Podczas gdy statystyczny polski szpital walczy z problemami i krytyką, Poddębickie Centrum Zdrowia umacnia swoją pozycję. Cel: optymalizacja funkcjonowania i satysfakcja pacjentów. O łamaniu stereotypów, bolączkach i sposobach na poprawę kondycji sektora medycznego z prof. Janem Krakowiakiem, prezesem szpitala, rozmawia Jakub Lisiecki
Panie profesorze, rośnie powszechna dobra opinia na temat Poddębickiego Centrum Zdrowia i pańskiej roli w innowacyjnym podejściu do systemu opieki zdrowotnej. Jednocześnie wciąż słyszymy, iż polska służba zdrowia – w ujęciu całościowym – niedomaga. Dlaczego?
Odpowiedź jest prosta. W procesie tworzenia polskiej służby zdrowia wciąż zapomina się o pacjencie, który powinien być jego kluczowym elementem. Pieniądze są wydawane w moim rozumieniu w sposób niewłaściwy, a wręcz wyrzucane w błoto. Cały system należałoby przerysować, zreorganizować, zamiast w nieskończoność do niego dosypywać. Stale powtarzam, iż gdy pacjent pójdzie za lekarzem, to za pacjentem pójdzie pieniądz.

Słynna amerykańska zasada… Pomówmy zatem o rozwiązaniach: jak poradzić sobie z tymi problemami?
Zacznijmy od tego, iż wszystkie szpitale marszałkowskie, powiatowe czy miejskie powinny być szeroko otwarte dla lekarskich i pielęgniarskich grup zawodowych. Modelowe rozwiązanie na to wprowadziliśmy w naszych placówkach: w Poddębicach, ale także w Brzezinach i w Tomaszowie Mazowieckim. U nas bezpośrednią odpowiedzialność za wynik ponosi ordynator, który zarządza załogą na zasadzie podwykonawstwa, dokładnie tak, jak w wielu firmach na szeroko pojętym rynku. To on wybiera i zatrudnia członków swojego oddziału, to on ich rozlicza z działań. W efekcie nasi pacjenci nie muszą się o nic prosić. Wszystko działa i jest na swoim miejscu. To także wygodne dla mnie, bo każda rozmowa z ordynatorami może ograniczyć się do podsumowania pod tytułem: „to była twoja decyzja, prawda?”. Takie rozłożenie akcentów, ustalenie ośrodka decyzyjnego, jest kluczowe. Dzięki niemu pacjenci stają się „chodzącą reklamą” szpitala i ludzi, którym oddają się pod opiekę, bo ich zadowolenie, poprawa zdrowia i brak powikłań staje się interesem każdego z pracowników! Jednocześnie zdaję sobie sprawę, iż takie rozwiązanie może być, iż tak powiem, niepopularne dla niejednego szpitala.
Rozwiązanie świetne, ale bazuje na tym, iż kompetentny, zaangażowany zespół to konieczność. Tymczasem zewsząd słyszy się wciąż o notorycznych brakach kadrowych w ochronie zdrowia…
…i to jest totalne nieporozumienie. Dla mnie – fikcja. Lekarzy i pielęgniarek w zupełności wystarcza. To kompletnie nie tak, iż istnieje zbyt dużo pracy w stosunku do liczby ludzi, którzy mogą ją wykonać! Chodzi o sposób jej organizacji. W Polsce rządzą limity. Ryczałty. Panie redaktorze, gdybym ja nie miał limitu narzuconego przez system, byłbym w stanie z moim zespołem wykonywać co najmniej dwukrotnie więcej zabiegów niż teraz! Tymczasem system mówi mi: „dobrze, możecie operować więcej, niż przewiduje limit, ale za 30% wartości stawki kontraktowej”. A to oznacza, iż mimo naszych możliwości personalnych, sprzętowych itd. – działania ponadlimitowe stają się kompletnie nieopłacalne. Wyrobienie kontraktu to naprawdę nie problem. A przecież, gdyby tylko system na to pozwolił, moglibyśmy rywalizować, walczyć o pacjentów na dużo większą skalę, dokładnie tak, jak firmy rywalizują o klientów! Kluczem jest tu zrozumienie, iż im krócej pacjent stoi w kolejce, tym szybciej skorzysta z naszych usług! Na tym właśnie powinno wszystkim zależeć. Moja recepta brzmi zatem: płaćmy za wykonywanie działań, nie za gotowość do ich wykonywania. jeżeli będziemy wynagradzać za – dosłownie – spanie na dyżurze, przez cały czas będzie brakować i ludzi, i czasu, i funduszy.
Deficyt finansowy też można by wyeliminować?
Absolutnie tak. Straty finansowe mnożą się przez każdy źle funkcjonujący oddział. A szpitali w Polsce mamy niemal tysiąc. Wynagrodzenia pracowników jednej placówki idą w miliony każdego miesiąca. Wiadomo: lekarze muszą godnie zarabiać, ale w zamian powinni wykonywać swoją pracę, i to najlepiej w jednym miejscu, zamiast czerpać z kilku źródeł, pracując nieefektywnie. W Europie, USA czy Australii jest proporcjonalnie dużo mniej szpitali niż w Polsce, i tam system naprawdę dobrze działa; a my ciągle chcemy więcej, kilka robiąc w tym kierunku. Nie musimy ciągle patrzeć na Amerykę, możemy mieć ją tutaj. Pamiętam jeszcze, gdy na służbę zdrowia przeznaczano 30 miliardów złotych, teraz ta suma jest niemal ośmiokrotnie większa i… przez cały czas brakuje. Jak to możliwe? Przecież przy zwiększeniu finansowania kolejki do szpitali też miały być krótsze, a przez cały czas nie są.
Co zatem mogłoby je skrócić?
Zniesienie systemu ryczałtów! Ale tu trzeba by ogromnej odwagi. Bo rozwiązanie leży na wyciągnięcie ręki, tylko kto się na nie zdecyduje? Oto ono: zamiast dozować, czyli wskazywać palcem, ile dany oddział ma zarobić, należy pozwolić placówkom zdrowotnym działać rynkowo. Gdyby w Polsce zostawić połowę istniejących dziś szpitali, ale pozwolić na im pełne obroty, z pewnością nie byłoby w tym straty dla kondycji służby zdrowia, a wręcz przeciwnie. Dopilnowalibyśmy wreszcie, by cenny sprzęt się nie marnował, a dzieje się to przecież notorycznie. Zniknęłoby czekanie miesiącami na zabiegi. Popatrzmy na nasz przykład: ja, w zgodzie z filozofią oszczędności zdecydowałem się zamknąć kilka lat temu oddziały pediatryczny i położniczy w Poddębicach. Stały niemal puste i generowały straty. Oto bilans, panie redaktorze: średnio 8 porodów miesięcznie przy koszcie utrzymania 0,4 mln zł – tu naprawdę trudno o logikę ekonomiczną… Ale doskonale rozumiem, iż zarządcy szpitali boją się takich trudnych decyzji; ale są one nieuniknione, jeżeli chcemy coś zmienić. I robić lepiej.
W takim razie podsumujmy z optymizmem: a na ile jeszcze lepiej mogłoby funkcjonować Poddębickie Centrum Zdrowia?
Planów i inwestycji nam nie brakuje. Szpitalny Oddział Ratunkowy już działa, z czego na pewno możemy być zadowoleni. Aktualnie mamy w ofercie rezonans magnetyczny, dzięki czemu nie musimy odsyłać pacjentów do Łodzi. Podjęliśmy bowiem współpracę z podmiotem zewnętrznym, który w zamian za udostępnienie bazy i zapewnienie odpowiednich warunków zezwala nam na korzystanie ze sprzętu. Jego utrzymanie byłoby wielkim wydatkiem, więc dla nas jest to układ idealny. Mamy rezonans, radiologa i zwiększony prestiż szpitala – niewielkim kosztem.
Na pewno będziemy rozbudowywać się dalej, mamy także nadzieję na środki z KPO. Chciałbym zmodernizować oddział onkologiczny, a następnie rozwinąć ortopedię onkologiczną oraz dziecięcą, nie zapominając o procesie rehabilitacji – wzorem tego, co udało nam się już wypracować w przypadku zabiegów lędźwiowych i szyjnych wykonywanych przy pomocy naszego słynnego egzoskopu. Bo kompleksowość opieki medycznej to kierunek, który obraliśmy już dawno i zamierzamy nim podążać. Tak według mnie powinna wyglądać służba zdrowia.