Oleśnica. Dolny Śląsk. Miejsce zdarzenia, które w ostatnich dniach wywołało potężną debatę w całej Polsce – za sprawą ludzi PiS, Konfederacji, "obrońców życia" oraz katolickich i prawicowych mediów. A także tych, którzy razem z Grzegorzem Braunem wtargnęli do szpitala w Oleśnicy, zrobili awanturę i modlili się za nienarodzone dzieci.
– Jestem zamknięta w sekretariacie. Rozmawiam z panią i nie mogę stąd wyjść, bo pan Braun stoi w drzwiach i blokuje wyjścia. Każda moja próba wyjścia kończy się twierdzeniem, iż naruszam ich cielesność. Nie jestem w stanie wykonywać swoich obowiązków lekarskich. Jestem uwięziona już od 40 minut, a pacjentki są pod opieką położnych. To jest straszne. To jest obłęd. Do tego doprowadza fanatyzm – mówiła naTemat dr Gizela Jagielska, ginekolożka, wicedyrektorka szpitala Powiatowego Zespołu Szpitali w Oleśnicy.
Była środa 16 kwietnia, chwilę po godz. 12.00. Gdy rozmawiałyśmy, w tle słychać było Grzegorza Brauna. – Stoi koło mnie. Nadaje teraz o doktorach Mengele – relacjonowała lekarka. Na Facebooku zamieściła relację na żywo z tej akcji.
W końcu zdołała się uwolnić.
Dr Jagielska: To nie jest tak, iż jest to jedyna pacjentka, która miała aborcję w trzecim trymestrze
To ona, jak grzmią "obrońcy życia" i przeciwnicy aborcji wbiła Felkowi igłę w serce i zabiła zastrzykiem z chlorku potasu.
– Tak. W ten sposób wykonuje się indukcji asystolii. To jest jeden ze sposobów aborcji. Jest najtrudniejszy, ale najpewniejszy. Znajduje się wśród wytycznych WHO jako część aborcji w późniejszych etapach – tłumaczy dr Jagielska.
Nie spodziewała się, iż przypadek Felka wywołała taką burzę.
– To nie tak, iż jest to jedyna pacjentka, która miała aborcję w trzecim trymestrze ciąży. Takie pacjentki są każdego tygodnia. Tylko ta jedna była po prostu tak zniszczona przez system, iż postanowiła coś z tym zrobić i poszła do prokuratury oraz do mediów. Gdyby wszystkie takie pacjentki zrobiły to samo i opowiedziały, co je spotkało, to byłaby tu chyba III wojna światowa – mówi nam lekarka.
Przypomnijmy, chodzi o sprawę pani Anity, która na późnym etapie ciąży dowiedziała się o poważnych wadach płodu. Wcześniej, jak opisała "Gazeta Wyborcza" lekarze w Centralnym Szpitalu Klinicznym Uniwersytetu Medycznego w Łodzi informowali ją jedynie o lekkiej postaci wrodzonej łamliwości kości i łagodnym przebiegu choroby.
"Kiedy Anita i jej mąż Maciej poznali prawdziwy obraz sytuacji, zaczęli rozważać, czy nie lepiej byłoby 'oszczędzić dziecku cierpienia, nie wydając go na świat'" – opisywała gazeta. Pani Anita była w 37. tygodniu ciąży. Wtedy trafiła do Oleśnicy.
Lekarka z Oleśnicy: "Nie dam się zastraszyć"
Wszystko jest w tej sprawie złożone i bardzo delikatne. Budzi skrajne emocje również w Oleśnicy. Wiadomo, iż sprawą śmierci dziecka zajmuje się Prokuratura Rejonowa w tym mieście. Że głos zabierają inni ginekolodzy. A Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników zwróciło się do minister zdrowia w sprawie przepisów dotyczących aborcji po 24. tygodniu ciąży.
– Lekarze potrzebują jednoznacznych wytycznych, aby działać zgodnie z prawem – stwierdził w rozmowie z PAP prof. Piotr Sieroszewski, prezes PTGiP.
W Oleśnicy była ostatnio Magdalena Biejat, kandydatka Lewicy na prezydenta. Spotkała się z dr Jagielską.
Inni krzyczą w mediach społecznościowych: "Mord lekarski", "On został zamordowany", "Został zabity zastrzykiem", "Lekarka wstrzyknęła mu w serduszko truciznę", "Felek by żył".
"Praktyki w tym szpitalu to hańba dla całej Oleśnicy" – stwierdziła Kaja Godek.
Dr Jagielska widzi, iż stała się wrogiem środowisk prawicowo-katolickich. – Czytam o sobie, iż jestem mordercą seryjnym. Że jestem z piekła rodem. Doktorem Mengele. Życzą mi chorób nowotworowych. Można by tu wymienić całą litanię. Ale czuję, iż robię to, co powinnam robić. Nie dam się zastraszyć żadnym mediom katolickim, czy prawicowym, ponieważ po prostu wykonuję swój zawód. A aborcja jest nieodłączną częścią mojego zawodu. I dopóki to, co robię, jest zgodne z prawem, nikt nie ma prawa mnie atakować – podkreśla.
Przeciwnicy aborcji pod szpitalem w Oleśnicy. "To stały widok"
Ale sprawa Felka to jedno. Fundacja Pro-Prawo do Życia grzmi, iż Oleśnica jest największym ośrodkiem aborcyjnym w Polsce. Czy tak faktycznie jest? Od lat, jak słyszymy w mieście, przed szpitalem działają obrońcy życia.
– Co jakiś czas przed oleśnickim szpitalem realizowane są pikiety. Organizowane są od kilku lat. W trakcie wydarzeń używane są megafony, są transparenty ze zdjęciami martwych płodów, jest odmawiany różaniec. Pamiętam, iż była biała trumna symbolizująca dzieci, które miały zostać zabite w tej placówce – opowiada nam Piotr Paszkowski, redaktor naczelny portalu MojaOlesnica.pl.
Jak reagują mieszkańcy?
– Co jakiś czas podchodzą do nich oburzeni. Nerwy im puszczają i głośno wyrażają swoją dezaprobatę. Szczególnie przeszkadzają im zdjęcia martwych płodów. Obok szpitala znajduje się przedszkole. Naprzeciwko jest szkoła podstawowa. Regularnie dostaję sygnały od mieszkańców, iż to są bardzo drastyczne treści, które bardzo drażnią uczniów, rodziców i wiele innych osób. Często wzywana jest policja. Mamy też sygnały, iż to przeszkadza w pracy szpitala – mówi dziennikarz.
Dr Gizela Jagielska tak reaguje na te pikiety: – Szczerze? Przyzwyczailiśmy się do tego. To jest stały widok. Są raz w tygodniu, czasem dwa razy w tygodniu. Najbardziej żal mi pacjentek. Kobiety, które przychodzą po aborcję, czy z poważną patologią ciąży, one muszą ich oglądać. To jest co najmniej traumatyzujące dla nich.
Lokalna działaczka z Oleśnicy: Uwzięli się na ten szpital
Rienka Kasperowicz, lokalna działaczka, współtwórczyni Strajku Kobiet, aktywnie działająca również w sprawie aborcji, mówi nam, iż to się zaczęło wtedy, gdy poszła informacja, iż w Oleśnicy wykonywane są aborcje ze względów psychologiczno-psychiatrycznych.
– To zostało rozdmuchane przez środowiska antyaborcyjne. Od kilku lat mamy więc smutnych panów i panie emerytki, którzy stoją przed tym szpitalem. Długo stała tam też ciężarówka z billboardem antyaborcyjnym. Mamy banery przy wjeździe do miasta, np. porównujące lekarzy z oleśnickiego szpitala do nazistów z Auschwitz, bo tak samo zabito Maksymiliana Kolbego. Mamy plakaty, które z nazwiska, personalnie, atakują lekarzy szpitala. To jest po to, żeby ich zaszczuć. W Oleśnicy jest ostatnio natężenie tego wszystkiego. Uwzięli się na ten szpital – mówi w rozmowie z naTemat.
Tak Oleśnica stała się niemal miejscem pielgrzymkowych organizacji i fundacji obrońców życia. Pikiety organizuje Fundacja Pro-Prawo do życia. Fundacja ProLife Polska 6 kwietnia zorganizowała w Bibliotece Publicznej pokaz filmu "Miało nie żyć" o aborcji. W dniu, gdy do szpitala wszedł Grzegorz Braun, przed szpitalem miała z kolei protestować Młodzież Wszechpolska. Kaja Godek też zamieściła nagranie, jak dr Jagielska miała zaatakować posłów.
Oleśnica. "Protestujący przeciwko aborcji wylecieli do nas od razu. Nagrywali nas telefonem"
Ale to, o czym jeszcze opowiada nam Rienka Kasperowicz, to już jest istny cyrk.
W ubiegłym tygodniu razem z dwoma innymi osobami pierwszy raz stanęła w kontrze do protestujących przeciwko aborcji. Z plakatami, na których był numer telefonu do Aborcji bez Granic.
– Wylecieli do nas od razu. Nagrywali nas telefonem. Mówili, iż powinno się mnie zgłosić na policję, bo to jest pomocnictwo w aborcji, a to jest karalne. Nagranie opublikowała fundacja Kai Godek, potem sama Kaja Godek. Zaczęły się ataki na mnie. Ponieważ pracuję w edukacji, było, iż to lewicowa indoktrynacja dzieci, iż powinno się na mnie naskarżyć do kuratorium – opowiada.
– Powiedziałam im, iż każdy kraj potrzebuje swoich podręcznych, w nawiązaniu do książki Margaret Atwood. To oni odpowiedzieli, iż jestem taka głupiutka, iż wiedzę czerpię z filmu, z Netflixa i iż generalnie to nie jest książka oparta na faktach, więc oni mogą sobie czerpać wiedzę z Kubusia Puchatka – mówi.
W ogóle o sobie słyszy i czyta, iż chce mordować dzieci.
– Ludzie za mną potrafili się drzeć na ulicy: "Je**ć lewaków". Jest komentowanie mojego wyglądu. Dorobiłam się choćby stalkera. Mam wrażenie, iż jest jakiś przykaz z góry, żeby ludzie zaangażowani antyaborcyjnie dołączali do lokalnych portali i do grup facebookowych i żeby tam nas atakowali. Napisze się coś o aborcji, czy innym kandydacie na prezydenta niż Mentzen, czy Nawrocki, to natychmiast jest lawina. Wyśmiewanie, atakowanie, pisanie wiadomości. Tu muszą być farmy trolli albo ludzie zewsząd. Nie z Oleśnicy – podejrzewa.
W sprawie pikiet pod szpitalem Rienka Kasperowicz próbowała dzwonić na policję i wysłać zawiadomienie przez e-PUAP, ale słyszała, żeby złożyć zawiadomienie osobiście. Lokalne władze, jak twierdzi, też nie reagują. Za brak zaangażowania krytykuje m.in. lokalną Lewicę. Mieszkańcy, jak dodaje, też boją się reagować. To wszystko, jej zdaniem, powoduje, iż antyaborcjoniści robią w Oleśnicy, co chcą.
– To nie jest duże miasto, gdzie jest anonimowość. Ludzie nie chcą, by ktoś ich sfilmował, czy atakował w internecie. Nie chcą się angażować. Ale są wściekli na to, co się dzieje pod szpitalem – mówi.
Oleśnica liczy ok. 36 tys. mieszkańców.
Czy Oleśnica to największy ośrodek aborcyjny w Polsce?
Manifestujących nie ma wielu, ale są głośni. Na początku, jak słyszymy, w pikietach brali udział także radni PiS, czy osoby związane z tą partią. Teraz najczęściej są to ludzie przyjezdni.
– Reakcje na temat aborcji są bardzo różne. Tak jak opinie w Polsce. Oleśnica szczególnie się tutaj nie różni. Sprawa Felka na pewno poruszyła lokalną społeczność i zwolenników i przeciwników. Budzi skrajne emocje. Ciężko powiedzieć, czy ludzie oceniają jednoznacznie tego typu sprawy i jakie reakcje przeważają – mówi Piotr Paszkowski.
Czy, jak informuje Fundacja Pro-Prawo do życia, Oleśnica to największy ośrodek aborcyjny w Polsce?
– Statystycznie jesteśmy największym lub jednym z największych dostarczycieli aborcji w Polsce. To jest prawda. Pacjentki przyjeżdżają do nas z całej Polski, bo wiedzą, iż będzie to zrobione zgodnie ze światowymi wytycznymi medycznymi, iż dostaną opiekę, jaką powinny otrzymać, iż nikt ich nie będzie wytykał palcami i nikt ich nie skrzywdzi. I wcale im się nie dziwię, iż przyjeżdżają – mówi dr Jagielska.
Rocznie, jak mówi, w Oleśnicy robią po 150-160 zabiegów.
– To bardzo niewielka liczba. Rocznie w Polsce odbywa się ok. 80-90 tys. aborcji. Większość z nich jest farmakologiczna. Natomiast pacjentki, które trafiają do szpitali, to najczęściej bardziej skomplikowane przypadki. Te kobiety chciały ciąży. To są pacjentki po in vitro. Ale przyjeżdżają do nas, gdyż ich ciąża nie rozwija się prawidłowo. Ich płody są po prostu chore. Z tego powodu chcą aborcji i uważam, iż to im się należy. Skupianie się na tych pacjentkach to po prostu dręczenie ich – mówi.
Czy do Oleśnicy przylgnie łatka największego ośrodka tego typu, to się okaże. Dla jednych na pewno będzie to zgroza. Dla innych nie.
– Dla mnie sama łatka nie byłaby zła. To super, iż Polski wiedzą, iż w razie beznadziejnej sytuacji mogą tutaj przyjechać. Dla mnie problemem jest to, iż jest szczucie – komentuje Rienka Kasperowicz.