Coraz głośniej się mówi, iż kierunki lekarskie, które otwarto pomimo negatywnej oceny Polskiej Komisji Akredytacyjnej (PKA), powinny zostać zamknięte. Jakie jest stanowisko Ministerstwa Edukacji i Szkolnictwa Wyższego?
– To jest zastana sytuacja, z którą mamy poważny problem. Dostrzegamy nieprawidłowości związane z otwieraniem nowych kierunków lekarskich przez uczelnie mające negatywną opinię PKA. Warto podkreślić, iż była ona uzasadniona – aplikujące jednostki i uczelnie nie spełniały wymagań jakościowych. Niestety ówczesny minister Przemysław Czarnek arbitralną decyzją przyznał uprawnienia tym szkołom. Równocześnie mamy świadomość potrzeby kształcenia lekarzy z uwagi na ich niedobory w systemie. Niemniej uruchomienie kilkunastu nowych kierunków nie rozwiąże problemu tu i teraz. Efekty zwiększonego naboru będą widoczne dopiero po ukończeniu przez przyszłych lekarzy studiów i zdobyciu uprawnień. Po drodze doprowadzimy jednak do tego, iż wypuścimy na rynek specjalistów o wątpliwych kompetencjach. Nie dlatego, iż młodzi ludzie, którzy podjęli studia, nie chcą się uczyć. Chcą, tylko o ile szkoła nie zagwarantuje im odpowiedniego kształcenia, nie będzie miała zaplecza badawczego, dostępu do prosektoriów, to nie uda się wykształcić jakościowo dobrych lekarzy w warunkach symulacji numerycznych odbiegających od standardów. Dlatego bardzo krytycznie przyglądamy się tej sytuacji, rozumiejąc przy tym młodych ludzi, którzy dostali szansę, by zostać lekarzami. Robimy wszystko, aby ich nie skrzywdzić.
Rozwiązaniem z wyboru jest ponowna weryfikacja wspomnianych szkół. Jednocześnie dokonaliśmy zmian w PKA. W naszej ocenie było w niej zbyt wielu teologów w stosunku do potrzeb. W ich miejsce przyjęliśmy specjalistów reprezentujących nauki medyczne. Chcemy skorzystać z ich doświadczenia i utworzyć zespoły, które przystąpią do ponownej weryfikacji. Będziemy stanowczy – o ile okaże się, iż nowe szkoły ponownie nie uzyskają pozytywnej oceny komisji, to odbierzemy im możliwość kształcenia. Jednocześnie dopełnimy wszelkich starań, aby studenci otrzymali propozycję przejścia na uczelnie, gdzie będzie odpowiednia jakość kształcenia, dzięki czemu uzyskają tak ważne dla pacjentów i rynku ochrony zdrowia kompetencje.
Wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny w rozmowie z „Menedżerem Zdrowia” wskazał, iż wprowadzając na uczelniach centralny egzamin (podobny do matury) z przedmiotów kierunkowych, np. farmakologii i fizjologii, można by jednocześnie zweryfikować i wiedzę studentów, i jakość kształcenia szkół. Jak pan ocenia ten pomysł?
– Nie rozważaliśmy takiej możliwości. Jako wieloletni nauczyciel akademicki widziałbym w tym pewne zagrożenie związane z okazaniem lekceważenia renomowanym uczelniom, które lata temu zostały powołane w celu kształcenia kadr medycznych. Wprowadzenie centralnego egzaminu dodatkowo bardzo skomplikowałoby funkcjonowanie szkół, mających i tak olbrzymi problem z biurokracją. Przy okazji wykazalibyśmy się dość dużym poziomem braku zaufania do znakomicie sobie radzących uniwersytetów medycznych. Dlatego najpierw sprawdźmy, czy te uczelnie, które uzyskały możliwość kształcenia na kierunkach lekarskich, rzeczywiście spełniają standardy. o ile okaże się, iż nie, to będziemy wycofywać zgody.
Moglibyśmy co do zasady „nowym” szkołom odebrać uprawnienia, jednak nie chcemy tego robić, ponieważ zakładamy, iż część z nich odrobiła zadanie i mając negatywną opinię komisji, przez ostatnie miesiące usunęła braki, a w tej chwili reprezentuje całkiem przyzwoity poziom nauczania. Odbieramy także sygnały, iż już samo zwiększenie naboru na studia lekarskie spowodowało obniżenie jakości edukacji. Większe grupy oraz utrudniony dostęp do infrastruktury nie pozostają bez wpływu na kształcenie w tym specyficznym zawodzie. Będziemy się temu przyglądać i inwestować w laboratoria i prosektoria, żeby edukacja spełniała wysokie standardy.
Kiedy rozpocznie się weryfikacja? Czy uda się ją przeprowadzić przed następnym naborem na studia?
– Zespoły już powstają, a niedługo rozpoczniemy kontrole. Zależy nam na tym, aby w szkołach, które nie przejdą ponownej weryfikacji, wstrzymać październikowy nabór.
Przez ostatnie lata słyszeliśmy, iż brakuje lekarzy. Teraz okazuje się, iż nie do końca jest to prawdą. Lekarze są po prostu nierównomiernie rozmieszczeni w systemie. Czy w tej sytuacji przez cały czas powinniśmy utrzymywać zwiększony nabór na kierunek lekarski? A może raczej zwiększać nabory na kierunki pomocnicze?
– Od przeszło 20 lat zajmuję się inżynierią biomedyczną i powiązaną z nią technologią, która ma olbrzymie znaczenie dla systemu ochrony zdrowia. To rodzi pewne zależności związane z lekarzami, decydentami, edukacją medyczną. Mam szerokie spojrzenie i niestety muszę przyznać, iż system organizacji w naszym kraju pozostawia wiele do życzenia, bo np. patrząc na liczbę łóżek szpitalnych – mamy za mało lekarzy. Musimy jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, czy tylu łóżek potrzebujemy.
Kolejny problem to pewna nierównowaga, o ile chodzi o specjalizacje medyczne. Niektóre dyscypliny dominują, jak kardiologia, a innych młodzi lekarze nie chcą wybierać, jak chirurgia czy neurologia. Trzeba się zastanowić, jak zachęcić młodzież, by specjalizowała się w różnych kierunkach, bo organizm jest układem naczyń połączonych. Potrzebni są lekarze wszystkich dyscyplin, aby leczyć każdą dolegliwość. To pokazuje, iż problemem jest nie tylko kwestia kształcenia, ale także edukacja w pewnych specjalizacjach.
Bardzo ważne jest ponadto rozwijanie zawodów okołomedycznych, aby odciążyć lekarza – najdroższy element w systemie. Z badań rynkowych wynika, iż w Polsce lekarz ok. 60 proc. czasu poświęca na czynności, które może wykonać inna osoba. W krajach zachodnich lekarz specjalista nie zajmuje się przygotowaniem aparatury medycznej, uruchamianiem, obsługą – to robią inżynierowie medyczni. o ile tego nie poprawimy, stale będziemy mieć problem, a system będzie bardzo kosztowny. Równie ważne jest wdrażanie nowoczesnych rozwiązań technologicznych związanych z cyfryzacją. Dziś jest tak, iż lekarz, nie mając dostępu do repozytorium danych medycznych pacjenta, zmuszony jest diagnozować go kilkukrotnie. To olbrzymie marnotrawstwo. o ile jednak nie ma pełnej bazy pacjenta, to musi sięgnąć do diagnostyki, żeby zdecydować o terapii.
To pokazuje, iż zarówno pod względem organizacyjnym, jak i nowoczesnych metod zarządzania należałoby dokonać daleko idących reform. Wówczas wiedzielibyśmy dokładniej, ilu lekarzy nam potrzeba i o jakich specjalizacjach. Do tych danych na samym końcu powinniśmy dostosować system kształcenia. Zdaję sobie sprawę, iż nie jest to proste. Dziś bazujemy na tej wiedzy, jaka jest, i na podstawie posiadanych założeń dopuszczamy do kształcenia kolejne uczelnie. Zakładamy, iż o ile przybędzie choćby kilka szkół spośród kilkunastu, które uzyskały uprawnienia, będzie to dobre dla systemu. Zdajemy sobie jednak sprawę, iż za pięć, sześć lat wszystkie uczelnie będą ze sobą konkurować. A na czym polega konkurencja uczelni, gdy brakuje kandydatów na studia? Na obniżaniu kryteriów zarówno kwalifikujących na studia, jak i potem weryfikujących wiedzę. Efektem tych działań będzie produkcja lekarzy, a nie kształcenie.
Dlatego podkreślamy, iż działania ministra Czarnka doprowadziły do degradacji całego systemu – nie tylko w zakresie edukacji, ale także nauki – poprzez arbitralne decyzje dotyczące m.in. podziału pieniędzy, ewaluacji, przyznawania punktów czasopismom, hierarchizacji szkół. To sprawiło, iż wiele uczelni, zupełnie nieuprawnionych, uzyskało wysokie kategorie naukowe, co daje im pełne prawa akademickie zarówno do doktoryzowania, jak i przeprowadzania postępowań habilitacyjnych. Dziś mamy tylko trzy kategorie uczelni: B+, A i A+. Zniknęła kategoria C. o ile wszystkie szkoły wyższe są tak dobre, to trzeba podnieść poprzeczkę i bardzo wyraźnie rozdzielić uczelnie i dyscypliny naukowe, które są prowadzone na wysokim poziomie, od tych dużo słabszych. Minister Czarnek poprzez manualne sterowanie kategoriami doprowadził do spłaszczenia linii podziału. Wszędzie na świecie stawia się na najsilniejsze ośrodki, bo one przyciągają najlepszych kandydatów. Kształcą elity, które są motorem napędowym nauki mającej przełożenie na wiele obszarów naszego życia społecznego i gospodarczego.
Czy to znaczy, iż na razie należy utrzymać podwyższone limity przyjęć na studia? Limitom będziemy się przyglądać na kolejnym etapie.
– Najpierw musimy zweryfikować uczelnie pod względem jakości kształcenia. To nam pokaże, jaką naprawdę mamy liczbę przyjęć studentów kierunku lekarskiego na wszystkich uczelniach.
Rozmowa pochodzi z „Menedżera Zdrowia” 1–2/2024.
.