiatryczna dla najmłodszych pacjentów mogłaby być lepsza?
Reforma psychiatrii dziecięcej rozpoczęła się w lipcu 2023 r. Powstały wówczas trzy poziomy referencyjności. Całodobowy Oddział Psychiatryczny w naszym szpitalu znajduje się na trzecim poziomie, czyli na szczycie piramidy.
Trafiają do nas dzieci i młodzież z poważnymi zaburzeniami psychicznymi, w tym po kryzysach samobójczych. Zanim jednak młodzi pacjenci do nas trafią, w poważnym stanie, mogliby uzyskać pomoc i wsparcie np. u psychologa szkolnego, w poradni psychologiczno-pedagogicznej, u terapeutów środowiskowych czy w gabinetach psychologicznych.
Z tego pierwszego poziomu referencyjnego mieli być kierowani dopiero na drugi poziom, do poradni zdrowia psychicznego, do psychiatrów dziecięcych, ewentualnie na zajęcia terapeutyczne na oddziałach dziennych, odbywające się od poniedziałku do piątku, po zakończeniu których wraca się do domu. Tymczasem obserwujemy rosnącą presję ze strony rodziców i opiekunów, by dzieci koniecznie przyjąć od razu na oddział całodobowy, tu je zdiagnozować i gwałtownie wyleczyć.
Tymczasem nie można zapominać, iż leczenie jest procesem, który trwa nieraz wiele miesięcy, a choćby lat, angażującym całą rodzinę.






![Komeda Horyzonty: można robić tribute’y dobrze [RELACJA]](https://i.iplsc.com/-/000LYP8B36J9NKTG-C321.webp)

