"Mężczyźni częściej odchodzą od alkoholiczek". Krzysztof Chmielewski w rozmowie o uzależnieniu

upday.com 1 rok temu
Zdjęcie: Krzysztof Chmielewski, fot. archiwum prywatne


Dlaczego mężczyźni częściej odchodzą od pijących kobiet? Na czym polega nasza narodowa "schizofrenia" wokół trunków? I dlaczego alkoholicy wolą wszywki od terapii? - to tylko niektóre z wątków rozmowy o uzależnieniach z psychologiem i terapeutą Krzysztofem Chmielewskim.


W rozmowie pojawiły się odpowiedzi na pytania:

  • Czy kobiety rzeczywiście "dają w szyję"?

  • Jak wygląda leczenie na detoksie?

  • Dlaczego wszywki esperalu są już passe?

  • Jak przebiega terapia uzależnionych od alkoholu?

  • Dlaczego alkoholicy wracają do picia, gdy wszystko zaczyna się układać?

  • Czy alkoholicy często zamieniają jeden nałóg na inny?


Izolda Hukałowicz (Upday): Ostatnio falę wzburzenia wzbudziły słowa Jarosława Kaczyńskiego na temat kobiet „dających w szyję”. Czy zauważa Pan wzmożony problem pijących kobiet?

Krzysztof Chmielewski: Podejrzewam, iż to co widzę w poradniach lub na oddziale detoksykacji to jedno, a rzeczywistość to drugie. Nie znam cyferek i uważam, iż tak naprawdę nie da się ich sprawdzić. Aby poznać realne dane na temat liczby pijących kobiet, trzeba wiedzieć, ile kobiet zgłasza się do poszczególnych placówek i instytucji. Kobiety, które mają problem z piciem po pierwsze mogą w ogóle nigdzie nie zgłaszać się, bo nie będzie ku temu przesłanek jeszcze i nikt ich nie pokieruje. Po drugie - mogą się zgłaszać, ale z innymi problemami, np. do psychiatry z objawami depresji, ale tak naprawdę to będzie już uzależnienie. Czasami objawy depresyjne mogą pojawić się po piciu, ale to nie będzie depresja. Ale czasami ktoś rzeczywiście może mieć i depresję, i alkoholizm i obie te choroby trzeba leczyć wtedy dwutorowo.

A lekarz może nie rozpoznać problemu.

Zgadza się. Mam poczucie, iż czasami lekarze bagatelizują problem picia alkoholu przez kobiety. Pytają: “A jak u pani z piciem?”. Kobieta odpowiada: “A wszystko dobrze” i okej, problemu nie ma. Tymczasem dla uzależnienia charakterystyczne jest to, iż człowiek umniejsza problem i zadanie jednego czy dwóch pytań nie zawsze pokaże, co tam się dzieje naprawdę w człowieku. Rzadko zdarza się, iż pacjent otwarcie przyzna: tak, piję pięć razy dziennie wieczorami i mam problem.

  • Przeczytaj także: Kobiety "dają w szyję". Kaczyński: Nie chciałem nikogo urazić

Zdarza się, iż kobiety trafiają na izby wytrzeźwień. Jaki to procent?

Tego nie powiem. Natomiast, jeżeli chodzi o mój oddział detoksykacji, to nie zauważyłem jakiegoś wzrostu liczby kobiet. Na moim oddziale leczenia alkoholowych zespołów abstynencyjnych jest 60 łóżek, w tym dla kobiet – 6. Zdarzało się, iż leczyliśmy 8 kobiet, w tej chwili są bodajże 4. To kobiety w bardzo różnym wieku. Zdarzają się pacjentki choćby po 20-tce. To dobrze. W sumie im szybciej ktoś zgłosi się, tym większa jest szansa, iż będzie dalej leczyć się. Bo jeżeli ktoś trafia na detoks, to nie znaczy od razu, iż podejmie dalsze leczenie w formie terapii.

Kto trafia na detoks? Osoby mocno uzależnione, które potrzebują jakiegoś leczenia farmakologicznego?

Trafiają tu osoby nadużywające alkoholu, ale “otoczka” tego już jest różnorodna. Jedni przywożeni są przez policję, bo są zobowiązani sądowo do leczenia, ale migali się od tego i dopiero służby ich dowożą. Z drugiej strony uzależniony doprowadza się do takiego stanu psychicznego czy fizycznego, iż najczęściej ktoś z rodziny, a czasem on sam, dzwoni po karetkę i karetka przywozi go do nas.

Co znaczy “taki stan”?

To na przykład padaczki poalkoholowe, które w myśl samooszukiwania się uzależnionych są nazywane “omdleniami”. I jeżeli to “omdlenie” wydarzy się na przystanku, w domu, to zwykle ktoś dzwoni po pomoc. To także psychozy poalkoholowe czyli zwidy i przesłyszenia. Najczęściej rodzina zauważa, iż alkoholik dziwnie się zachowuje i dzwoni po karetkę. Czasami sam uzależniony jest świadom, iż coś jest z nim nie tak. Nie potrafi przerwać ciągów alkoholowych, doświadcza psychoz, myśli samobójczych. Często wie, iż będzie tak się czuł, bo wielokrotnie tego doświadczał i woli przetrwać ten stan na oddziale w Choroszczy – aby sobie lub komuś nie wyrządzić krzywdy. Zdarza się nierzadko, iż rodzina mocno nakłania lub wręcz przymusza alkoholika, aby zgłosił się na oddział. Czują się bezradni, nie wiedzą już, co mają z nim robić. Obawiam się, iż jednak wciąż dużo osób jest przekonanych, iż detoks to terapia. A tak nie jest.

Czym jest więc detoks?

Zadaniem detoksu jest, mówiąc kolokwialnie, doprowadzenie pacjenta, czy też pacjentki do “stanu używalności”. Detoks to odtrucie, a więc zniwelowanie skutków niedawnego picia - skutków fizycznych oraz psychicznych. Po ciągu alkoholowym uzależniony może mieć nastroje depresyjne, może mieć potworne lęki, myśli samobójcze. To, co się z nim dzieje często zależy od tego, co pił lub brał. A zdarzają się osoby, które mieszają różne substancje. Np. wśród kobiet popularne jest nadużywanie różnych leków uspakajających. Czy to za aprobatą lekarza, czy na własną rękę. Najczęściej jednak odtruwamy od alkoholu.

Jak wygląda takie leczenie?

Zależy nam na tym, aby wyrównać stan psychiczny pacjenta, aby nie doświadczał ambiwalentnych, skrajnych emocji – od euforii do smutku. Oczywiście, bardzo istotny jest też stan fizyczny, bo ludzie naprawdę trafiają do nas w różnej formie. Niektórzy są skrajnie wycieńczeni przez picie, niektórzy mają zespół abstynencyjny prosty, czyli nie dadzą rady jeść, ręce im się trzęsą, pocą się, są osłabieni. Taki stan można stosunkowo gwałtownie uregulować. Podaje się kroplówki i zastrzyki, leki przeciwpadaczkowe, uspokajające, stabilizujące nastrój, środki nasenne. Tutaj lekarz decyduje, jakie leki uruchomić.

To wersja w miarę optymistyczna i mało skomplikowana. Bo często zdarza się, iż przywożone są do nas osoby uzależnione w ciągu alkoholowym, ale też po urazach, z nieleczonymi chorobami (np. uszkodzonym żołądkiem, wątrobą, trzustką, z odleżynami). I wtedy często nie wiadomo za co się najpierw zabrać.

  • Przeczytaj również: "Dawanie w szyję"? Problemem jest pijący mężczyzna

Co po detoksie?

Niewiele osób zgłaszających się na detoks potem kontynuuje leczenie. I to nieważne, czy mówimy o mężczyznach czy kobietach. Zobowiązanie sądowe czy naleganie rodziny na kilka się zda, jeżeli ktoś nie dokona autorefleksji, nie ma motywacji, aby coś z tym zrobić. I przede wszystkim - jeżeli nie ma świadomości tego, iż ma problem z alkoholem. A myślę, iż większość osób, które trafia na detoks tej świadomości nie ma.

Czy osoby, które trafiają na detoks z własnej woli, nie chcą jednak zerwać z nałogiem? Choćby dla kogoś bliskiego.

Wiele osób zgłasza się na detoks, aby trochę odtruć się i w dalszej perspektywie móc pić dalej. Część osób chce zerwać z nałogiem dla rodziny lub aby utrzymać się w pracy. Ale czy taka motywacja jest wystarczająca? Przyznam szczerze, iż nie wierzę w to za bardzo. Bo co się stanie, jeżeli pokłócę się z żoną lub z nią rozstanę? Lub jeżeli szef powie mi, iż niestety, jednak nie ma dla mnie miejsca w firmie? To jest bardzo niestała motywacja do zerwania z nałogiem. Owszem, lepsze to niż nic, a zwłaszcza może być dobre na początku - aby ruszyć z miejsca. Czasem groźba żony, iż złoży pozew o rozwód, może być dzwonkiem alarmowym i inspiracją do rozpoczęcia skutecznego leczenia. A tak na marginesie – te rozwody z inicjatywy żon są jednak rzadsze niż z inicjatywy mężów. Kobiety częściej zostają przy partnerach alkoholikach i nie decydują się na odejście. Mężczyźni przeciwnie - częściej odchodzą od pijących partnerek.

Alkohol

Dlaczego kobiety realizowane są przy alkoholikach, a mężczyźni odchodzą?

Myślę, iż wynika to z tego, iż kobiety – w sensie biologicznym - są bardziej opiekuńcze niż mężczyźni. Także kulturowo na kobietach ciążyła od zawsze rola opiekunki i strażniczki domowego ogniska. Ale to się jednak zmienia. Kobiety mają dostęp do wiedzy o uzależnieniach – w internecie, książkach, podcastach - i już nie czekają 20 lat, zanim się rozwiodą lub zanim powiedzą “Idź się leczyć człowieku”. gwałtownie orientują się, iż coś jest nie tak. O ile jednak żony potrafią powiedzieć “dość”, o tyle już matki alkoholików mają z tym problem.

I żyją z synami-alkoholikami pod jednym dachem…

Tak, mieszkają i niańczą swoich 40-50- czy 60-letnich synków. Nie zostawią ich, bo przecież, to ich dziecko. To jest straszne.

A dlaczego mężczyźni odchodzą od pijących kobiet? Czy ze wstydu, iż ich partnerka jest alkoholiczką? Bo o ile jeszcze jest pewne przyzwolenie na picie mężczyzn, o tyle w drugą stronę to już chyba tak nie działa.

Myślę, iż ten wstyd może grać pewną rolę, gdy problem wychodzi na jaw poza zamknięty krąg rodzinny czy partnerski. A trzeba zaznaczyć, iż rodziny często organizują się tak, aby problem picia ukryć. Na przykład przestajemy wychodzić do znajomych, w miejsca publiczne itd. Także jest to możliwe, ale myślę, iż mężczyźni odchodzą, bo po prostu nie chcą już po raz kolejny ratować swoich kobiet. Choć trzeba zaznaczyć, iż są panowie, którzy realizowane są przy swoich pijących partnerkach, mimo iż te potrafią robić straszne rzeczy.

Wróćmy jednak do motywacji. Czyli ważne jest, aby zerwać z piciem dla siebie?

Tak. Dobrze, aby alkoholik zobaczył, co tak naprawdę daje mu trzeźwość. Bo, co dawało mu picie, to on już wie. jeżeli pacjent dojdzie do takiego sposobu myślenia, iż “trzeźwość podoba mi się”, to jest to solidna podstawa do tego, aby wyjść z nałogu. Tylko nie chodzi tu o taki początkowy “hype”, czyli euforia spowodowana poczuciem, iż już mnie głowa nie boli, iż już bardziej ogarniam rzeczywistość. Ten "hype" kończy się i wtedy trzeba nauczyć się żyć w szarej codzienności - z jej dobrymi i złymi odcieniami. A trzeba pamiętać, iż ludzie uzależnieni mają niski próg tolerancji na frustrację i z tymi ciemniejszymi odcieniami (smutku, żalu czy bólu) kiepsko sobie radzą. I wtedy mogą wrócić do picia.

Czyli powroty do picia spowodowane są nieumiejętnością radzenia sobie ze stresem?

Wiele osób utrzymuje abstynencję, dopóki nie chce się pić oraz do czasu, gdy w życiu jest dobrze i nie ma kryzysów. Więc tak, większość powrotów do picia spowodowanych jest szeroko rozumianym stresem. Ale część osób zaczyna znowu pić, bo już jest wszystko dobrze.

Wracają do picia, bo jest dobrze? To brzmi absurdalnie

Trochę tak, ale już tłumaczę o co chodzi. Otóż, gdy alkoholik w miarę ogarnął się, żona już mu nie grozi rozwodem, w pracy też jakoś się układa, to w tym momencie może nastąpić pewne poluzowanie. Takie złudne poczucie, iż już pokonałem uzależnienie. I wtedy - trochę na zasadzie wciskania sobie kitu – pojawia się pokusa: “A wypiję piwo, dwa piwa. Nic się nie stanie przecież”. No i zaczyna się.

  • Przeczytaj też: Młodzi mężczyźni bardziej samotni od kobiet. "To było dla nas zaskoczeniem"

A może jednak można to jedno, dwa piwa wypić? Czy wyzdrowienie musi zawsze oznaczać totalną abstynencję?

Teorie są różne. Ja osobiście nikomu nie zabraniam wypić tych piw, bo to się mija z celem. Trzeba wziąć za siebie odpowiedzialność.

Ale czy są tacy ludzie, którzy wyszli z alkoholizmu i potrafią wypić tylko okazjonalnie piwo i na tym zakończyć?

Czytałem kiedyś badania, z których wynikało, iż niektórym pacjentom to się udaje. Zwłaszcza takim, którzy nie doświadczyli silnego uzależnienia. Ja jednak byłbym tutaj ostrożny. Zwłaszcza, gdy tego typu świadectwa są efektem samoobserwacji i to na przestrzeni zaledwie roku czy dwóch lat. Bo niektórym wydaje się, iż przez miesiące, czy choćby lata ich picie uregulowało się, iż nic się nie działo, a potem jednak okazuje się, iż to picie wymknęło się spod kontroli. Więc być może niektórzy potrafią pić kontrolowanie przez jakiś czas, ale ostatecznie wracają do nałogu. Ja w swojej karierze nigdy nie spotkałem się z alkoholikiem, który poradziłby sobie z nałogiem, wrócił do picia kontrolowanego i już tak sobie do końca dni szczęśliwie żył bez nawrotu.

Wróćmy do detoksu. Czy podczas pobytu na odtruciu prowadzona jest terapia?

Na detoksie prowadzimy zajęcia psychoedukacyjne. Zapoznajemy alkoholików z tematem uzależnienia, aby na podstawie informacji mogli wyciągnąć sobie wnioski i być może zgłosić się na dalsze leczenie. Pytamy, co chcieliby wiedzieć i cóż, zwykle jest cisza. Natomiast terapii wglądowej, na której pacjenci mogliby przepracować osobiste tematy, nazwać trudności w utrzymaniu abstynencji i popracować nad tzw. tożsamością alkoholową - takiej terapii na detoksie nie ma.

Terapia

A czy na detoksie wszywa się esperal?

Nie. Już się tego nie robi. Przynajmniej w publicznej ochronie zdrowia. Prywatnie prawdopodobnie tak. “Wszywka” to nie jest sposób leczenia. Pacjent wszywa sobie “bombę” i przez jakiś czas boi się, iż jak wypije, to umrze. Po roku wszywa sobie kolejną porcję esperalu, bo ta już przestaje działać. Ale większość jednak wraca do picia. Bo straszak to nie jest metoda na wyleczenie. Choć z drugiej strony, każdy sposób na utrzymanie trzeźwości jest dobry – czy to będzie wszywka czy np. przysięga w kościele. jeżeli dzięki nim alkoholikowi będzie żyło się lepiej, nie będzie pił czy rozrabiał, to okej. Jednak wewnętrzną stabilizację i szansę na ugruntowane wyleczenie daje terapia i mitingi anonimowych alkoholików. Tak uważam.

Dlaczego terapia jest tak ważna?

Otóż w całym tym leczeniu chodzi nie tylko o to, aby alkoholik przestał pić, a tak uważa wiele osób i jedynie na tym skupia się. Myślą, iż jak przestaną spożywać alkohol, to życie im się wyprostuje. A tu nagle okazuje się, iż na przykład nie potrafią utrzymać relacji rodzinnych, nawiązywać nowych znajomości, są impulsywni, bo wreszcie ujawniają się emocje. I dlatego tak ważna jest terapia – aby pomóc pacjentowi w radzeniu sobie z życiem bez alkoholu, z jego trudnościami.

Poza tym podczas terapii uczą się rozmawiać otwarcie o swoich problemach - nazywać je, przyznawać się do nich. Jest to szczególnie ważne dla mężczyzn, którzy często nie potrafią otworzyć się uznać, iż w czymś zawiedli. zwykle na początku mówią - “Jest okej, nie piję”, a dopiero z czasem schodzą o poziom niżej i mówią o bardziej wstydliwych rzeczach.

Gdzie może zgłosić się osoba, która czuje, iż ma problem z alkoholem, ale nie wymaga detoksu?

Może przyjść do poradni leczenia uzależnień. Bez skierowania. Na przykład w Białymstoku jest bodajże pięć takich poradni. Druga opcja to zgłoszenie się na oddział stacjonarny szpitala – w przypadku województwa podlaskiego - do Choroszczy, Łomży albo do Starych Juch. Oczywiście, nie ma tu rejonizacji. Możemy poszukać takiego oddziału w innym krańcu Polski.

Skąd mam wiedzieć, czy powinnam iść do poradni czy do szpitala?

Tutaj trzeba na początku zapytać siebie, czy będę w stanie uczestniczyć w terapii w poradni. Trwa ona około 8 miesięcy. To są spotkania dwa razy w tygodniu, zwykle po południu. I tu trzeba zapytać samego siebie: “Czy dam radę uczestniczyć w takiej terapii i nie wracać do picia?”. Bo w trakcie terapii należy powstrzymać się od spożywania alkoholu. Trzeba być trzeźwym.

Więc jeżeli ktoś jest w stanie utrzymać trzeźwość i do tego połączyć terapię np. z pracą, nauką, życiem domowym, to może jak najbardziej korzystać z terapii w poradni. Ale trzeba mieć na uwadze, iż uzależnieni to ludzie z różnych grup społecznych, są w różnej sytuacji życiowej oraz na różnym poziomie uzależnienia. Dla tych, którzy nie są w stanie podjąć terapii i “ogarniać” życia, jest oddział w szpitalu.

Jak wygląda terapia?

Zanim zaczniemy terapię, trzeba najpierw porozmawiać z psychiatrą, a potem z terapeutą. Obydwaj stawiają diagnozę, a psychiatra może też dodatkowo przepisać leki, jeżeli uzna, iż są potrzebne. Potem przechodzimy do etapu wstępnego przed terapią, czyli do psychoedukacji, która trwa miesiąc. Psychoedukacja przebiega podobnie do tej, o której wspominałem przy okazji opisywania leczenia na detoksie. I jeżeli ktoś przez to przejdzie - a wiele osób już na tym etapie wykrusza się - to wtedy zaczyna się adekwatna terapia.

Dlaczego wykruszają się?

Bo pierwszy zapał gaśnie, a oni chcą szybkiego, prostego rozwiązania. Dlatego wszywki są tak popularne. A terapia to nie spacerek. To autentyczny wysiłek. Nie polega na tym, iż sobie posiedzę, coś tam pogadam i pójdę. jeżeli tak to będzie wyglądać, to prawdopodobnie terapia gwałtownie się skończy, bo specjalista wyłapie, iż ktoś się nie angażuje. To ciężka praca uzależnionego, który musi sam wziąć odpowiedzialność za siebie. A zdarza się jeszcze, iż ktoś przychodzi na zasadzie: “Panie, zrób coś ze mną” i nie przejawia własnego zaangażowania. Wtedy z takim delikwentem nie ma sensu pracować, bo to on musi chcieć z tego wyjść i podjąć działania.

Wróćmy do terapii. Indywidualna czy grupowa?

W poradni prowadzone są obie formy terapii. Terapia grupowa trwa ok. 7 miesięcy. W gronie 10-14 osób spotykamy się regularnie na sesjach. Aktualnie mam samych panów. W trakcie terapii pisze się prace na temat tzw. destrukcji alkoholowej. To jedno. Kolejna część jest bardziej warsztatowa, gdzie pacjenci uczą się, jak np. odmawiać picia, dowiadują się, kim adekwatnie jest trzeźwy alkoholik, rozeznają się w swoim życiu. W międzyczasie, jeżeli ktoś chce, może uczestniczyć w terapii indywidualnej, gdzie często poruszane są wątki, na które albo nie ma czasu w tej terapii grupowej albo ktoś nie chce ich ujawniać przy grupie.

Ile czasu trwa terapia indywidualna?

Terapia indywidualna może trwać do dwóch lat, choć ja nie przywiązuję się do tych granic czasowych, bo może być tak, iż ktoś będzie potrzebował dłuższej pracy nad sobą. Coś wydarzy się w życiu albo okaże się, iż uzależnienie przykrywa inne problemy, np. traumy. Są badania, które mówią, iż ok. 45% osób uzależnionych doświadczyło traum wczesnodziecięcych, w okresie adolescencji lub już w życiu dorosłym. I trzeba to przepracować, a nie zawsze da się to zrobić zgodnie z tabelką w określonym czasie. Ludzie są różni i jedni pracują szybciej, inni wolniej. I to jest okej.

  • Przeczytaj również: Zbiorowa depresja w Blue Monday to ściema? Oto 5 dowodów

Czy podczas terapii grupowych jest Pan w stanie stwierdzić: “O ten facet/kobieta świetnie rokuje, czuję, iż da sobie radę”?

Dawniej, gdy zaczynałem pracę, to rzeczywiście zdarzało mi się oceniać, iż ten wyjdzie z uzależnienia, a ten nie. Teraz już nie myślę w tych kategoriach. Bo zdrowienie niekoniecznie musi zależeć od tego, jak ktoś pięknie pracował na sesjach i jak wielkie rzeczy uświadomił sobie w ich trakcie. Sama terapia nie gwarantuje wyjścia z uzależnienia, bo dużo zależy od tego, co będzie się działo w międzyczasie lub po terapii. Czy ktoś będzie miał wsparcie na zewnątrz i czy będzie pewne rzeczy wprowadzał w życie. Bo są pacjenci, którzy mają naprawdę dużą wiedzę na temat uzależnienia, wydają się bardzo świadomi. Tylko co z tego, skoro nie mają żadnej praktyki. Możesz znać 30 sposobów na poradzenie sobie z głodem alkoholowym, ale jak nie wprowadzisz ani jednego w życie, to nic się nie zmieni. Ale są też tacy pacjenci, którzy cyklicznie wracają na detoks i wydaje się, iż już nic nie da się z nimi zrobić i za chwilę zapiją się na śmierć. A potem jednak okazuje się, iż coś zaskoczyło i udaje im się utrzymać abstynencję.

Czy z uzależnienia można wyjść? Bo “niepijący alkoholik” to jednak alkoholik i to określenie wydaje się bardzo stygmatyzujące i odbierające nadzieję na pełne wyleczenie.

Tak, to bardzo stygmatyzujące określenie. Tak jak samo określenie “uzależniony” czy “alkoholik”. Część środowiska terapeutów stosuje termin “pacjent z uzależnieniem”. Chodzi o to, aby nie przypisywać pacjentowi tożsamości alkoholika. A czy można z tego wyjść? Powiem tak, na pewno nie jestem fanem takiego samobiczowania się do końca życia na zasadzie “jestem wstrętnym alkoholikiem i mam o tym pamiętać”. Tylko z drugiej strony, od stwierdzenia “już nie jestem alkoholikiem, problem był i minął” jest bardzo krótka droga do tego, aby pójść i napić się. Osobiście nie mam do tego jakiegoś sztywnego podejścia, byle byś pamiętał o tym, iż powrót do picia może się zakończyć dla ciebie w taki, a taki sposób, iż masz taką konstrukcję psychiczną, iż może to ciebie znowu pociągnąć.

Dlaczego jedni wpadają w alkoholizm, a inni nie uzależniają się?

Tu nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Gabor Mate, psychiatra kanadyjski, ustalił, iż mózgi osób uzależnionych funkcjonują inaczej. Często są to osoby straumatyzowane, które doświadczyły przemocy fizycznej, psychicznej, molestowania seksualnego. I te traumy sprawiają, iż mózgi nie rozwijają się prawidłowo. Pokazują to obrazowania mózgu, na których widzimy, iż pewne jego części nie wykształcają się tak jak powinny i w związku z tym pacjenci mają np. problem z kontrolowaniem impulsów. A jak ktoś ma problem z kontrolowaniem impulsów i styka się z alkoholem, który daje mu początkowo dużo fajnych wrażeń, to ciężko jest mu się opanować.

Czyli jeden czynnik to wpływ traum na mózg. Drugi to łatwa dostępność alkoholu. Kupno alkoholu jest w tej chwili banalnie proste i stosunkowo tanie. Mamy sklepy otwarte 24 godziny na dobę. Nic tylko kupować. Trzeci czynnik to coś, co nazwałbym taką naszą narodową “schizofrenią” na temat alkoholu. Z jednej strony picie jest aprobowane i wręcz napawa nas dumą, zaś rodzinne uroczystości i ważne wydarzenia nie mogą obyć się bez flaszki. Z drugiej strony – gdy ktoś zaczyna z alkoholem przesadzać i rozrabiać, to jest bardzo mocno piętnowany. Niemniej wychowanie w kulturze picia, w domu, w którym alkohol jest codziennością, a w genach mamy skłonności do uzależnienia, to wszystko są cegiełki, które mogą przyczynić się do wpadnięcia w szpony nałogu.

Przy czym warto podkreślić, iż to, czy ktoś stanie się alkoholikiem, nie zależy wyłącznie od jednego czynnika. To zawsze złożony problem.

Wsparcie

Czy konieczne jest wsparcie bliskich, żeby wyjść z nałogu? Czy można zrobić to samemu?

Zapewne są takie osoby, które wyszły z nałogu zupełnie same. Lub choćby z pomocą kolegów i koleżanek z mitingów. Ale wsparcie bliskich może ułatwić nam tę drogę. Tylko istotne jest, aby nie odbywało się to na zasadzie “jestem uzależniony, wychodzę z nałogu i teraz musicie mnie wspierać, a jeżeli tego nie zrobicie, to wracam do picia”.

Bo to jest szantaż.

Tak. Alkoholicy, często nieświadomie, koncentrują najbliższe otoczenie na swojej osobie. Może być tak, iż ja teraz nie piję alkoholu i wymagam od ciebie, żebyś ty mnie zbytnio nie denerwowała, bo ja mogę pójść się napić. I tak masz mnie wspierać. No, ale to chyba nie o to chodzi.

To o co chodzi? Jak rodzina może wspierać alkoholika?

Rodzina może pomagać na różne sposoby, np. kiedy mąż przychodzi do żony i mówi, iż ma głód alkoholowy, to ona proponuje wspólny spacer, wspiera w przetrwaniu trudnych momentów, odciągając go od pokusy. Można w początkowym okresie nie pić alkoholu przy uzależnionym. Zwłaszcza w czasie pierwszych dwóch lat walki, które są zwykle najtrudniejsze. Z drugiej strony alkoholik nie może wymagać od innych, aby raptem stali się abstynentami. To ja, alkoholik, mam nauczyć się życia w takim świecie, jaki on jest, a nie dopasowywać go do siebie.

Ważne też, aby nie wyręczać chorego. Niech żony nie bawią się w szukanie poradni czy detoksów dla swoich mężów. Niech on sam pofatyguje się i pokaże, iż rzeczywiście chce się leczyć. To nie żona ma za męża wychodzić z nałogu, on sam musi wyszarpać swoją trzeźwość.

A mitingi? Pomoc rodziny nie wystarczy?

Mitingi alkoholików dają wsparcie osób, które przechodzą przez to samo. W pewnym sensie nikt tak nie zrozumie niepijącego alkoholika jak drugi niepijący alkoholik. Bo np. żona może mieć problem ze zrozumieniem, dlaczego po dwóch latach trzeźwości pojawia się głód alkoholowy. “Stary, minęły dwa lata, a tobie jeszcze chce się pić?”. Ano tak. I kolega z mitingu nie zrobi wielkich oczu, tylko pokiwa głową ze zrozumieniem. Także ważne jest, aby wsparcie było różnorodne - rodzina, przyjaciele, koledzy z AA - każdy może okazać jakąś formę pomocy.

Czy niepijący alkoholicy często zastępują alkohol innym nałogiem?

Tak, to często zdarza się. Podczas leczenia mówimy, żeby nie zastępować jednej substancji inną, aby nie szukać zamienników alkoholu. A mimo to zdarza się, iż ludzie, którzy wychodzą z terapii zaczynają np. palić marihuanę. W myśl zasady, iż po marihuanie to ja nie rozrabiam.

A może to jest jakaś metoda?

No jest. Tylko dalej jesteś w uzależnieniu, a jedynie substancja jest inna. Substancja lub zachowanie. Bardzo łatwo jest przejść z jednego nadmiarowego zachowania pt. “picie alkoholu” w inne nadmiarowe zachowanie pt. “intensywne uprawianie sportu”. Oczywiście, to drugie nie jest tak społecznie szkodliwe, a bywa wręcz nagradzane. Ale czy to spowoduje, iż nauczysz się brać trudności życiowe na klatę? Przeżywać je, doświadczać emocji, rozwiązywać problemy? Nie. Teraz zamiast do baru, pójdziesz na siłownię. I być może też dojedziesz organizm, tylko w inny sposób, rozwalisz rodzinę, bo ciągle będziesz nieobecny. Tymczasem, jeżeli chcesz wyjść z uzależnienia, to twoja psychika powinna się zmieniać. Bez uciekania w coś tam. A to właśnie robi się na terapii.

***

Krzysztof Chmielewski - psycholog, certyfikowany specjalista psychoterapii uzależnień, psychoterapeuta w trakcie całościowego czteroletniego szkolenia z psychoterapii humanistyczno-doświadczeniowej. Na co dzień pracuje w OLAZA w Choroszczy i Poradni leczenia Uzależnień i Współuzależnień Optima w Białymstoku.


Więcej od upday:

  • Więcej osób trafi na leczenie psychiatryczne bez swojej zgody

  • Gniew lub apatia. Skąd się biorą choroby psychiczne dzieci w Polsce

  • Zrób sobie szczęśliwy nowy rok. Wystarczy trening sprężystości psychicznej

  • Psychika Polaków w coraz gorszym stanie. Powodem inflacja i sezon grzewczy

Idź do oryginalnego materiału