"Nigdy nie potrzebował wiele ruchu"
"Mój mały synek nie chce wychodzić z domu. Piszę wprost, ponieważ nie wiem już, jak mam to opisywać inaczej, jakich szukać źródeł i wyjaśnień. Ma pięć lat, a wyciągnięcie go z domu graniczy z cudem.
Od roku próbujemy rozpocząć przygodę z przedszkolem. Tam wyjścia na plac zabaw są już akceptowane, ale na początku i z tym przechodziliśmy trudności.
Najgorsze są jednak wyjścia dedykowane jakiemuś celowi. Kiedy na przykład w sobotę chcemy jechać wspólnie do ZOO albo na zakupy. Spacery w tygodniu, wyjście na plac zabaw osiedlowy – to w ogóle jakby nie leżało w zakresie jego zainteresowań.
Pytałam wiele razy, czy powód leży w jego samopoczuciu. Czy bolą go nóżki, czy kręgosłup, czy coś jest nie tak? Czy czegoś się wystraszył kiedyś na spacerze? Błądzę po własnych wspomnieniach, myślę, czy może popełniłam gdzieś błąd.
Nie wiem, nie znajduję przyczyny.
Zaczynam wariować. Po pierwsze dlatego, iż cały swój czas spędzamy w domu (w ciągu dnia wychodzę tylko po małego do przedszkola), po drugie martwię się bardzo.
Z kim rozmawiać? Z jakim lekarzem? Gdzie szukać pomocy, jeżeli syn twierdzi, iż nie czuje bólu? Więc to nie fizyczność go ogranicza.
Nigdy nie potrzebował wiele ruchu, ale je również niewiele. Nie tyje, nie zauważam odchyleń w jego zachowaniu, poza tym pokracznym 'domatorstwem'.
Jest spokojny, zrównoważony, prosi, by mu czytać, układamy dużo puzzli. Jednak wiem, iż nie mogę być dla niego jedynym towarzystwem przez lata. Musi wyjść do dzieci, do ludzi.
Duże przestrzenie już sobie darowaliśmy. Staś płakał długo, nie mógł się uspokoić, uciekał. Wszelkie sprawy związane z gmachami, urzędami czy sklepami, załatwiamy bez niego.
To nie może tak trwać wiecznie. Jak go wesprzeć?".