Masz bliską przyjaciółkę lub przyjaciela. Taką, której możesz ufać. Lojalną, uczciwą, autentyczną. Jak coś jej/jemu nie odpowiada, powie szczerze i z dobrymi intencjami wprost, zamiast przez miesiąc robić pasywno-agresywne podchody i zaczepki. Dobrze się przy niej czujesz. Ona ma z Tobą tak samo. Znacie się już jakiś czas, możecie na siebie liczyć, a wspólne spędzanie czasu Was relaksuje, cieszy, bawi, zaś dzielenie się smutkami dodaje Wam otuchy. Zdarza się, iż przyjaciel ten, tak jak każdy człowiek, nie ma czasu w spotkania lub telefony. Chore dziecko, przeprowadzka, sprawy rodzinne, dodatkowa praca, nauka na kursach czy studia itp. I o ile zwykle odpisuje Ci w ciągu paru godzin, dzwonicie do siebie na dłużej co 2-3 dni i widujecie się raz na tydzień-półtora, tak teraz nie odpisuje od wczoraj. Zaczynasz zastanawiać się, czy celowo Cię nie ignoruje. Może coś się stało? Ale jakby coś się wydarzyło, to przecież dałby Ci znać.
Z każdym kwadransem Twoje myśli coraz intensywniej krążą wokół tezy, iż prawdopodobnie już mu/jej na Tobie nie zależy, może znalazł/a sobie inną najbliższą osobę do przyjacielskiej relacji. Zaczynasz czuć się bezwartościowo, a ciało daje znać, iż jest w nim coraz więcej lęku. Rozważasz, czy dobry z Ciebie przyjaciel/przyjaciółka, bo może zrobiłeś/aś coś nie tak? Wpadasz w spiralę myśli. W końcu postanawiasz napisać wiadomość do przyjaciela/przyjaciółki, mimo iż wcześniej nie odpisał/a. Zagadujesz neutralnie, ale gdy nie odpowiada przez kolejną godzinę, Ty chodzisz już zestresowana/y po mieszkaniu, obwiniając to siebie, to czując na niego/nią złość. Nie rozumiesz, jak wszystkie te wydarzenia, które spoiły Waszą przyjaźń, mogły przestać być dla niego/niej istotne. Wysyłasz kolejną wiadomość, z pytaniem, czy coś się stało, iż się nie odzywa.
Jest już popołudnie, a odezwy dalej brak, więc dzwonisz. Nie odbiera. Piszesz następnego SMSa, z którego ewidentnie czuć już zniecierpliwienie, złość i zmartwienie z Twojej strony. Przyjaciółka/przyjaciel odzywa się dopiero kolejnego dnia. Okazało się, iż po prostu zostawił/a telefon u znajomych, nie mógł/mogła go wcześniej odebrać, a nie potrzebował/a go obowiązkowo np. do pracy. Kiedy Ci to wyjaśnił/a, Twoja złość, lęk, smutek i katastroficzne wizje o końcu przyjaźni mijają i na przemian albo jesteś na siebie zły/a, iż tak Cię poniosły emocje, iż zachowałeś się jak rozhisteryzowane dziecko, albo na nią, iż nie znalazła innego sposobu, aby się odezwać. Choć dla przyjaciółki/przyjaciela jesteś bardzo istotną osobą, najbliższą po partnerze, rodzinie, to kiedy widzi, jak absurdalnie zachowujesz się w sytuacjach braku kontaktu, zaczyna się do Ciebie zniechęcać.
Wcześniej nie było takich sytuacji między Wami. Miałeś/aś partnera/kę i to jego zarzucałeś/aś swoimi katastroficznymi wizjami i lękiem przed opuszczeniem, co wyglądało podobnie jak w opisanej sytuacji, tyle iż jeszcze kilkakrotnie intensywniej i bardziej dramatycznie – w końcu w grę wchodziły uczucia romantyczne. To zresztą takie właśnie zachowania zniechęciły do Ciebie Twoją dziewczynę/Twojego chłopaka. W końcu miał/a ich dosyć, czuł/a się jak w relacji z małym, wymagającym stałej afirmacji dzieckiem, a nie osobą dorosłą, zdolną do tworzenia dojrzałej relacji opartej na miłości, wierności, wsparciu i radości. Teraz, kiedy odtwarzasz wzorzec lęku przed porzuceniem w relacji z przyjaciółką/przyjacielem, on/a również przestaje być w stanie to znosić. Każda kolejna sytuacja tego rodzaju odpycha ją/go od Ciebie.
Na zdrowy rozum, który przecież masz, jesteś w stanie pojąć, jak niedorzeczne jest Twoje zachowanie. Bez sensu było zamartwianie się, iż (były) chłopak/dziewczyna Cię rzuci, bo nie odpisuje jeden dzień, albo zostawi, bo spóźnia się na spotkanie 10 minut. Tyle, iż emocje brały górę, a Ty, niczym 2-3 latek zostawiony sam przez rodziców, głodny, zmarznięty i przestraszony, wpadasz w histerię i obsesyjne analizowanie sytuacji pod kątem potencjalnego porzucenia Cię oraz zbliżającej się w Twoim mniemaniu śmierci.
Tak naprawdę nauczyłeś/aś się odtwarzać taki stan emocjonalny, ponieważ był jednym z pierwszych intensywnych odczuć, których doświadczyłeś we wczesnym dzieciństwie. Odpowiadające za niego drogi neuronalne, trwałe i drożne niczym solidna autostrada, determinują emocje, które dla Ciebie są esencją tego, kim czujesz iż jesteś, a poniekąd właśnie z tą mieszanką emocji identyfikujesz autentyczną miłość i przywiązanie. Działa to na granicy Twojej świadomości i nie wiesz, iż tak naprawdę wszystkie te uczucia wcale nie dotyczą (byłego/byłej) partera/ki czy przyjaciółki/przyjaciela, ale rodzica z czasu Twojego dzieciństwa. Dopiero ktoś z boku, mający zwykle jakąś dozę wiedzy z psychologii albo będący wprawnym obserwatorem zachowań i relacji międzyludzkich, może pomóc Ci to sobie uświadomić. Lub szczęśliwy traf, iż zamiast kupić tandetną książkę o samorozwoju bądź toksycznych partnerach i przyjaciołach, znajdziesz albo dostaniesz sensowną książkę o lęku, katastroficznych myślach, obsesyjno-kompulsyjnych działaniach, przywiązaniu emocjonalnym, czy negatywnych schematach emocji, myśli i zachowania.
Lęk przed opuszczeniem
Lęk to stan zarówno fizjologiczny, jak i psychologiczny, który odczuwamy pod wpływem pewnych bodźców. Mogą być psychologiczne, dla uproszczenia i łatwiejszego zrozumienia nazwijmy je „softwarem”, oraz fizjologiczne, czyli „hardwarowe”. Jedne i drugie są ze sobą nierozerwalne, wpływają na siebie i mogą się wzajemnie nakręcać.
Nieprzyjemne poczucie niepokoju, strachu, wzmożenia emocjonalnego, któremu towarzyszy obawa o zdrowie lub życie swoje bądź innych to właśnie lęk. Jest to emocja stopniowalna, począwszy od lekkiego lęku, który u zdrowej osoby gwałtownie wygasa, aż do stanów paniki lub przewlekłych zaburzeń lękowych (np. uogólnione zaburzenie lękowe, fobie, separacyjne zaburzenie lękowe), zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych (m. in. dysmorfofobia, zaburzenie obsesyjno-kompulsyjne) czy zaburzeń osobowości (choćby lękowe/unikowe zaburzenie osobowości i anankastyczne zaburzenie osobowości).
Lęk przed opuszczeniem jest zjawiskiem specyficznym na tle wszystkich wymienionych. Ludzie odczuwający tego rodzaju lęk niekoniecznie będą mieli zaburzenia lękowe czy dysmorfofobię, wcale nie muszą też być obsesyjno-kompulsyjni w rozumieniu zaburzeń klinicznych. Czują natomiast niepokój, kiedy tylko coś zakłóci ich wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa więzi z daną osobą – najczęściej partnerem lub bardzo bliskim przyjacielem. Problem stanowi fakt, iż lęk ten często jest wzbudzany bezpodstawnie. Wystarczy jakiś drobny sygnał albo bodziec skojarzony z pewnymi momentami w dzieciństwie, by osoba została zalana emocjami, z którymi ciężko jej sobie poradzić. Niektóre elementy jej psychiki poniekąd zatrzymały się w rozwoju na etapie 2-4 letniego dziecka. Jakby doświadczenie traumy – lub czegoś, co dla zdrowego dorosłego jest błahostką, ale dla malutkiego dziecka może być jako trauma odbierane – zamroziło niektóre struktury psychiczne, uniemożliwiając ich dalsze dojrzewanie.
U kogo występuje lęk przed porzuceniem?
Każdy, kto zgłębił choć trochę wiedzy psychologicznej, prawdopodobnie kojarzy lęk przed domniemanym lub rzeczywistym porzuceniem jako jedno z podstawowych kryteriów zaburzenia osobowości borderline. Faktycznie, obok odczuwania pustki, zmiennych nastrojów i trudności w panowaniu nad impulsami, jest to najważniejszy objaw tego zaburzenia. Przypuszczalnie każda osoba z zaburzeniem borderline walczy z lękiem przed porzuceniem, a z powodu innych towarzyszących temu zaburzeniu objawów jest ona skłonna do bardzo radykalnych zachowań i gróźb. Na przykład agresji wobec innych lub autoagresji, z targnięciem się na własne życie włącznie.
Jednak lęk przed opuszczeniem może występować także w innych zaburzeniach, na przykład w zależnym zaburzeniu osobowości. Jest też zdefiniowany w systemie psychoterapii schematów (gdzie pracuje się nad określonymi cechami, składającymi się na problematyczne lub patologiczne schematy funkcjonowania) jako schematy „Deprywacji emocjonalnej” oraz „Opuszczenia i niestabilności więzi” (w literaturze nazywany też schematem „Porzucenia i braku stabilności więzi”). Także sytuacje współuzależnienia niejednokrotnie podtrzymywane są przez silny, pierwotny lęk przed porzuceniem.
Bądź na biężaco!
Zapisz się na newsletter, aby otrzymywać informacje o nowych treściach na stronie totylkoteoria.pl
Istotnym spostrzeżeniem jest, iż nie każdy, kto ma problem ze stabilnością przywiązania, musi mieć zaburzenie borderline. Wiele osób nie przejawia szeregu kryteriów borderline, a jedynie lęk przed porzuceniem czy wspomnianą deprywację emocjonalną. U osób z zaburzeniami obawa przed pozostawieniem, porzuceniem, zdradą itp. będzie zwykle silniejsza, a zachowania znacznie bardziej dramatyczne i trudniejsze do zaakceptowania przez przyjaciela czy partnera. Jest to błędne koło, które nadaje różnym zaburzeniom czy schematom charakteru pułapki.
Jakie są przyczyny lęku przed porzuceniem?
Podstawowa kwestia to wczesne dzieciństwo. Przyjmuje się, iż im wcześniej negatywny wzorzec emocji, myśli i zachowania się wykształcił, tym bardziej zaburzoną formę przyjmuje i tym trudniej jest z niego wyrosnąć i zastąpić dojrzalszym sposobem reagowania na sytuacje zewnętrzne i impulsy wewnętrzne. Prawdopodobieństwo współwystępowania innych rodzajów problemów również jest wówczas większe. Pierwsze doświadczenia trafiają na żyzną glebę ludzkiej psychiki, korzystają z efektu pierwszości i nie mają prawie żadnej konkurencji w postaci innych intensywnych stanów emocjonalnych, wspomnień czy przeciwnych myśli. Małe dzieci nie mają też wielu struktur poznawczych, które mogłyby uchronić je przed utrwaleniem się traumy w psychice. Ich mechanizmy obronne są bardzo pierwotne.
Co gorsza, u osób z problemami na omawianym tle takie uogólnione, niedojrzałe psychologiczne mechanizmy obronne mogą się utrwalić i przetrwać do czasu dorosłości. Rozpoznawanie mechanizmów obronnych w psychoterapii stanowi również pomocnicze narzędzie w diagnostyce. Przykładowo, rozszczepianie „obiektów” – ludzi, sytuacji, stanów – na czarno-białe, złe-dobre itd. – to jeden z prymitywnych mechanizmów obronnych, koniecznych do przetrwania dla malutkiego dziecka, ale niebezpiecznych, gdy występują u osoby dorosłej. Istnieją okoliczności faktycznie czarno-białe, jednak ani ludzie ani relacje międzyludzkie zwykle takie nie są. Na poziomie intelektualnym osoba z lękiem przed porzuceniem czy z zaburzeniem borderline może to „wiedzieć”, ale tego nie „czuje”. I tak też albo jest się ciągle i na sto procent z nią, albo wcale. Jedną osobę uważa za całkowicie złą czy negatywną, inną za wspaniałą, bez skaz. To również odpowiada za naprzemienne idealizowanie i demonizowanie partnerów przez takie osoby.
Dziecko może rozwinąć cały szereg patologicznych wzorców myślenia, zachowania i odczuwania emocji, z zaburzeniem borderline czy narcystycznym zaburzeniem osobowości włącznie. Zwłaszcza jeżeli jest zaniedbywane we wczesnym dzieciństwie – lub co gorsza doświadcza sytuacji typu awantury rodziców w jego obecności, przemoc fizyczna, agresywna mimika twarzy lub krzyki i wyzwiska, przemoc seksualna, zostawianie dziecka zbyt długo samego (mowa tu o 0-3/4 latkach, w przypadku starszych dzieci ciągłe pilnowanie i chronienie przed wszystkim może być nadopiekuńcze i również niebezpieczne dla rozwoju psychiki), nieadekwatne i niestabilne odnoszenie się do dziecka (np. raz matka jest dla niego dobra i opiekuńcza, a raz je wyzywa, nie zajmuje się nim, robi mu wyrzuty, czy traktuje jak osobę dorosłą itd.). Późniejsza atmosfera w domu, jak również relacje rówieśnicze, mogą osłabić lub zniwelować wcześniejsze szkody, ale mogą je także nasilić, jeżeli sytuacja (szczególnie rodzinna) się nie ustabilizuje. Efekt ochronny mogą dawać bliskie relacje z dalszą rodziną. Na przykład zdrowi psychicznie, nie awanturujący się ciocia czy wujek, z którymi dziecko ma regularny kontakt.
Potem, w wieku dojrzewania, nastolatkowie wchodzą w pierwsze romantyczne relacje i przywiązania emocjonalne spoza rodziny. Przechodzą one znaczące przemiany neurobiologiczne i psychologiczne, a burza hormonalna istotnie wpływa na nie zarówno na poziomie połączeń synaptycznych i mielinizacji mózgu („hardware”), jak i na poziomie subiektywnego odczuwania psychicznego („software”). Jest to okres, kiedy problemy psychiczne pochodzące w dzieciństwa mogą znacząco osłabnąć, ale także ustabilizować się na dłużej lub nasilić. Kluczowym czynnikiem jest doświadczenie stabilnej i bezpiecznej więzi, opartej na autentyczności, lojalności i szczerości. Na marginesie warto dodać, iż zjawisko względnie częstszego występowania omawianych w tym artykule problemów u gejów i lesbijek najprawdopodobniej wynika z tego, iż osobom homoseksualnym znacznie trudniej jest nawiązywać takie zdrowe relacje romantyczne w wieku nastu lat – tak z przyczyn społecznych (niższa tolerancja dla relacji homo), jak i demograficznych (gejów i lesbijek jest procentowo i sumarycznie znacznie mniej w społeczeństwie, więc o wiele trudniej znaleźć drugą połówkę). Błędna jest hipoteza niektórych uprzedzonych osób, iż geje i lesbijki są z natury zaburzeni.
Oprócz czynników środowiskowych rozwojowi schematu opuszczenia sprzyja też wrodzony temperament. Ludzie, którzy są bardziej pobudliwi emocjonalnie, nadwrażliwi sensorycznie (nie mylić z „syndromem osoby wysoko wrażliwej”) czy mają trudności w panowaniem nad sobą, będą znacznie łatwiej popadać w stany posttraumatyczne i częściej będą się u nich rozwijać negatywne wzorce psychiczne czy zaburzenia.
Leczenie lęku przed porzuceniem i zaburzeń z nim związanych
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na to, co utrwala lęk przed opuszczeniem. Wielokrotnie potwierdzoną prawdą jest, iż osoby, które go doświadczyły w dzieciństwie, w życiu dorosłym nieświadomie aranżują sytuacje, wchodzą w przyjaźnie i związki, które będą dawały bodźce do ponownego przeżywania porzucenia. Mechanizm tego zjawiska nie jest w pełni poznany, ale po części odpowiada za niego identyfikowanie niestabilnych zachowań i cykli rozstań i powrotów z miłością. Inna strona medalu ma charakter bardziej poznawczy. Koszmarne uczucie opuszczenia jest stanem znanym, i choćby jeżeli jest bardzo nieprzyjemne, wręcz nieznośne i dające skojarzenia z przeżywaniem śmierci, to powoduje, iż ktoś, kto tego doświadcza, „czuje się jak w domu”. Potencjalnie podobnie działa rozwinięcie się tzw. syndromu sztokholmskiego, na który bardziej podatne są właśnie osoby z takimi predyspozycjami.
To, co leczy problem zaburzenia przywiązania i lęku przed porzuceniem, to doświadczenie stabilnej, autentycznej więzi. Jednak ludzie ze szczerym ciepłem emocjonalnym, zdrowi psychicznie, często unikają osób z syndromem porzucenia, deprywacji emocjonalnej, borderline itd. Jest tak, ponieważ zdrowy człowiek ma odpowiednią dozę asertywności i niezależnie od przyczyn nie daje się nadużywać. Zdrowa osoba, choćby wiedząc, iż za zaburzonymi zachowaniami porzuceniowymi stoi trauma z dzieciństwa, i czując współczucie, nie pozwoli na to, by raz była ubóstwiana, a potem mieszana z błotem, raz ignorowana, a później zasypywana nachalnymi i dramatycznymi wiadomościami, najpierw odrzucana, następnie błagana o zbliżenie. Ten w zasadzie prosty mechanizm interpersonalny odpowiada za to, iż w otoczeniu osób borderline, i innych z wzorcem lęku przed porzuceniem, zwykle są ludzie z rozmaitymi problemami, których potocznie nazywa się często „toksycznymi”. Ostatecznie osobie z zaburzeniem wzorców więzi bardzo trudno jest zbudować i doświadczać stabilnej relacji romantycznej, bo ci, którzy mogliby jej ją dać, prędzej czy później dla własnego bezpieczeństwa zrywają kontakt. Z tego wszystkiego robi się błędne koło. Pytanie, jak się z niego wydostać?
Jedną z najskuteczniejszych metod leczenia zaburzeń osobowości oraz pojedynczych wzorców, które się na nie składają – jak lęk przed opuszczeniem – jest terapia schematów. Liczne badania naukowe dowiodły, iż pacjenci na takiej terapii faktycznie przestają przejawiać np. zaburzenie borderline. Jest to podejście psychoterapeutyczne, które bazuje na terapii poznawczo-behawioralnej, ale integruje ją z elementami psychoanalitycznymi i psychodynamicznymi (nacisk na silny wpływ elektryzujących doświadczeń z dzieciństwa), Gestalt (ekspresja emocji, bycie tu i teraz) oraz teorią przywiązania prof. Johna Bowlby’ego (popęd przywiązania i zaburzenia więzi). W tego rodzaju terapii u pacjenta identyfikuje się negatywne schematy psychologiczne (jak „Opuszczenie”, „Deprywacja emocjonalna”, „Izolacja społeczna” i inne) i pracuje nad każdym z nich, tak technikami poznawczymi, behawioralnymi, emocjonalnymi, jak i przywoływania i przepracowywania wspomnień w nurcie psychodynamicznym.
Jednak nie każdego stać na psychoterapię. Jest to niestety droga usługa, a kolejki do psychoterapeutów są bardzo długie – choćby prywatnie. W takiej sytuacji dobrym sposobem jest szczere rozmawianie z przyjacielem zarówno o aktualnych wydarzeniach, myślach i emocjach, jak i o tych z przeszłości. Pamiętając, by nie zalewać go swoimi problemami, bo to może odstraszyć choćby najwierniejszą i najbardziej pozytywnie nastawioną osobę. Jest to ważna uwaga dla osób z problemami zahaczającymi o borderline, gdyż zalążki tego zaburzenia zaczynają się jeszcze w czasie, gdy dziecko odbiera matkę jako przedłużenie siebie (nie wie i nie czuje jeszcze, iż jest odrębnym bytem). U części takich osób cecha ta zostaje zachowana i podtrzymywana w dorosłości, skąd wynika narcystyczne wysługiwanie się innymi, traktowanie ludzi jak służących itp. Taka postawa jest bardzo wroga budowaniu autentycznych, dojrzałych przyjaźni.
Pomocne są też książki dotyczące lęku przed porzuceniem i podejścia terapii schematów, tak samego jej twórcy – prof. Jeffrey’a Younga – jak i innej rzetelnej literatury, choćby „Lęku przed opuszczeniem” Michelle Skeen. Dają one konkretne narzędzia, aby krok po kroku pracować nad sobą i zdrowieć: jak odpierać katastroficzne myśli dotyczące porzucenia oraz zmniejszać siłę i częstość pojawiania się ich w umyśle, w jaki sposób łagodzić uczucie lęku, co robić by efektywniej panować nad silnymi impulsami np. zrobienia komuś awantury o rzekomą „zdradę”, jak „ćwiczyć” i wyrobić w sobie pewne zdrowe nawyki psychiczne itd. Z czasem stare wzorce myślenia, emocji i zachowania są zastępowane nowymi, a przywiązanie do dramatycznych uczuć i wspomnień z dzieciństwa słabnie, podobnie jak utożsamianie ich z miłością.
Artykuł napisałem w ramach współpracy z Gdańskim Wydawnictwem Psychologicznym.