Kto rządzi Polską? Prawica wskazuje i wylicza główne zbrodnie feministek-komunistek

wiadomosci.gazeta.pl 4 dni temu
Zdjęcie: Marta Kondrusik/Gazeta.pl


Polską, Europą i światem rządzi lewactwo. Wcześniej rządził PiS, ale też w cieniu potężnego lewactwa. Tusk i KO? Lewacy. Ale prawdziwą rewolucję na ziemiach polskich przeprowadzają dzisiaj niebezpieczne feministki w rodzaju Nowackiej, Kotuli i Lempart. Tego wszystkiego dowiaduję się oczywiście z prasy prawej i sprawiedliwej - pisze Grzegorz Wysocki w felietonie dla Gazeta.pl.
Temat tygodnia nowego "Do Rzeczy": "Nowy feminizm uderza w Polskę. Komunistyczne korzenie niebezpiecznej ideologii". I trzy portrety, niczym żeńskie odpowiedniki Lenina, Stalina i Marksa: Marta Lempart, Katarzyna Kotula, Barbara Nowacka. W środku tekst Zuzanny Dąbrowskiej-Pieczyńskiej, co niejako cieszy, bo autorki na łamach prawicowej prasy to wciąż wydarzenie i odstępstwo od patriarchalnej normy. Ale nie mówcie hop.


REKLAMA


Z tekstu pt. "Feministki u władzy" wynika - jakżeby inaczej - iż feministki rządzą. Tak, w Polsce. Co prawda aborcja nielegalna, jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów w całej UE wciąż obowiązują, a Kosiniakowi-Kamyszowi wydaje się chyba, iż Polską rządzi koalicja PiS-PSL, ale kto by się skupiał na takich detalach? Naprawdę istotne jest iż trwa sama walka o aborcję, jak również "walka z tradycją", a obie te walki to tak naprawdę wojna z Kościołem, a wszystkie te batalie realizowane są właśnie przez komunistki. Znaczy się - feministki, ale tak naprawdę komunistki, zdradzieckie Polki powielające "agendę ideologiczną komunizmu". Dla czystości wywodu, postanowiłem wydobyć z tekstu Dąbrowskiej-Pieczyńskiej (i nie tylko) wszystkie feministyczno-komunistyczne zbrodnie.
Generowanie chaosu w miejsce czarnkizacji szkół
Zbrodnia feministek-komunistek nr 1: likwidacja HiT-u. Pamiętacie słynny "podręcznik" Wojciecha Roszkowskiego i przedmiot o nazwie historia i teraźniejszość? No to już możecie o nim zapomnieć, bo przedmiot zlikwidowano, a od przyszłego roku do szkół wjeżdża edukacja obywatelska. Wszystko to w ramach "deczarnkizacji" polskiej szkoły. Wciąż nie wiem, gdzie wady, ale czytam dalej: "Do zadania tego Donald Tusk wyznaczył niemalże same kobiety, które dziś rządzą resortem edukacji (na siedem kierowniczych stanowisk w MEN pięć przypada kobietom) - opowiadające się za liberalizacją przepisów aborcyjnych, wyrzuceniem religii ze szkół i barbarzyńskim okrojeniem listy lektur feministki".
W dalszym ciągu nie dostrzegam wad, ale zgaduję, iż może chodzić o te "niemalże same kobiety". Za dużo ich. Rzeczywiście, pięć kobiet na siedem stanowisk, to niekoniecznie parytety, ale feministyczny przechył, a pewnie i odchył, który w redakcji takiej jak "Do Rzeczy" podobać się nijak nie może! To nic, iż autorką tekstu jest kobieta, której takie docenienie kobiet teoretycznie mogłoby się podobać - w ten sposób redakcja swe święte oburzenie tylko uwiarygadnia, prawda?


Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl


Z kolei na łamach "Sieci" ukazała się rozmowa z polonistką Hanną Dobrowolską, współzałożycielką Ruchu Ochrony Szkoły, gdzie czytamy m.in.: "Dementuję społeczne przeświadczenie, iż minister edukacji jest osobą niekompetentną, iż nie wie, co robi. To nieprawda. Pani minister realizuje misterny plan dekompozycji polskiej oświaty poprzez generowanie chaosu, tworzenie punktów zapalnych w takiej liczbie, iż zaczynamy się w tym gubić".
Płacz nad zabraną lekcją religii
Zbrodnia feministek-komunistek nr 2: jedna godzina religii w szkołach zamiast dwóch. Jedna godzina religii w szkołach to oczywiście wciąż o jedną godzinę za dużo, ale - proszę sobie wyobrazić - nie o to chodzi na prawicy. Chodzi o to, iż powinny zostać dwie godziny, tak bohatersko wywalczone na początku lat 90. No a ze zbrodni pomniejszych (niech będzie, iż to zbrodnia nr 2 i pół) wspomnieć też trzeba o tym, iż od 1 września ocena z religii nie będzie nareszcie wliczana do średniej ocen. Do "nareszcie" to oczywiście ode mnie, bo w "Do Rzeczy" czy "Sieciach" realizowane są z tego powodu lamenty i płacze.
Autorka tygodnika przypomina, iż 30 stycznia 1991 r. "Trybunał Konstytucyjny orzekł, iż instrukcja nie jest sprzeczna z ustawą, ponieważ rozumienie świeckości i neutralności państwa w Rzeczypospolitej Polskiej różni się od tego z okresu PRL. Tymczasem Barbara Nowacka chce najwidoczniej przywrócić rozumienie tych pojęć z czasów komunizmu". Najbardziej w tekście Dąbrowskiej-Pieczyńskiej podobają mi się cytaty z samej Nowackiej, takie jak ten: "Oczywiście jest konkordat, on wymusza na państwie polskim organizację lekcji religii, ale przeczytałam go parę razy i tam nie ma nic o dwóch godzinach". Co na to autorka "Do Rzeczy"? Nic. Najwyraźniej trudno się nie zgodzić. I każda okazja dobra do przemycenia na łamach prawej i sprawiedliwej prasy cytatów o ustawach pisanych pod dyktando KK, świeckości czy realnym rozdziale Kościoła od państwa.
To oczywiście tylko moje słodkie fantazje, bo dalej pisze autorka np. tak: "Pojawia się uzasadniona obawa, iż za pomysłem stoi nic innego, jak chęć uderzenia w Kościół przez lewicową polityk". (PS. Lewicowa polityk Nowacka i prawicowa autor i dziennikarz Dąbrowska-Pieczyńska, czyż nie brzmi to poprawnie i pięknie?)


Seksualizacja szkół i walka o aborcję
Zbrodnia feministek-komunistek nr 3: seksualizacja szkół! A konkretnie chodzi tutaj o wprowadzenie do szkół całej tej ohydnej edukacji seksualnej i to "pod płaszczykiem" (!) edukacji zdrowotnej. Edukacja seksualna skryta pod płaszczykiem - to mi wciąż brzmi dość konserwatywnie, ale prawicowe media nie dadzą się przecież oszukać takimi feministyczno-komunistycznym trickami.
Żadnych wątpliwości nie ma też cytowana Hanna Dobrowolska ("Sieci"): "Apelujemy o pozostawienie w podstawie programowej przedmiotu WDŻ, bo tam edukacja seksualna jest postrzegana w kontekście małżeństwa i rodziny, a nie w kontekście zdrowia. Apelujemy o niewprowadzanie do postawy programowej edukacji zdrowotnej. To jest po prostu wytrych do wprowadzenia permisywnej edukacji seksualnej według standardów WHO, wielokrotnie oprotestowywanych przez środowiska świadomych rodziców".
Zbrodnia feministek-komunistek nr 4: aborcja. Pani Dąbrowska-Pieczyńska twierdzi, iż w PRL-u rewolucja seksualna "wyrażona w legalizacji aborcji była drugim, obok walki z Kościołem, elementem ideologicznej polityki władz". Przyznaje, iż co prawda dzisiaj w Sejmie nie ma większości koniecznej do liberalizacji prawa aborcyjnego, ale po pierwsze, "rząd stosuje furtkę w postaci wydanych niedawno wytycznych" (zaświadczenie od psychiatry), a po drugie, walka trwa, większość się kiedyś może znaleźć, a koalicja rządząca jest naciskana przez "skrajne środowiska proaborcyjne".
I tu następują w tekście obszerne a soczyste i - jakżeby inaczej - pełne wulgaryzmów wypisy z lipcowego wystąpienia Marty Lempart przed budynkiem Sejmu. I można rzec, iż w tym momencie dochodzi do trwającej długi akapit zgody ponad podziałami pomiędzy mną a publicystką (pardon, publicystą!) "Do Rzeczy", bo sam również nie uważam by to przemówienie miało przejść do historii jako szczególnie błyskotliwe, przekonujące, skuteczne, o kulturze nie wspominając. Jasne, słuszny gniew i wkurw, i jak długo można kulturalnie dygać przed konserwatywnymi dziadami - wszystko to rozumiem, ale tamten występ to była głównie wykrzykiwana litania bluzgów połączona z takimi zupełnymi już absurdami, jak pomylenie przechodzącego obok dziennikarza Jacka Gądka z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem (i poczęstowanie niewinnego Gądka serią z werbalnego karabinu Lempart).


Miliardy zamordowanych nienarodzonych i największa radykałka Kamala
Aborcji i krwiożerczym aborcjonistkom przygląda się na łamach "Sieci" również Robert Tekieli w felietonie pt. "Niech zdycha". I tak, tytuł dotyczy bezbronnych a masowo mordowanych dzieci nienarodzonych. "Ludobójstwo", "mordowanie", "zabijanie nienarodzonych" - tak o aborcji pisze nie tylko Tekieli, ale generalnie większość prawicowych autorów. Tekieli pisze wprost, iż tylko w Unii Europejskiej zabija się 1,2 mln dzieci nienarodzonych rocznie, i dalej: "Na całym świecie ok. 50 mln. Oznacza to, iż w XXI w. zamordowano 1 mld osób". Trudno byłoby chyba te zdania przebić, ale posłuchajcie dalej:
"Propagowanie aborcji jest częścią kultu szatana. Wezwaniem do krwawej ofiary. [...] Kult aborcyjny jest sercem współczesnej ateistycznej świeckiej religii, nienawidzącej lub lekceważącej Boga. Większość osób przyczyniających się do aborcji nie ma świadomości, iż składają krwawą ofiarę ojcu kłamstwa".
W tym samym felietonie Tekieli m.in. dopytuje, ilu aborcji dokonała Anna Maria Żukowska (a konkretnie ta "odarta z wrażliwości posłanka") oraz cytuje nawrócone na Chrystusa wiedźmy uprawiające rytuały z użyciem krwi. Czy te wiedźmy nie brzmią wam może odrobinę znajomo? Tak, tak, to wiedźmy, które cytowałem niedawno w felietonie dla Gazeta.pl, a cytaty te wziąłem z "Tygodnika Solidarność". Robert Tekieli nie pisze skąd je ma, ale osoby posiadające bezpośrednią łączność z Panem Bogiem z takich rzeczy tłumaczyć się nie muszą.
I jeszcze a propos aborcji - zaskoczył was Trump mówiący o demokratach, którzy pozwolą na aborcję w dziewiątym miesiącu ciąży, a choćby po urodzeniu dziecka? Cóż, najwidoczniej zbyt rzadko sięgacie po prawicową prasę. Zerknijmy choćby do felietonu/wstępniaka Pawła Lisickiego pt. "Groźne wieści zza oceanu". Redaktor naczelny "Do Rzeczy" informuje tam, iż - uwaga, uwaga - Kamala Harris i Tim Walz to "najbardziej radykalni proaborcjoniści w dziejach" (!). W felietonie mowa też o "prawie do zabijania nienarodzonych dzieci do chwili urodzin", o "handlu szczątkami abortowanych dzieci" czy o rosnących wpływach "aktywistów teorii queer".


A iż wpływy te po zwycięstwie demokratów będą rosły, jest więcej niż pewne, bo - cytuję - "Harris i Walz wspierają wszystkie najbardziej radykalne postulaty ideologii LGBT: wspólne toalety, łazienki i szatnie dla dziewcząt i chłopców, prawo do wyboru płci przez dzieci, dofinansowanie i wsparcie dla tzw. tranzycji oraz dla całego transgenderowego przemysłu. [...] Cały system edukacji będzie jeszcze mocniej wspierał promocję wynaturzeń i perwersji. Oporni rodzice, jeżeli nie dostosują się do wymagań liberalnej polityki oświatowej, będą się musieli liczyć z utratą prawa do wychowania dzieci".
Trzy czerwone gwiazdy
Zbrodnia feministek-komunistek nr 5: walka o związki partnerskie. O małżeństwach jednopłciowych choćby nie wspominając. W "Do Rzeczy" walka ta nazywana jest synonimicznie rozbijaniem rodziny jako podstawowej komórki społecznej oraz kolejnym (obok aborcji) sposobem na odejście od konserwatywnego modelu społeczeństwa. Tu dostaje się głównie Katarzynie Kotuli, która mówiła na niedawnym Campusie: "To będzie największa ustawa, jaka wyjdzie z tego rządu, jeżeli wyjdzie. Moim zadaniem jest zrobić wszystko, żeby tak było. I możemy się spierać o szczegóły oczywiście, choć uważam, iż są kwestie godnościowe, których nie powinniśmy odpuścić".
Gdzie wady? Ponownie: nie wiem, nie dostrzegam. Co na to Dąbrowska-Pieczyńska? Ponownie: nic. Znowu są liczne cytaty (z Kotuli, tak jak wcześniej z Nowackiej i z Lempart) i znowu praktycznie żadnej argumentacji i choćby prób wykazania, na czym polegać ma potworność związków partnerskich, praw kobiet czy edukacji seksualnej. Inna rzecz, iż czytelnikom "Do Rzeczy" takich oczywistości wyjaśniać przecież nie trzeba…


Światowy Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju. Wanda Wasilewska podczas przemówień delegatów Narodowe Archiwum Cyfrowe


W tekście p. Zuzanny Dąbrowskiej-Pieczyńskiej brak adekwatnie jakiegokolwiek podsumowania i pointy (no, chyba, iż liczyć fragmenty o Agnieszcze Dziemianowicz-Bąk i jej ojcu, który ostrzegał, iż jeżeli ADB zostanie ministrem edukacji, to dzieci "wpadną w pełen nowomowy nazibolszewicki socrealizm"), natomiast adekwatnym podsumowaniem i pointą rozważań o potwornych feministkach-komunistkach, które przejęły w tej chwili władzę w Polsce, jest opublikowany na kolejnych pięciu stronach "Do Rzeczy" obszerny tekst pt. "Czerwone gwiazdy" o trzech kobietach komunizmu, a konkretnie o wzorcowej towarzyszce Wandzie Wasilewskiej, pragmatycznej do bólu (cudzego) Julii Brystigerowej zwanej "Krwawą Luną" oraz Elżbiecie Szempielińskiej, komunistce złamanej i zapomnianej, a swego czasu znanej chociażby z wiersza, w którym nie żałowała zburzonej w 1939 roku Warszawy.
Wszelkie skojarzenia trzech czerwonych gwiazd z Nowacką, Lempart i Kotulą jak najbardziej wskazane i pożądane przez autorów i czytelników prasy prawej i sprawiedliwej.
Idź do oryginalnego materiału