– Utrzymać pracę Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji na takim poziomie, na jakim ustawił go mój poprzednik, wiceminister Maciej Miłkowski, nie będzie łatwo. Poprzeczka jest postawiona wysoko, ale lubię trudne zadania – podkreśla w „Menedżerze Zdrowia” wiceminister Marek Kos.
Rozmowa z wiceministrem zdrowia Markiem Kosem, podsekretarzem stanu odpowiedzialnym za Departament Bezpieczeństwa oraz Departament Polityki Lekowej i Farmacji.
Krzysztof
Łanda, Marcin Czech i Maciej Miłkowski, pańscy poprzednicy w resorcie, specjaliści
w dziedzinie polityki lekowej i farmacji, byli lobbowani przez Big Pharmę,
prowokowani przez dziennikarzy, krytykowani przez polityków. Zajmowanie się
lekami to trudna i odpowiedzialna praca, od której zależy życie i zdrowie
Polaków. Nie obawia się pan nadzoru nad Departamentem Polityki Lekowej i
Farmacji?
–
Tego, iż oczekiwania są duże, jestem świadomy. Jestem w ministerstwie od
początku roku. Wielokrotnie rozmawiałem o sprawach lekowych – wiem, iż potrzeby
pacjentów są ogromne. Będę kontynuował misję, którą rozpoczął wiceminister
Maciej Miłkowski. Na tym poziomie utrzymać pracę departamentu nie będzie łatwo,
poprzeczka jest postawiona wysoko, ale lubię trudne zadania. Przede mną bardzo
dużo pracy, tym bardziej iż oczekiwania trzeba zestawić z możliwościami. Wymienili państwo moich poprzedników – pracowali, dawali
radę, myślę, iż ze mną będzie podobnie.
Kilka
poprzednich lat to dobry okres w refundacji. Za czasów wiceministra Miłkowskiego
listy były naprawdę bogate, a ostatnia – lipcowa – przebiła szklany
sufit. Czy teraz pacjenci nie muszą się obawiać
przyhamowania refundacji, zwłaszcza iż coraz głośniej mówi się o tym, iż budżet
NFZ może okazać się niewystarczający?
–
Trudno przewidzieć, jaka będzie przyszłość i jakie
będą możliwości finansowe. Fakt, jeżeli chodzi o nowe leki, trzeba przyznać, że
2023 r. był wyjątkowo dobry, jednak początki – czy to wiceministra Krzysztof
Łandy czy wiceministra Marcina Czecha – nie były tak spektakularne. Kiedy pracę
w resorcie rozpoczynał wiceminister Miłkowski, nowych terapii rocznie nie było
za dużo – od 20 do 40, a w 2023 r. do refundacji wprowadzono aż 145
cząsteczkowskazań. Jak wspomniałem – poprzeczka jest wysoko ustawiona, ale poradzę
sobie z tym zadaniem. Mam doświadczony zespół w Departamencie Polityki Lekowej
i Farmacji. Jestem z zawodu lekarzem, z lekami miałem do czynienia przez 30 lat
– czy to jako lekarz, czy jako dyrektor szpitala. Oczywiście było to w skali
mikro, ale zagadnienie jest mi znane.
Głównym
zarzutem dotyczącym refundacji jest długi czas oczekiwania na nią polskich
pacjentów od rejestracji innowacyjnych terapii. Wynosi on średnio 804 dni.
Dłużej czekają jedynie pacjenci w Serbii, Bośni i Hercegowinie, Turcji i na Malcie. Czy jest
szansa na skrócenie tego okresu?
– Ustawa
z 12 maja 2011 r. o refundacji leków, środków spożywczych specjalnego
przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych precyzuje, jakie etapy
trzeba przejść, aby lek był refundowany. Zdarza się, iż proces jest długi,
trwający choćby kilkaset dni. Pewnych uwarunkowań prawnych nie jesteśmy w stanie
przeskoczyć – w grę wchodzi złożenie wniosku o opinię konsultanta krajowego,
potem żmudna procedura w Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, prace
Komisji Ekonomicznej, Rady Przejrzystości i dopiero później negocjacje z
przedstawicielami firmy na temat ceny. A te często blokują rozmowy.
Odnosząc
się do finansów – czy stać nas na zapłacenie za lekarstwa z listy bezpłatnych
leków dla seniorów powyżej 65. roku życia oraz dzieci i młodzieży do 18. roku
życia?
– Poprawiamy
dostępność bezpłatnych leków dla seniorów i niepełnoletnich. Chcemy rozszerzyć
listę podmiotów uprawnionych do wystawiania dla nich recept. Opublikowaliśmy projekt nowelizacji
ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych z pieniędzy publicznych
oraz niektórych innych ustaw. Jest już w wykazie prac legislacyjnych. W
projekcie zakładamy eliminację obecnych ograniczeń związanych z możliwością
wystawiania recept na leki refundowane, niektóre leki i wyroby medyczne. Obecne
ograniczenia sprowadzają się do tego, iż tylko niektórzy lekarze oraz
pielęgniarki mają wymienione uprawnienia preskrypcyjne. Do tej pory było tak, iż leki z
listy mogli wypisać lekarze w podstawowej opiece zdrowotnej, ambulatoryjnej
opiece specjalistycznej i szpitalach, a my chcemy, by każda osoba, która ma
uprawnienia do preskrypcji leków, mogła je ordynować. Przepisy w tej sprawie
będziemy procedować w trzecim kwartale.
Niektórzy
przedstawiciele branży mówią, iż najlepiej przekazać jak najwięcej pieniędzy na
refundację leków na receptę – są krytyczni wobec płacenia za leki OTC. Jakie
jest pana stanowisko?
– Konieczna
jest równowaga. I jedne, i drugie terapie są stosowane przez chorych. Dlatego
trzeba to zrobić rozważnie i uważnie, dla dobra pacjentów.
Krajowi
Producenci Leków uważają, iż Ministerstwo Zdrowia powinno zrobić wszystko, żeby
rodzime firmy miały zbyt, a pacjenci nie musieli dopłacać do leków
produkowanych w Polsce i z polskiego API. Proponują, żeby zamiast 10–15 proc.
upustu na leki wyprodukowane w Polsce wprowadzić rabat w wysokości 70–90 proc.
Podziela pan ten pogląd?
–
Bezpieczeństwo lekowe Polski jest ważne – podobnie jak bezpieczeństwo lekowe
Europy. Pandemia COVID-19 pokazała, w którym miejscu jako Unia Europejska
jesteśmy – długie
łańcuchy dostaw z Azji są niepewne. Były przecież kłopoty z dostępem do
lekarstw. Jestem za
tym, by rozwijać rynek leków krajowych. Czy od razu będą to upusty na poziomie
70–80 proc., raczej nie. Pewnie będziemy do tego dochodzić małymi krokami, ale
jak najbardziej w tym kierunku powinniśmy iść.
Doczekamy
się krajowej listy aktywnych składników farmaceutycznych (API) niezbędnych dla
bezpieczeństwa lekowego?
– To trudne
pytanie. Wychodzę z założenia, iż powinno nas być na to stać i powinniśmy ją
sporządzić. Może nie w perspektywie kilkunastomiesięcznej czy nawet
kilkuletniej, ale to powinno być naszym kierunkiem i celem działania.