Przesadna empatia nie pozwala na pomoc bliźniemu. Bo gdy komuś nadmiernie współczujemy to nie mamy sił mu pomóc. Łzy zalewają twarz i nie ma szans na zrobienie czegoś pożytecznego. W ten sposób osoba potrzebująca pomocy, jej nie otrzyma, a potencjalny pomocnik może popaść w depresję i sam potrzebować seansu na kozetce. W tym czasie pierwotny cierpiący może zejść z tego padołu.
Nie wiem jak to określić, ale wiele moich wpisów poległo w konfrontacji z moim charakterem. To takie efemerydy, które pojawiły się, uruchomiły moją wyobraźnię i musiały polec w nierównej walce z moją myszką i klawiaturą. Powstawały w momencie w którym w mieszance mizantropii i empatii duży udział miała ta pierwsza. Gdy sinusoida szła w kierunku empatii wpis zostawał zabity. Powstawały (wiem od czytelników) przeróżne hipotezy. Na przykład, iż mi ktoś zagroził, albo iż planuję wpis jeszcze bardziej złośliwy, niż ten który poległ. Być może, to uczucie, które mną targało można nazwać empatią. Jednak w jej wyniku często trupem padały całkiem niezłe wpisy, które charakteryzowały rzeczywistą sytuację.
