Ma 30 lat i "umarła" na 45 minut. Gdy się obudziła była już matką trojaczków

gazeta.pl 6 dni temu
Zdjęcie: Fot. Guillem de Balanzo/Shutterstock / Shutterstock


Ta kobieta doświadczyła śmierci klinicznej, a kiedy powróciły jej funkcje życiowe, okazało się, iż właśnie została mamą trójki maluchów. Jej dzieci urodziły się dzięki cesarskiego cięcia. "To był zarazem wyjątkowy i jednocześnie najtragiczniejszy moment mojego życia. Moje ręce poszybowały w górę, a wtedy serce przestało bić" - wspomina kobieta.
Kiedy Marisa Christie przyjechała do szpitala, nic nie zapowiadało dramatu, których chwile później miał się rozegrać na szpitalnej sali. To było zaplanowane cesarskie cięcie, więc co miałoby pójść nie tak? Jednak kilka chwil po porodzie, serce kobiety przestało bić. "Lekarze wyciągnęli trójkę moich dzieci i w chwili, kiedy kładli je na moich piersiach, ja umarłam" - wspomina 30-letnia Christie z Tomball z Teksasu, cytowana przez portal today.com.


REKLAMA


Zobacz wideo Można mieć rozstęp mięśnia brzucha i o tym nie wiedzieć? Jak to zbadać?


Śmierć kliniczna i tydzień śpiączki. "Nie pamiętałam, iż byłam w ciąży"
Christie miała zator płynem owodniowym. To bardzo rzadkie, ale często śmiertelne powikłanie porodowe. Na szczęście lekarze natychmiast zorientowali się, co się dzieje i w porę zaczęli działać. Udało się przywrócić kobiecie funkcje życiowe, ale zapadła w śpiączkę. "Byłam przez tydzień nieprzytomna, a kiedy się obudziłam, mąż powiedział, iż nasze dzieci są zdrowe i wspaniałe. To był szok, bo ja choćby nie pamiętałam, iż byłam w ciąży" - wspomina kobieta. "Byłam przerażona. Jak mogłam nie pamiętać, iż miałam dzieci?" - dodaje.


21 sierpnia, w 33. tygodniu ciąży, Marisa Christie i jej mąż Dillion przybyli do szpitala w Houston na planowane cesarskie cięcie. Poród przebiegł pomyślnie, nie było komplikacji. Jednak, kiedy położono dzieci na piersi kobiety, anestezjolog, zauważył, iż kobieta jest niestabilna - ma drgawki. gwałtownie udało się postawić diagnozę. To był zator płynem owodniowym. "To jest dość katastrofalne w skutkach. Kiedy się zdarza, to w większości przypadków kończy się śmiercią" - wspomina lekarz, cytowany przez portal today.com. "Ona nie oddychała. Rozpoczęliśmy resuscytację krążeniowo-oddechową, nie miała pulsu, ale nie mogliśmy odpuścić" - dodaje.
Kobieta została poddana transfuzji krwi, potem podłączono ją do ECMO, maszyny, która pracuje z sercem i płucami, aby pomóc ciału w regeneracji. Prawie godzinę jeszcze po zatrzymaniu akcji serca, ECMO pompowało krew dla Christie. "Przez 45 minut była klinicznie martwa" - zaznacza cytowany w artykule lekarz. Na szczęście zdarzył się cud. Funkcje życiowe powróciły, jednak lekarze obawiali się skutków śmierci klinicznej, dlatego postanowili wprowadzić świeżo upieczoną mamę w stan śpiączki klinicznej.


Po burzy wschodzi słońce. "Miałam umrzeć, a żyję"
Przez tydzień Christie pozostawała nieprzytomna. "Można wykonać najlepszą resuscytację krążeniowo-oddechową na świecie, ale jeżeli nie dostarczy się wystarczającej ilości krwi do mózgu, zasadniczo ci ludzi są żywi, ale z uszkodzeniem mózgu" – mówi. "Potrzebowałem, żeby żyła, żeby mogła zająć się swoimi dziećmi. To była dla mnie osobista sprawa. Modliłem się o ten cud" - zaznacza lekarz.


Potem przyszedł czas na wybudzenie ze śpiączki. Tu wszystko odbywało się dobrze, bez żadnych problemów i komplikacji. Christie reagowała na bodźce, odpowiadała poprawnie na pytania, jednak wielkim szokiem było dla niej to, iż została mamą. "Nie pamiętałam tego. Czułam się tak, jak we śnie, tylko to nie był sen" - wspomina kobieta. "Ból, który poczułam, kiedy leki przestały działać, sprawił, iż dopiero wtedy w to wszystko uwierzyłam, iż to jednak nie sen, a prawda" - dodaje.
Jej dzieci były w dobrym stanie, jednak z uwagi na fakt, iż ich mama potrzebowała opieki, one również spędziły pierwsze tygodnie swojego życia na oddziale intensywnej terapii noworodków, aby nabrać siły. Kiedy Christine po raz pierwszy zobaczyła swoje maluchy: Charlotte, Kendall i Collins, wydawało się to "bardzo surrealistyczne". "Pamiętam, iż pomyślałam: 'Nie znam tych dzieci. To bardzo dziwne. Czuję, iż nie są prawdziwe. Czuję, iż nie są moje. Miały już ponad tydzień, kiedy je poznałam. … Trochę czasu zajęło mi nawiązanie z nimi kontaktu" - zaznacza.
Ale dzieci ją znały. Położne kładły na Christie kocyki dla niemowląt, gdy była na OIOM-ie, i owijał potem w nie dzieci, aby wiedziały, jak pachnie ich mama.
Od tego tragicznego momentu minęło już całkiem sporo czasu. Christine wróciła do domu razem ze swoimi dziećmi. Rany się zagoiły, jednak świadomość tego, iż nasze życie jest bardzo kruche, sprawiła, iż kobieta zupełnie patrzy na świat. "To prawdziwy cud, który sprawił, iż ja naprawdę żyje, a przecież umarłam. I za to naprawdę jestem wdzięczna. Doceniam każdy dany mi dzień" - dodaje.
Idź do oryginalnego materiału