Medyczni szarlatani „leczą” Amerykanów. „Nasze władze są niemal bezradne”

news.5v.pl 5 godzin temu

Ofiarami szalbierzy medycznych padają zarówno ludzie o skromnych dochodach, jak i bardzo bogaci. Niektórzy „cudotwórcy”, szarlatani i oszuści prowadzą ośrodki, stanowiące coś w rodzaju sekt parareligijnych, w których pobyt i „terapia” kosztują majątek. Biedniejsi kupują różne specyfiki, suplementy bez żadnych atestów, „lekarstwa”, urządzenia, różnego rodzaju absurdalne instalacje, poradniki autorstwa „uzdrawiaczy”. Te rzeczy dostępne są on-line, mają różne ceny, to produkty na każdą kieszeń. Ich rynek jest ogromny.

Jedną z postaci, zaludniających świat altmedu, czyli tzw. medycyny alternatywnej, jest Alicja Kołyszko, znana także jako Doktor A-Leech-A .

Przybyła do USA z Polski w latach 90. Już w Polsce interesowała się hirudoterapią, czyli leczeniem pijawkami. Hirudoterapia, która sama w sobie nie jest czymś negatywnym, przez Alicję Kołyszko była przedstawiana jako „lek na wszystko”. Kołyszko wstrzeliła się w pewną lukę na rynku amerykańskim, na którym pijawki były praktycznie nieznane jako panaceum. Złożyła gabinet, potem ich sieć, potem otworzyła kliniki leczenia pijawkami. Sprowadzała je spoza USA i sprzedawała w monstrualnych ilościach. Zrobiła z pijawek szoł, przypisywała im nieistniejące adekwatności, zalecając chorym, aby odstawiali leczenie oparte na nauce i kupowali pijawki. Omamiła nie tylko chorych, ale także lekarzy i poważne autorytety medyczne.

Piotr Ibrahim Kalwas: Twoja właśnie wydana w Polsce książka „Inwazja uzdrawiaczy ciał” to szokujący opis popularności w USA altmedu. Skala korzystania przez obywateli USA z usług najróżniejszych paramedycznych szarlatanów jest wstrząsająca. Chciałbym zapytać, czy to jest zjawisko obecne w Ameryce na większą skalę niż w innych krajach? Czy Ameryka jest w jakiś specyficzny sposób bardziej przyjazna dla prowadzących taką działalność szarlatanów?

Matthew Hongoltz-Hetling: Nie wiem, jak wygląda szarlataneria medyczna w innych krajach i w jakim stopniu jest rozpowszechniona. Kultura danego kraju, cały zbiór bardzo różnych okoliczności — wpływają na to, czy dane społeczeństwo jest bardziej, czy mniej podatne na wpływy oszustów w dziedzinie szeroko rozumianej opieki zdrowotnej.

Jednym z kluczowych czynników jest szeroka dostępność opieki zdrowotnej opartej na racjonalnej wiedzy medycznej. Mieszkałem jakiś czas w Sierra Leone, gdzie dostępność do infrastruktury medycznej jest bardzo ograniczona, a system opieki zdrowotnej przeżarty korupcją. W takim miejscu uzdrowiciel leczący mieszanką ziół i zaklęć rzeczywiście często jest rozsądniejszym wyborem niż skorumpowany, zły lekarz. Ala Ameryka to bogaty kraj, a mimo tego jest nękana przez tzw. alternatywny system opieki zdrowotnej.

Sondaż przeprowadzony w 2017 r. przez Pew Research Center wykazał, iż 20 proc. Amerykanów odrzuciło medycynę konwencjonalną i przestawiło się wyłącznie na alternatywną. Co piąty Amerykanin! To szokujące dane sprzed ośmiu lat. Dziś jest lepiej czy gorzej?

Nie widziałem ostatnich danych dotyczących tego problemu, ale założyłbym się o znaczną sumę, iż pokazałyby, iż jest gorzej i w tej chwili jeszcze więcej Amerykanów niż osiem lat temu stosuje wyłącznie medycynę alternatywną.

Dlaczego?

Składa się na to wiele czynników. Przede wszystkim nasz system opieki zdrowotnej przez cały czas boryka się z wielkimi problemami, między innymi wydaje się coraz więcej pieniędzy na marketing suplementów i tzw. alternatywnych leków. Nasze władze są przez cały czas niemal bezradne w pociąganiu do odpowiedzialności spekulujących na zdrowiu szarlatanów, a ogólny wzrost politycznego populizmu przyniósł ze sobą pogardę dla instytucjonalnej wiedzy fachowej.

Poza tym była pandemia, która jeszcze bardziej podważyła zaufanie do systemu opieki zdrowotnej. W wyniku pandemii gwałtownie zwiększyła się liczba zarażeń chorobami zakaźnymi w szpitalach, co także zmniejszyło zaufanie do oficjalnej opieki zdrowotnej. To wszystko już brzmi niepokojąco, ale obawiam się, iż za kilka lat będzie jeszcze gorzej, a rok 2025 będzie wspominany jako ten jeszcze całkiem „normalny”.

Jeden z bohaterów twojej książki, który uważa się za obcego z innej galaktyki uwięzionego w ludzkiej skórze, mówi znamienne słowa: „teraz nadchodzi era wiedzy medycznej dostępnej dla przeciętnego człowieka”. Dlaczego tak mówi? Czy to ma związek z faktem, iż 22 mln Amerykanów szuka informacji na temat swoich problemów ze zdrowiem wyłącznie w internecie?

Tak, dokładnie! Jedną z cudownych rzeczy w internecie jest to, iż pozwala ludziom na łatwy dostęp do wysokiej jakości informacji o medycynie i opiece zdrowotnej. Ale oczywiście ma to drugą, ciemną stronę: sieć daje nieograniczony dostęp do bezwartościowych bzdur, dezinformacji na tematy medyczne i dotyczące zdrowia.

Opisywanemu przeze mnie „kosmicie”, który twierdził, iż jest bóstwem z kosmosu uwięzionym w ludzkim ciele, internet pozwolił na masowe dotarcie do ludzi. A on wykorzystał tę moc, aby bezpośrednio opowiedzieć o skuteczności swojego cudownego lekarstwa — jak twierdził — inspirowanego galaktyką Andromedy. Sprzedawał MMS (Miracle Mineral Solution) — napój „leczący wszystko”, a będący środkiem do uzdatniania brudnej wody. Ludzie kupowali MMS w jakichś niewiarygodnych ilościach, nie tylko w USA. Można go było zamówić także z Polski.

„Kosmita” zarobił ogromne pieniądze, które przeznaczał na dalszą promocję specyfiku. Amerykańska Agencja Zdrowia i Żywności zakazała mu sprzedaży, ale on sprzedawał MMS dalej, już nielegalnie, mimo iż tysiące osób zatruły się, były też ofiary śmiertelne.

„Kosmita” skończył w więzieniu.

Ameryka słynie w świecie z wolności jednostki, ale może właśnie paradoksalnie w tym tkwi problem, może tej wolności jest za dużo, a za mało państwa i jego instytucji? Piszesz dużo o tzw. wolności medycznej. Czym ona jest? Jak postępować, kiedy zderzają się ze sobą dwie konstytucyjne zasady: zdrowie publiczne i indywidualna wolność? Czytając twoją książkę, miałem momentami odczucie, iż wolność w USA sięga absurdu, iż to forma jakiegoś bezkrólewia, jakiejś anarchii.

Dla mnie jedną z niewygodnych rzeczy podczas pisania tej książki było to, iż postawiła mnie na pozycji obrony państwowości i jej instytucji. Rozumiesz? Powinienem murem stać za państwem i jego instytucjami. A przecież jako dziennikarz czuję się znacznie bardziej komfortowo, rzucając kamieniami w te instytucje i wskazując ich wady. Ale kiedy pisałem książkę, zrozumiałem, iż pomimo licznych niedociągnięć, amerykańskie instytucje państwowe robią więcej dobrego dla ludzi niż osoby optujące w swoim radykalnym programie za ruchem na rzecz wolności medycznej.

Czytając o zasadach tego ruchu, czułem się bardzo zaniepokojony. Nie tak rozumiem wolność wyboru, to koliduje mi i z ludzkim zdrowiem i bezpieczeństwem…

W sercu tego ruchu leży cenna zasada: Amerykanie i wszyscy wolni ludzie powinni mieć swobodę podejmowania własnych, świadomych decyzji dotyczących opieki zdrowotnej. Ale, jak mówisz, koliduje to z zasadą zdrowia publicznego i bezpieczeństwa — co jeżeli prywatna decyzja danej osoby, dotycząca leczenia, stwarza zagrożenie dla sąsiadów?

Właśnie.

Szczepienia są przykładem tej kolizji. Problem może dotyczyć też osób chorych psychicznie. Bo wyobraźmy sobie sytuację, w której człowiek odmawia przyjmowania leków uśmierzających jego gwałtowność, wyciszających ją? Co z osobą cierpiącą, która pragnie zakończyć własne życie? A co z taką, która odmawia leczenia drobnego problemu zdrowotnego, a on przekształca się w poważny problem i za jego leczenie zapłaci całe społeczeństwo?

Obawiam się jednak, iż interesujący niuans tych i wielu podobnych przypadków został całkowicie utracony w przekazach współczesnego ruchu na rzecz wolności medycznej. Jego zwolennicy mają bezwzględne stanowisko w kwestii wolności jednostki i mało ich obchodzą prawdziwe i poważne konsekwencji.

Pandemia pokazała, iż odmowa szczepień to zagrożenie dla innych, dla całego społeczeństwa. To nie jest żadna wolność, to absurdalne myślenie, a przede wszystkim przestępstwo.

Być może wynika to z tego, iż dorastałem tutaj, w Ameryce, ale naprawdę uważam, iż obecny stan wolności w USA nie jest absurdalny – zawsze będzie napięcie między prawami jednostki a prawami ogółu, ale myślę, iż nasz obecny zestaw praw, z pewnymi wyjątkami, dość dobrze balansuje te dwie sprawy. Jednak dziś pilnym problemem jest dominacja filozofii wolnego rynku w opiece zdrowotnej.

Czyli?

Chodzi o to, iż chęć utrzymania wolności słowa ośmieliła spekulantów w branży alternatywnej „opieki zdrowotnej” do wysuwania zwodniczych roszczeń, którymi skutecznie oszukują społeczeństwo. Ludzie myślą, iż słabsze wpływy rządu, państwa, dadzą im więcej wolności, ale w rzeczywistości to właśnie silny rząd będzie lepiej zapobiegał poważnym ograniczeniom wolności przez wielkie interesy korporacji.

W Ameryce potrzebujemy zmian w przepisach dotyczących marketingu produktów i usług, które zawierają twierdzenia odnoszące się do zdrowia i dobrego samopoczucia. Potrzebujemy również, aby nasze agencje federalne, nadzorujące praworządność, otrzymały narzędzia do skutecznej walki z łamiącymi prawo szarlatanami i im podobnymi.

Długoterminowe rozwiązania obejmują przede wszystkim edukację propagującą naukową wiedzę, a także reformy instytucjonalne, które zapewnią ludziom większy dostęp do lepszej opieki zdrowotnej. To pociągnie za sobą upadek szarlatanów z branży tzw. alternatywnej opieki zdrowotnej, stanowiących zagrożenie dla ludzi.

Czy taka fascynacja „medycyną alternatywną” była zawsze w USA? Wspominasz o latach 60. i „lewicowych hipisach” jako tych, którzy zapoczątkowali podważanie wiary w instytucje państwowe… Kiedy to się zaczęło?

Ameryka niemal od swoich początków miała alternatywnych uzdrawiaczy i medycynę alternatywną. Omawiany przez nas ruch na rzecz wolności medycznej istniał niemal od zarania państwa amerykańskiego.

Aby moja książka nie była zbyt długa i nie zawierała zbyt wielu wątków, musiałem skrócić narrację historyczną dotyczącą alternatywnego leczenia.

A już w latach 20. XIX w. zielarz o nazwisku Samuel Thomson wdał się w wojnę z ówczesnym instytucjonalnym systemem medycznym. Rozpoczął ruch polityczny atakujący wiedzę specjalistyczną i podkreślał prawo jednostki do wyboru opieki zdrowotnej bez ingerencji rządu. Ruch ten był tak silny, iż skutecznie zwalczył wszystkie prawa, które dotyczyły licencji medycznych we wszystkich stanach USA, co stawiało lekarzy na równi z szarlatanami. Cofnął medycynę w USA o około 30 lat.

W latach 60., kiedy zaufanie Amerykanów do instytucji było bardzo wysokie, wielu młodych ludzi zniechęciło się do społecznego konformizmu. Wyrażali swoją indywidualność, paląc marihuanę, angażując się w walkę o prawa osób o innym niż biały kolorze skóry, różnych orientacji seksualnych czy sprzeciwiając się wojnie Wietnamie. To zaangażowanie było kulturowym buntem przeciwko ówczesnym instytucjom rządowym.

Ameryka powróciła do konformizmu w latach 80. i 90., ale w ciągu ostatnich 20 lub 30 lat nieufność do instytucji rosła zarówno po lewej, jak i prawej stronie.

Czarne

Okładka książki „Inwazja uzdrawiaczy ciał. Na manowcach amerykańskiej medycyny” (wyd. Czarne)

A jak to się rozkłada politycznie: większość zwolenników szeroko rozumianych foliarzy i szarlatanów „medycznych” popiera Republikanów czy Demokratów? Pytam trochę prowokująco, bo dla mnie oczywiste jest, iż Republikanów. Dużo piszesz o korelacjach i związkach altmedu z altrightem, czyli powiązaniach oszustów medycznych z prawicą i to tą bardzo na prawo. Dlaczego właśnie te środowiska tak chętnie popierają szarlatanów? Co przyciąga prawicę do tzw. medycyny alternatywnej? Dlaczego prawica i „foliarstwo” idą w parze zdecydowanie częściej niż lewica czy liberałowie?

Ruch hipisowski lat 60. był bardzo lewicowy i miał swoich szarlatanów, to pewne. Ale lata 90. i początek XXI w. to zupełnie inne pole gry. Konserwatyści polityczni przejęli praktycznie całkowicie scenę, wcześniej zdominowaną przez lewicowców.

Ustawa o suplementach diety i edukacji zdrowotnej z 1994 r. oraz ustawa o ochronie wolności zdrowia z 2005 r. znacznie ułatwiły i obniżyły koszty wprowadzania suplementów diety i innych produktów prozdrowotnych na rynek, jednocześnie osłabiając zdolność rządu federalnego do ścigania oszustów łamiących prawo. To przyciągnęło do branży paramedycznej wiele osób nastawionych do istniejącej kultury lewicowej obojętnie, a zainteresowanych jedynie zarabianiem pieniędzy.

Kultura alternatywnej opieki zdrowotnej przekształciła się z takiej, która celebrowała całkowicie naturalne, spokojne życie duchowego oświecenia, w taką, która celebrowała wolność jednostki, atakowała istniejące systemy medyczne jako skorumpowane i szerzyła idee, iż można dbać o swoje zdrowie, kupując wyłącznie suplementy i stosując tylko paramedyczne praktyki. I mimo iż chodziło przede wszystkim o zyski, to dominowały w tym trendzie przyjazne prawicy idee, a prawicowe media i politycy czuli się znacznie bardziej komfortowo, sprzedając te produkty, niż ci z lewicy, którzy byli bardziej związani z rozwiązaniami rządowymi, racjonalizmem i nauką.

I teraz prawicowi foliarze chyba też czują się znakomicie, bo Donald Trump nominował znanego z antyszczepionkowych poglądów Roberta F. Kennedy’ego jr na szefa resortu zdrowia. Pan Kennedy twierdzi między innymi, iż substancje chemiczne w wodzie powodują u dzieci homoseksualizm, fluor obniża inteligencję, wirus HIV nie jest przyczyną AIDS, a szczepionki powodują autyzm… Czy myślisz, iż pod rządami Trumpa foliarze się uaktywnią? Uczynić Amerykę znów zdrową! — napisał na Twitterze Trump. To wszystko brzmi śmiesznie, ale też przerażająco…

O tak! To właśnie miałem na myśli, kiedy powiedziałem, iż rok 2025 może niedługo jawić się jako ten całkiem „normalny”. Przez ostatnie 20 lat widzieliśmy, jak rząd bezskutecznie walczy o powstrzymanie nienaukowych i niebezpiecznych pomysłów, pochodzących z central alternatywnego przemysłu zdrowotnego. Teraz rząd jest w rękach osób, które chcą faktycznie promować te idee, co zaostrzy problem.

Ten irracjonalny ruch jest przesiąknięty bardzo podstawowymi nieporozumieniami, dotyczącymi nauki o zdrowiu. Pan Kennedy kwestionował choćby znaczenie zarazków!

A jaką rolę w szerzeniu kłamstw, dotyczących zarówno medycyny, jak i państwa, pełnią wspominani przez ciebie w książce libertarianie? Kim są amerykańscy libertarianie?

Libertarianie są architektami ruchu na rzecz wolności leczenia. W latach 60. John Birch Society sformułowało nowoczesne zasady wolności zdrowia, sprzeciwiając się m.in. publicznym kampaniom fluoryzacji.

Działacze libertariańscy sprytnie zwrócili się do zwolenników alternatywnego leczenia na początku XXI w., aby rozpocząć budowę nowoczesnego ruchu oddolnego. Podkreślają wartość alternatywnej medycyny w kontekście prawa jednostki do podejmowania wyborów zdrowotnych przy jednoczesnej krytyce, jak twierdzą, zła i zepsucia skorumpowanych agencji państwowych. Jednak ich program idzie o wiele dalej — chcą całkowicie wolnego rynku, który wstrzymałby rządowe wydatki na badania nad rakiem, pozwoliłby izbom przyjęć odmawiać świadczenia usług z powodu braku zaliczki oraz odebrałby państwowe licencje dla personelu medycznego. A to tylko niektóre z wielu odrażających i radykalnych pomysłów.

Okropne, więc teraz coś zdecydowanie milszego, porozmawiajmy o zombie, dobrze? Nie, to nie żart, sondaż przeprowadzony w 2019 r. przez YouGov, międzynarodową firmę działającą w branży badań rynku, sondaży i analizy danych, wykazał, iż 14 proc. Amerykanów, czyli ok. 45 mln, przygotowało plan na wypadek apokalipsy zombie. W ogólnokrajowej ankiecie, dotyczącej lęków Amerykanów, w 2021 r. 9,3 procent dorosłej populacji – około 31 mln obywateli – stwierdziło, iż obawia się zombie. To brzmi jak żart, ale to prawda. Skąd biorą się takie lęki, a adekwatnie brednie do kwadratu, wśród milionów obywateli USA?

Wielu naukowców poświęciło dużo czasu w analizę znaczenia wzrostu zainteresowaniem zombie w amerykańskiej kulturze. zwykle zauważali gwałtowny wzrost np. produkcji filmów o zombie. Łączyli to — znów przykład — z rosnącym strachem przed imigracją. Ale moje doświadczenie było inne.

Traktowałem zupełnie niepoważnie różnych alternatywnych uzdrowicieli, którzy mówili mi, iż zombie są prawdziwe. Dynamikę „zombizmu” od lat można zaobserwować w wielu branżach paramedycznych. Gdy alternatywni uzdrowiciele próbują ze sobą konkurować na bezkompromisowym wolnym rynku idei, uciekają się do ekstremalnych twierdzeń, aby zwrócić na siebie uwagę. Coraz gwałtownie demonizują swoich domniemanych wrogów — producentów i konsumentów produktów farmaceutycznych, w tym szczepionek, lewicowców, Demokratów i ogólnie rzecz biorąc osoby „duchowo zepsute”. Niektórzy zaczynają odczłowieczać swoich wrogów, mówiąc, iż są oni zombie.

W miarę jak te idee są omawiane i rozpowszechniane na forach internetowych, najpierw metaforycznie lub żartobliwie, zaczynają się do nich przekonywać łatwowierni ludzie. Zombie są postrzegane jako zagrożenie, stają się faktem. Osoby niezrównoważone, chore psychicznie kupują to bez mrugnięcia okiem. Ale ci, którzy nie są chorzy, kupują brednie, bo wyjaśniają one wiele ich lęków i teorii spiskowych. No i już masz — choćby małą — grupę ludzi, którzy wierzą w zombie.

A to tylko jedna z absurdalnych teorii wśród wielu innych teorii spiskowych, które są żywe i szkodliwe dla naszego społeczeństwa.

Jaką rolę w szerzeniu się teorii spiskowych i szarlatanerii paramedycznej w USA pełni religia? Ameryka słynie z religijności. Dużo piszesz o tym w swojej książce, opisujesz mrożące krew w żyłach historie cierpień i śmierci osób „leczących się” wyłącznie modlitwą. Ta wolność religijna, podobnie jak wolność medyczna, sięga szczytów absurdu. Znowu podam cytat z twojej książki: „W Wisconsin ustawodawcy wprowadzili do regulacji o znęcaniu się nad dziećmi poprawkę w brzmieniu: Nie popełnia przestępstwa ten, kto jedynie zapewnia dziecku leczenie środkami duchowymi, wyłącznie w formie modlitwy o uzdrowienie, stosownie do religijnych metod uzdrowicielskich zamiast terapii medycznej lub chirurgicznej”.

Religia jako całość, ogólnie rzecz biorąc, upada w Stanach Zjednoczonych, ale jednocześnie jest coraz więcej miejsca dla ludzi przyjmujących dziwaczne wierzenia religijne i duchowe, które nie są związane z uznaną tradycją, nie mają żadnych odpowiedzialnych przywódców ani dogmatów.

Prawodawcy stanu Wisconsin przez wprowadzenie poprawki, o której mówisz, utorowali drogę do strasznych nadużyć. A wywodzili się z niewielkiej sekty ekskomunikowanej przez Kościół, powiązanej z wszelkiego rodzaju dziwacznymi wierzeniami, w tym z reptilianami, czyli ludźmi-jaszczurami. W Wisconsin i w wielu innych miejscach Ameryki szarlatani używają bezcennego amerykańskiego ideału wolności wiary, aby go de facto zniszczyć, a co najgorsze pozbawiać ludzi zdrowia i życia. W książce śledzę historię spekulantów, którzy rozpowszechniają i sprzedają niebezpieczne „sakramenty” — ich wyznawcy kupują i wypijają roztwór wybielacza.

Zorganizowana religia ma wiele wad i powoduje różne problemy, wcale nie chcę jej bronić, ale myślę, iż jest lepsza niż przeróżne kulty, charakteryzujące się radykalnym indywidualizmem i gotowością do posuwania się do skrajności.

Czy to wszystko, o czym piszesz i o czym tu rozmawiamy, ma związek z edukacją? Trudno sobie wyobrazić wiarę w podobne bzdury i na taką skalę np. w Skandynawii, gdzie edukacja jest najlepsza na świecie. Czy edukacja w USA, ta państwowa, dostępna dla tzw. przeciętnego dziecka, jest zła? Czy tam należy doszukiwać się głównych źródeł takiego irracjonalnego myślenia? Przecież najwięcej nagród Nobla idzie właśnie do Stanów Zjednoczonych, Ameryka słynie ze swojej myśli technologicznej, innowacji, przedsiębiorczości, najlepszych wynalazków z dziedziny medycyny. Tej prawdziwej.

Nie chciałbym obarczać zbyt dużą odpowiedzialnością publicznego systemu edukacji, ponieważ czas, jaki ośrodki edukacji poświęcają na nauczanie dziecka konkretnego przedmiotu, jest krótszy niż czas, jaki dziecko spędza z rodziną, z kulturą popularną i na byciu online. Ale z pewnością edukacja ma potencjał, aby stworzyć długoterminowe rozwiązania, które pozwoliłyby przełamać obecną w amerykańskim społeczeństwie tendencję polegania na medycynie nienaukowej.

Odpowiedź na pytanie o ogólną jakość szkolnictwa w USA przekracza moje możliwości, ale myślę, iż jest to bardziej kwestia nacisku i priorytetu niż jakości. Danie młodym Amerykanom narzędzi, których potrzebują, aby poruszać się w coraz większej dżungli dezinformacji i teorii spiskowych, nigdy nie było ważniejsze.

Matthew Hongoltz-Hetling jest dziennikarzem specjalizującym się w reportażach i dziennikarstwie śledczym. Był nominowany do nagrody Pulitzera, laureat nagrody George’a Polka, wybrany Dziennikarzem Roku przez Maine Press Association. Oprócz „Inwazji uzdrawiaczy ciał” jest autorem książki „A Libertarian Walks Into a Bear”. Mieszka w Vermont z żoną i dwójką dzieci. Korzystają z opieki zdrowotnej opartej na ogólnie uznanej i naukowej wiedzy medycznej.

Idź do oryginalnego materiału