Przyjemności mają to do siebie, iż kiedyś się kończą. Szczególnie wtedy, gdy organizm wystawia słony rachunek za lata beztroskiego folgowania niezdrowemu jedzeniu i skazywania ciała na bezruch.
– Pochodzę z domu, gdzie jadało się dużo, słodko i kalorycznie. Zupy na zasmażkach z mąki, mięso obficie polewane sosem, kartofelki okraszone tłuszczem. Za warzywo na talerzu uchodził ogórek konserwowy albo odrobina surówki, obowiązkowo skąpana w śmietanie. Gdy założyłam własną rodzinę, kontynuowałam ten model żywienia, uznając go za jedynie słuszny. Ani się obejrzałam, kiedy przestałam się mieścić w ubraniach. Mając 35 lat, nosiłam przed sobą wałek tłuszczu, a boczki wylewały się spod paska spodni. Miałam 12 kilogramów nadwagi – wspomina Mirka. W tamtym czasie frustrowało ją tylko to, iż gorzej wygląda w lustrze w sklepowej przymierzalni, gdy wybierała się na ciuchowe zakupy. Na pewno nie zdrowie, nim się nie przejmowała, nie podejrzewała nawet, iż coś może być nie tak.
Pomału nadwaga, a potem otyłość zaczęły odciskać piętno na zdrowiu. Aż organizm się zbuntował.
– Stałam się ociężała, a każdy większy wysiłek był dla mnie wyzwaniem. Nie mogłam podbiec do autobusu i wejść bez zatrzymywania się na drugie piętro, na którym mieszkamy. A windy do dyspozycji nie miałam, w czteropiętrowych blokach nie są obligiem. Projektanci mojego bloku z cegły, (który zbudowali pewnie "przodownicy pracy" po wojnie), nie spodziewali się pewnie, iż nadejdą czasy, gdy pokonanie piętra, a choćby czterech może być dla kogoś problematyczne – wspomina.
– Zawiązywanie butów było w pewnym momencie tak męczące, iż zaczęłam kupować te bez sznurowadeł, łatwe do zakładania – wsuwane lub na rzepy. A za namową koleżanek, trochę zazdroszcząc im kondycji, zapisałam się na siłownię i poszłam na jogging do pobliskiego parku, ale zniechęciłam się po kilku razach, bo nie widziałam efektu, a zakwasy w zbolałych mięśniach nie dawały zapomnieć o tym wręcz katorżniczym, jak dla mnie wysiłku, jakim było zrobienie trzech okrążeń wokół trawnika, który był spory, no ale nie był przecież polem golfowym. Bez wyrzutów sumienia zaniechałam więc tych prób. Powiedziałam sobie, iż sport nie dla mnie i gwałtownie wróciłam do podjadania smakołyków i polegiwania na sofie przed telewizorem – dodaje Mirka.
Pierwsze otrzeźwienie: zadyszka, cholesterol ponad normę i za wysokie ciśnienie
Przykre przebudzenie przyszło po badaniach krwi. – W końcu je zrobiłam, mimo iż lekarzy zwykle unikam. Podobnie, jak mój mąż. No, ale kłania się medycyna pracy – musiałam wybrać się do lekarza na badania okresowe, bo zmusiła do tego wszystkich w firmie kadrowa. Trafiłam na nowego lekarza, nie tego, który opiekował się nami przez lata. Był bardzo dokładny i zlecił nie tylko morfologię, ale i cukier, i profil lipidowy. Wyniki badań postawiły mnie do pionu: glukoza była podwyższona, ale nie tak bardzo. Lekarz powiedział, iż przydałoby się zrobić tzw. krzywą cukrową. Dodał, iż na pewno niepokoi go bardzo coś innego – znacznie podwyższony był cholesterol, co stwarza – jak mi potem wytłumaczył – wysokie ryzyko wystąpienia chorób układu sercowo-naczyniowego, takich jak miażdżyca, a w końcu zawał czy udar mózgu. Szczególnie przy nadciśnieniu – wspomina Mirka.
– Powiedziałam, iż nie czułam, iż jest źle, i iż nic mnie nie boli, choćby głowa, bo nie mam migren. Zażartowałam, iż jedyne co mnie bolało w ostatnich latach, to nogi po tym, jak zachciało mi się biegów, bo postanowiłam zmienić tryb życia na zdrowszy. "Podwyższony cholesterol nie boli" – powiedział. I dodał, iż długo nie daje innych objawów. Dodał, iż zaleca mi radykalną zmianę stylu życia: wprowadzenie diety śródziemnomorskiej, umiarkowany, ale systematyczny (to podkreślił) wysiłek fizyczny, który poprawi wydolność układu krążenia, pomoże zredukować masę ciała i obniżyć ciśnienie, bo też okazało się za wysokie, co wyszło przypadkowo, właśnie w gabinecie. Przy pierwszej wizycie mogło wynikać ze stresu, ale na kolejnej było jeszcze gorzej, więc usłyszałam, iż to już nie przypadek, i iż po wyjściu od niego mam pomaszerować prosto do apteki, by wrócić do domu z ciśnieniomierzem. I żebym zapisała się do swojego lekarza rodzinnego, który będzie mnie pilotował – opowiada Mirka.
Zdrowy styl życia. To teoretycznie proste, w praktyce trudne
Po powrocie do domu znalazła notes i zaczęła w nim prowadzić dzienniczek pomiarów ciśnienia. Ale zarzuciła sprawę po tygodniu.
– Tamten lekarz dał mi też książeczkę, w której było mniej więcej to, iż Polacy umierają na choroby układu krążenia i mają fatalne nawyki. I iż choć coraz więcej osób deklaruje unikanie fast foodów, to przez cały czas spożycie przetworzonej żywności, cukru, soli i tłuszczów nasyconych jest wysokie. Zapamiętałam, iż "jedynie co piąty Polak spożywa warzywa i owoce codziennie, a regularne jedzenie ryb, które są źródłem kwasów omega-3 deklaruje zaledwie co dwudziesty". I iż zdrowa dieta jest jednym z filarów dbania o serce. Podobnie, jak aktywności fizyczna, z którą też nie jest dobrze, a choćby polskie dzieci tyją najszybciej w Unii Europejskiej. I iż 7 na 10 Polaków podejmuje aktywność fizyczną, to zrywami, czyli tak jak ja. I iż co trzeci Polak nie ćwiczy w ogóle lub sporadycznie. Zapamiętałam też, iż dobre dla zdrowia jest 150 minut średnio intensywnych lub 75 minut intensywnych ćwiczeń tygodniowo. Nie trzeba ćwiczyć 5 razy w tygodniu, ważne jest też, by budować w sobie nawyk i uprawiać taką aktywność fizyczną, która będzie przyjemna i zostanie z nami na dłużej, np. korzystać ze schodów zamiast windy, wysiąść przystanek wcześniej, aby więcej drogi przejść pieszo. Zapamiętałam też, iż warto zadbać o odpowiednio długi sen, bo wielu Polaków śpi mniej niż 5 godzin na dobę, a niedobór snu zwiększa ryzyko wystąpienia zawału serca i innych chorób układu krążenia – wspomina Mirka.
Jak wskazuje Dr Sriram Madhav Nene – amerykański chirurg, kardiolog, "długie, nieprzerwane siedzenie spowalnia krążenie, napina mięśnie oraz osłabia metabolizm. Co za tym idzie, brak aktywności i zasiedzenie się wpływają na problemy sercowo-naczyniowe tak samo jak nawyk palenia".
Ten punkt widzenia potwierdza badanie opublikowane w JAMA Cardiology obejmujące dane od ponad 100 tysięcy osób z 21 krajów, pokazały, iż osoby siedzące ponad 8 godzin dziennie bez przerw są aż o 19 procent bardziej narażone na choroby serca i przedwczesną śmierć, niezależnie od poziomu aktywności fizycznej poza pracą. Co ważne, ryzyko rośnie, w krajach o niższych i średnich dochodach, co sugeruje, iż dostęp do edukacji zdrowotnej i opieki może dodatkowo pogłębiać problem. Z kolei przegląd badań opublikowany w "Journal of Physiology" dowodzi, iż brak przerw w siedzeniu prowadzi do upośledzenia funkcji śródbłonka naczyń krwionośnych już po kilku godzinach! Zaburzenia te mogą być pierwszym krokiem do miażdżycy i nadciśnienia.
Leki chroniące serce i naczynia krwionośne – tylko raz na dobę
– To wszystko piękna teoria, niby proste – zmienić nawyki, w praktyce najtrudniejsze. Ogarnęłam się dopiero półtora roku po tej wizycie u lekarza medycyny pracy. Gdy z uciskiem w klatce piersiowej, który nie chciał przejść, trafiłam na SOR – wspomina.
– I choć EKG i badanie enzymów z krwi pokazały, iż to jednak nie zawał, ale nerwica, to jednak złe wyniki innych badań laboratoryjnych zrobionych wtedy na cito w szpitalu, były przyczynkiem do dalszej diagnostyki. Wyszłam z wypisem z informacją, iż mam zgłosić się do lekarza rodzinnego – opowiada Mirka.
Co było dalej? Wizyta i lekarza POZ i kardiologa. Wykonanie angio-TK (angiografii tomografii komputerowej), czyli badania obrazowego pokazującego stan naczyń krwionośnych. Diagnoza?
– Zmiany miażdżycowe w tętnicach wieńcowych. To mnie ostatecznie otrzeźwiło! Zrozumiałam, iż to już droga w jedną stronę, iż albo się ogarnę, albo umrę czy zostanę z niepełnosprawnością po udarze. A miałam w rodznie wujka – z niedowładem w nodze i afazją – problem z chodzeniem i mówieniem został mu właśnie po udarze – opowiada Mirka. Poczuła, iż sama się do tego stanu doprowadziła i tylko ona może się z tego wyciągnąć.
– "Wierzę w panią" – powiedział mi kardiolog, gdy wychodziłam z gabinetu, co mnie dodatkowo zmobilizowało – wspomina Mirka.
Spodziewała się wtedy, iż wyjdzie od lekarza z plikiem recept, a z apteki z całą torbą leków, ale tak się nie stało.
– Dostałam lek z kwasem acetylosalicylowym, bo jak powiedział lekarz, hamuje zlepianie się płytek krwi i zapobiegają powstaniu zakrzepów i zatorów w naczyniach krwionośnych. Broniłam się przed tym, mówiłam, iż i tak to kolejny obowiązek. A lekarz zapytał, czy zęby myję codziennie, a gdy odpowiedziałam, iż tak, to powiedział: "A ten lek będzie pani brała tylko raz dziennie". I jeszcze, iż chyba to niewielka cena za to, iż zmniejszają ryzyko zawału i udaru. Kiwnęłam głową, iż tak – opowiada Mirka.
A po chwili dodaje: – No i statyny też dostałam. Na podwyższony cholesterol. A tak się ich bałam, bo naczytałam się o nich w internecie złych opinii. Powiedziałam zresztą o tym lekarzowi i zapytałam, czy to konieczne. Przekonał mnie, iż one najskuteczniej i bezpiecznie obniżają stężenie cholesterolu, zmniejszając ryzyko zawału, udaru, postępu miażdżycy. I iż są dowody na zmniejszanie objętości blaszki miażdżycowej i mniejsze ryzyko ich pęknięcia. Uspokoił mnie, iż są tak długo na rynku, iż naprawdę choćby największe niedowiarki powinny przekonać się, iż są bezpieczne.
Dziś przyjmuje też leki na cukrzycę typu 2, bo w międzyczasie doszła i ta choroba.
– Te już biorę bez żadnych wątpliwości, ale dopiero po tym, jak usłyszałam od lekarza, iż cukrzyca uszkadza naczynia krwionośne w całym organizmie, a więc jest kolejnym czynnikiem ryzyka zawału, a do tego można stracić wzrok i stopę, jeżeli zrobi się ta tzw. cukrzycowa – opowiada Mirka.
Przypomniało jej się jeszcze coś, co wyczytała wtedy z tej broszurki, którą dostała od lekarza, iż modyfikacja stylu życia może zapobiec zawałowi serca w aż 75 procentach. Mirka dodaje: – Zawsze myślałam, iż to nowotwory zabijają najwięcej ludzi, a lekarz powiedział mi, iż to choroby układu sercowo-naczyniowego są główną przyczyną zgonów w Polsce i na świecie. I iż to nie żaden fejk. No więc jeżeli tak, to ta zmiana stylu życia i przyjmowanie leków, choćby i codzienne, już przestały wydawać mi się takim wyzwaniem nie do przejścia. Poczułam, iż gra jest warta świeczki!