Wszystko
będzie dobrze. Czeka Cię jeszcze wiele pięknych i wyjątkowych chwil. Nie będzie
łatwo, bo życie rzuci Ci pod nogi kolejne przeszkody (...). jednak poradzisz
sobie. Zawsze to robisz. Mimo wszystkich przeciwności i kłopotów. (...) I choć
inni na Twoim miejscu mogli by się poddać to Ty tego nie zrobisz.*
Od jakiegoś
czasu powtarzam, iż najbardziej wartościowymi witrynami w sieci są strony
porno. Tam przynajmniej - pierdolenie jest sztuką dla sztuki. Jednak, podczas
moich netowych eksploracji, coraz częściej zdarza mi się znajdować teksty,
maksymalnie przerabiające ludzkie mózgi na płynną papkę, ba, znajduję w tym
cały przemysł, mający prawdopodobnie na celu urabianie człowieczych dusz. Pod
warunkiem, iż człowiek duszę posiada. Nie mam zielonego pojęcia, kto wypisuje
takie bzdury, niektórzy nazywają ich trenerami lub kołczami, choć, jak sądzę z
coachingiem kilka to ma wspólnego.
Cudownie
jest przeczytać jaki to jestem niepośledni, jaki wspaniały i niepowtarzalny.
No, może niepowtarzalny i owszem - świat nie dałby sobie rady mając na
podorędziu mnie i - dajmy na to - mojego osobistego klona, nie, to - za wiele.
A jednak przekonywanie mnie o mojej genialności, stawianie mnie na przeciw
złego, niszczycielskiego świata - to - oględnie rzecz ujmując - niejakie
nadużycie. By nie napisać - głupota. Wychodzi bowiem na to, iż jeżeli spieprzę
coś w swoim życiu - winny będzie - no właśnie, kto, co (mianownik!)? Planeta
Ziemia? Ogół ludzkiego gatunku? A może prawa fizyki? Wyrabianie typowej dla
alkoholików postawy pod tytułem: piję bo zupa jest za słona, teściowa za
brzydka a sąsiadka nie daje - jest słabe. Uzależnienie się od afirmacji,
podobnie jak w przypadku wódki doprowadza z reguły do znacznych ubytków w
rozumie. Ja wiem, iż być może cudownie jest, w chwilę po przebudzeniu a kilka
minut przed porannym goleniem, walnąć sobie do lustra samopochwalną mówkę, mam
jednak wrażenie, iż patrząc na swoje rozanielone (zapewne) odbicie, najpierwej
pomyślałbym o dobrym psychiatrze, a dopiero później zacząłbym roztrząsać swoje
boskie przymioty. Skończyło by się pewnie pawiem, do umywalki, o ile zdążyłbym
doczołgać się do niej przed ostatecznym przesileniem.
(...)
płomień jest w Tobie i wiesz co należy zrobić, żeby na nowo zaczął rozgrzewać
swoje życie. I choć czekają Cię trudne decyzje to zdajesz sobie sprawę, że
musisz zrobić krok do przodu (...).
Kto im to
pisze? I dla kogo? Gdybym w najgorszym momencie ciężkiej depresji usłyszał coś
takiego, niechybnie zrobiłbym krok do przodu. Ze skraju dachu, w dół. Czasem i
owszem, zdarza mi się czuć w sobie płomień - wówczas biorę Aspirynę i -
wszystko wraca do normy po trzech kwadransach. Mam gdzieś z tyłu głowy
(pomiędzy zwojem odpowiedzialnym za sranie a tym - zawiadującym jedzeniem) ciąg
neuronów, w których od wielu lat krąży uświadomiona na szczęście niechęć do
osób próbujących ułożyć mi życie, mechanizm uruchamia się natychmiast po tym,
jak wyczuję pismo nosem. Jak się prawdopodobnie domyślacie - jest to mechanizm
ucieczkowy. Już parę razy uchronił mój opasły tyłek przed zagrażającym mu
skopaniem.
Niech
wszyscy ludzie, którzy nigdy nie zasługiwali na to, by być w Twoim życiu raz na
zawsze zrozumieją, iż nie ma w nim dłużej dla nich miejsca.
Tak. Skądś
znam taką gadkę. Brakuje tu jeszcze wzmianki o czerwonym dywanie, orkiestrze,
bukiecie kwiatów, klęczniku (niepotrzebne - skreślić). Jak u dziecka, które,
kiedy zamknie oczy, jest przekonane o tym, iż stało się niewidoczne dla innych.
Brnąc w tą bzdurę dalej - powinienem unikać tych, którzy źle o mnie myślą -
jest to trudne do zrealizowania - trudne dlatego choćby, że: po pierwsze - mało
mnie to obchodzi kto i co o mnie myśli (skracając: mam to w dupie), po drugie
zaś - z racji wykonywanego zawodu, muszę od czasu do czasu widywać paru
skurwysynów. Ale to ja ich nie lubię, więc to poniekąd mój problem (na
marginesie - problem, z którym wcale nie mam ochoty sobie radzić, lubię bowiem
czasem kogoś nie lubić), ich zaś zdanie na mój temat dynda mi pododwłokowo.
Później
będzie już dobrze. Poczujesz najpiękniejsze uczucie na tej planecie - spokój.
Koniec łez, smutków, zmartwień i rozczarowań.
A to już brzmi
jak kazanie przed egzekucją. Z całym szacunkiem dla skazańca.
Powyższe
cytaty pochodzą z przedmowy do książki, napisanej dla kobiet... przez
mężczyznę. Głupsze to, niż mądrości Paulo Coelho, ale potwierdza starą, jak
sztuka uwodzenia prawdę, iż paniom należy mówić jedynie to, co same chciałyby usłyszeć.
Autor Czarownicy z Portobello czyni to w dość elegancki (nie zaprzeczam)
sposób, mózgowiec, który był uprzejmy wypocić (lub wytrysnąć - jak kto woli) przytoczone tu fragmenty, swoim pseudo - coachingowym
pieprzeniem ogarnia temat w sposób chamski, wulgarny, a więc nazbyt czytelny,
przypominając nachalnego fircyka, który wszelkimi dostępnymi sposobami stara
się zbliżyć do łownej zwierzyny. Ot, taki utajony seksizm. Intelektualny
weganizm. Innymi słowy – mam wrażenie, iż koleś naprawdę uwierzył w to, że
przeciętna kobieta jest od niego zwyczajnie głupsza, poklepuje więc ją po
ramieniu, w strachu, by przypadkiem nie pomyślała, iż równie precyzyjnie mógłby
załadować jej raza w pośladek.
Cóż, dobry
bajer nie jest zły a cel uświęca środki.
Można czasem nie lubić kobiet - rozumiem to doskonale. Ale nie wolno nimi gardzić.
↟
Trzeba umieć docenić przeciwnika. Ten facet - tego nie potrafi.
*Zacytowane fragmenty pochodzą ze wstępu autorstwa Rafała Wicijowskiego do książki p.t. Oczami mężczyzny: Kobiety