Kołczing, czyli facet, który naprawdę nienawidzi kobiet

posmiertnik-doktora-bruneta.blogspot.com 6 lat temu


Wszystko będzie dobrze. Czeka Cię jeszcze wiele pięknych i wyjątkowych chwil. Nie będzie łatwo, bo życie rzuci Ci pod nogi kolejne przeszkody (...). jednak poradzisz sobie. Zawsze to robisz. Mimo wszystkich przeciwności i kłopotów. (...) I choć inni na Twoim miejscu mogli by się poddać to Ty tego nie zrobisz.*
Od jakiegoś czasu powtarzam, iż najbardziej wartościowymi witrynami w sieci są strony porno. Tam przynajmniej - pierdolenie jest sztuką dla sztuki. Jednak, podczas moich netowych eksploracji, coraz częściej zdarza mi się znajdować teksty, maksymalnie przerabiające ludzkie mózgi na płynną papkę, ba, znajduję w tym cały przemysł, mający prawdopodobnie na celu urabianie człowieczych dusz. Pod warunkiem, iż człowiek duszę posiada. Nie mam zielonego pojęcia, kto wypisuje takie bzdury, niektórzy nazywają ich trenerami lub kołczami, choć, jak sądzę z coachingiem kilka to ma wspólnego.
Cudownie jest przeczytać jaki to jestem niepośledni, jaki wspaniały i niepowtarzalny. No, może niepowtarzalny i owszem - świat nie dałby sobie rady mając na podorędziu mnie i - dajmy na to - mojego osobistego klona, nie, to - za wiele. A jednak przekonywanie mnie o mojej genialności, stawianie mnie na przeciw złego, niszczycielskiego świata - to - oględnie rzecz ujmując - niejakie nadużycie. By nie napisać - głupota. Wychodzi bowiem na to, iż jeżeli spieprzę coś w swoim życiu - winny będzie - no właśnie, kto, co (mianownik!)? Planeta Ziemia? Ogół ludzkiego gatunku? A może prawa fizyki? Wyrabianie typowej dla alkoholików postawy pod tytułem: piję bo zupa jest za słona, teściowa za brzydka a sąsiadka nie daje - jest słabe. Uzależnienie się od afirmacji, podobnie jak w przypadku wódki doprowadza z reguły do znacznych ubytków w rozumie. Ja wiem, iż być może cudownie jest, w chwilę po przebudzeniu a kilka minut przed porannym goleniem, walnąć sobie do lustra samopochwalną mówkę, mam jednak wrażenie, iż patrząc na swoje rozanielone (zapewne) odbicie, najpierwej pomyślałbym o dobrym psychiatrze, a dopiero później zacząłbym roztrząsać swoje boskie przymioty. Skończyło by się pewnie pawiem, do umywalki, o ile zdążyłbym doczołgać się do niej przed ostatecznym przesileniem.
(...) płomień jest w Tobie i wiesz co należy zrobić, żeby na nowo zaczął rozgrzewać swoje życie. I choć czekają Cię trudne decyzje to zdajesz sobie sprawę, że musisz zrobić krok do przodu (...).
Kto im to pisze? I dla kogo? Gdybym w najgorszym momencie ciężkiej depresji usłyszał coś takiego, niechybnie zrobiłbym krok do przodu. Ze skraju dachu, w dół. Czasem i owszem, zdarza mi się czuć w sobie płomień - wówczas biorę Aspirynę i - wszystko wraca do normy po trzech kwadransach. Mam gdzieś z tyłu głowy (pomiędzy zwojem odpowiedzialnym za sranie a tym - zawiadującym jedzeniem) ciąg neuronów, w których od wielu lat krąży uświadomiona na szczęście niechęć do osób próbujących ułożyć mi życie, mechanizm uruchamia się natychmiast po tym, jak wyczuję pismo nosem. Jak się prawdopodobnie domyślacie - jest to mechanizm ucieczkowy. Już parę razy uchronił mój opasły tyłek przed zagrażającym mu skopaniem.



Niech wszyscy ludzie, którzy nigdy nie zasługiwali na to, by być w Twoim życiu raz na zawsze zrozumieją, iż nie ma w nim dłużej dla nich miejsca.
Tak. Skądś znam taką gadkę. Brakuje tu jeszcze wzmianki o czerwonym dywanie, orkiestrze, bukiecie kwiatów, klęczniku (niepotrzebne - skreślić). Jak u dziecka, które, kiedy zamknie oczy, jest przekonane o tym, iż stało się niewidoczne dla innych. Brnąc w tą bzdurę dalej - powinienem unikać tych, którzy źle o mnie myślą - jest to trudne do zrealizowania - trudne dlatego choćby, że: po pierwsze - mało mnie to obchodzi kto i co o mnie myśli (skracając: mam to w dupie), po drugie zaś - z racji wykonywanego zawodu, muszę od czasu do czasu widywać paru skurwysynów. Ale to ja ich nie lubię, więc to poniekąd mój problem (na marginesie - problem, z którym wcale nie mam ochoty sobie radzić, lubię bowiem czasem kogoś nie lubić), ich zaś zdanie na mój temat dynda mi pododwłokowo.
Później będzie już dobrze. Poczujesz najpiękniejsze uczucie na tej planecie - spokój. Koniec łez, smutków, zmartwień i rozczarowań.
A to już brzmi jak kazanie przed egzekucją. Z całym szacunkiem dla skazańca.
Powyższe cytaty pochodzą z przedmowy do książki, napisanej dla kobiet... przez mężczyznę. Głupsze to, niż mądrości Paulo Coelho, ale potwierdza starą, jak sztuka uwodzenia prawdę, iż paniom należy mówić jedynie to, co same chciałyby usłyszeć. Autor Czarownicy z Portobello czyni to w dość elegancki (nie zaprzeczam) sposób, mózgowiec, który był uprzejmy wypocić (lub wytrysnąć - jak kto woli) przytoczone tu fragmenty, swoim pseudo - coachingowym pieprzeniem ogarnia temat w sposób chamski, wulgarny, a więc nazbyt czytelny, przypominając nachalnego fircyka, który wszelkimi dostępnymi sposobami stara się zbliżyć do łownej zwierzyny. Ot, taki utajony seksizm. Intelektualny weganizm. Innymi słowy – mam wrażenie, iż koleś naprawdę uwierzył w to, że przeciętna kobieta jest od niego zwyczajnie głupsza, poklepuje więc ją po ramieniu, w strachu, by przypadkiem nie pomyślała, iż równie precyzyjnie mógłby załadować jej raza w pośladek.
Cóż, dobry bajer nie jest zły a cel uświęca środki.


Można czasem nie lubić kobiet - rozumiem to doskonale. Ale nie wolno nimi gardzić.
Trzeba umieć docenić przeciwnika. Ten facet - tego nie potrafi.



*Zacytowane fragmenty pochodzą ze wstępu autorstwa Rafała Wicijowskiego do książki p.t. Oczami mężczyzny: Kobiety
Idź do oryginalnego materiału