Kolejka pod przychodnią, o 8:00 już nie ma numerków dla dzieci. Sezon chorobowy to paranoja

mamadu.pl 4 tygodni temu
Jesienią i zimą kolejki do lekarzy to niekończąca się historia. Rodzice dodatkowo są sfrustrowani, bo często w przychodniach brakuje po prostu numerków do pediatrów. W tej, do której są zapisane moje dzieci, nie ma w ogóle możliwości zapisania się na wizytę telefonicznie, więc niektórzy po prostu stoją na zimnie od rana, by zapisać chore dziecko do lekarza.


Jesienią chorujemy na potęgę


Jesień to bez dwóch zdań sezon chorobowy i szczególnie trudny czas m.in. dla rodziców małych dzieci i przedszkolaków. Póki dziecko do ok. 6 roku życia nie wykształci dobrze układu odpornościowego, potrafi chorować choćby po kilka razy w miesiącu. Każdy, kto to przechodził ze swoimi dziećmi, wie doskonale, iż to czas niekończących się zwolnień na dziecko, kombinowania z opieką nad chorym kilkulatkiem i próby wzmocnienia jego odporności na przeróżne sposoby.

Nie można też zapominać o wiecznej walce z NFZ o numerki do pediatrów, a czasami też wielokrotnych próbach prawidłowych diagnoz. Jako mama dwójki przedszkolaków, która codziennie rano sama ogarnia domową rzeczywistość (bo mąż od świtu jest w pracy), doskonale znam realia walki o wizyty lekarskie w okresie jesienno-zimowym. Jesteśmy pacjentami przychodni, w której pracuje kilku pediatrów i teoretycznie nie powinno być problemu z wizytą u lekarza z chorym dzieckiem.

Realia jednak są takie, iż zawsze jakiś pediatra prowadzi bilanse i szczepienia, inny czasami sam jest chory. Często pracuje tylko 1-2 specjalistów, którzy przyjmują dziesiątki chorych dzieci. Wielokrotnie zdarzało się, iż w nocy albo nad ranem okazywało się, iż moje dzieci nagle są chore. Wtedy w idealnym świecie sięgnęłabym po telefon i umówiła wizytę u lekarza, żeby jak najszybciej zastosować u kilkulatka odpowiednie leczenie. Niestety w naszej przychodni, tak jak w wielu innych, zapisy na wizyty są z dnia na dzień i to głównie fizycznie w rejestracji. Infolinia istnieje, ale co z tego, skoro zwykle do 9:00 sygnał ciągle jest zajęty, a później nie ma już wolnych numerków.

Trzeba stawać na głowie, żeby skorzystać ze swojego prawa


Najbardziej skutecznym rozwiązaniem byłoby pójście do przychodni i zapisanie dziecka w okienku, ale jak to zrobić, kiedy jesteś sama z dwójką chorych dzieci, które płaczą i mają gorączkę? Czasami jest możliwość pomocy rodziny: jeżeli tylko mogę, proszę o zapisanie do lekarza przez dziadków lub przyjaciółkę. jeżeli taka osoba w moim imieniu pójdzie o 7:30 (bo wtedy rozpoczynają się zapisy), czasami faktycznie udaje się zapisać dziecko do pediatry.

W takich okresach infekcyjnych, jaki ma miejsce teraz, żeby faktycznie udało się zapisać dziecko na wizytę, pod budynek przychodni trzeba przyjść już o 5:30-6:00, bo wtedy zaczyna się już tworzyć kolejka pacjentów do zapisów. To paranoja, żeby od 5:30 późną jesienią stać w kolejce, żeby uzyskać pomoc medyczną. Kiedy ja rano jestem sama z dziećmi i nie mam możliwość poproszenia kogoś o pomoc, zwykle kończy się tak, iż moje dziecko nie dostaje się do pediatry.

Wiem, iż jeżeli poszłabym z synem do przychodni i poczekała pół dnia w kolejce, pewnie jakiś lekarz by nas przyjął, ale to chyba nie chodzi o to, prawda? To jest skandal, żeby w przychodni jakiś lekarz nie mógł mieć wizyt dzieci tylko zapisanych telefonicznie. Przecież takich matek, które są same z dziećmi i nie mają codziennie pomocy osób trzecich, jest dużo więcej. One też nigdy nie mogą się do przychodni dodzwonić.

Wiem, iż nie ja jedna mam problemy z dostaniem się do pediatrów. Najgorsze jest, iż w takich sytuacjach często zostaje mi tylko wizyta prywatna u lekarza, który bierze za każdą konsultację ok. 200 zł. I przy wielu chorobach dzieci płacę te dodatkowe pieniądze, mimo iż odprowadzam składki do ZUS-u i mam prawo korzystać z bezpłatnej opieki medycznej w przychodni... Kolejny raz upewniam się w opinii, iż Polska i NFZ to twory z kartonu.

Idź do oryginalnego materiału