Operacje robotowe u chorych na raka nerki dają najlepsze efekty medyczne – chorzy mają mniej powikłań, szybko zdrowieją i wracają do pracy, ocenili eksperci. W naszym kraju nie są jednak prawie wcale dostępne ze względu na brak systemowego finansowania.
Operacje nerkooszczędzające
– w tej chwili na świecie metodą z wyboru w leczeniu chorych na raka nerki jest operacja nerkooszczędzająca, spopularyzowana w latach 90. XX wieku przez Andrew Novicka z Cleveland Clinic w USA – przypomniał w rozmowie z PAP urolog dr hab. Artur A. Antoniewicz, kierownik Oddziału Urologicznego i Onkologii Urologicznej Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie. Jak zaznaczył, w Polsce od wielu lat dominuje jednak wycinanie nerki – u pacjentów z rakiem nerki nefrektomii jest o wiele więcej niż operacji nerkooszczędzających.
– Wprowadzenie technik robotowych niesie za sobą potencjał zmiany tych proporcji na rzecz zaoszczędzenia narządu u pacjentów. W Europie nerkooszczędzająca operacja z użyciem robota jest standardem, gdyż daje najlepsze efekty medyczne – wytłumaczył specjalista.
Jak podkreślił dr Antoniewicz, operacja laparoskopowa z udziałem robota jest minimalnie inwazyjna i znacznie ogranicza liczbę i częstość powikłań.
– Podobnie jak w raku prostaty, raku jelita grubego czy macicy operacja robotowa rozwiązuje trwale problem nowotworu, ponieważ jej dokładność podczas pierwszej operacji redukuje ryzyko nawrotu lub progresji raka. Pobyt w szpitalu jest bardzo krótki, chorzy nie wymagają dodatkowych działań medycznych, ponownej hospitalizacji, długotrwałego zwolnienia lekarskiego ani kolejnych procedur leczniczych – wyjaśnił dr Antoniewicz i dodał, iż dzięki temu szybciej mogą wrócić do normalnego funkcjonowania, do pełnej aktywności życiowej, w tym również do pracy, dzięki czemu maleją koszty pośrednie związane z chorobą i leczeniem.
Nie ma limitu dla chirurgii robotowej
W ocenie urologa współcześnie nie ma limitu dla chirurgii robotowej, pozwala ona przesuwać granice chirurgii. Jako przykład przytacza historię młodej pacjentki z przeszczepioną nerką, w której doszło do rozwoju guza nowotworowego.
– Jedyne, co rozważano, to usunięcie przeszczepionej nerki wraz z guzem. Rodziłoby to jednak duże problemy dla chorej, która musiałaby być dializowana, co istotnie pogorszyłoby jej jakość życia – stwierdził dr Antoniewicz. Specjalista zdecydował się wykonać operację robotową, w trakcie której usunął guza nowotworowego z przeszczepionego narządu. Dzięki temu udało się uratować nerkę.
Film nagrany podczas tej pionierskiej operacji został pokazany i nagrodzony kilka dni temu podczas 54. Kongresu Polskiego Towarzystwa Urologicznego w Łodzi.
– Ten film ilustruje coś zupełnie niemożliwego dotąd. Z chirurgicznego punktu widzenia ten guz był ekstremalnie trudny do usunięcia. Tymczasem chora po czterech dniach od operacji wyszła do domu, a po upływie pół roku jest całkowicie zdrowa – wyjaśniał dr Antoniewicz na konferencji prasowej zorganizowanej 17 czerwca w Warszawie w ramach obchodów Światowego Dnia Raka Nerki.
Te procedury nie są finansowane przez NFZ
W Polsce nie ma systemu finansowania nerkooszczędzajacych operacji robotowych u chorych z rakiem nerki.
– Nie ma takiej procedury w koszyku świadczeń gwarantowanych i trudno ocenić, dlaczego. Za operację wycięcia całej nerki, która może być laparoskopowa lub otwarta, szpital otrzymuje ok. 9600 zł. Ta kwota w żaden sposób nie pokrywa użycia robota chirurgicznego, gdzie same narzędzia do operacji kosztują 7–8 tys. zł w zależności od kursu dolara – tłumaczył dr Antoniewicz.
Jak podkreślił, żeby operacje robotowe były stosowane u chorych na raka nerki, refundacja systemowa musi pokryć rzeczywiste koszty leczenia, które wynoszą, podobnie jak w innych operacjach robotowych, ok. 32 tys zł. Przy szacunkowej liczbie chorych ok. 1500 rocznie należy się liczyć ze wzrostem kosztów o mniej więcej 30 mln zł.
– Taki poziom refundacji w pełni pokrywa koszty przeprowadzenia operacji robotowej, dlatego szpitale będą zainteresowane tym, by ją wykonywać – przekonywał ekspert.
Jak wyjaśnił, w tej chwili w Polsce operacje robotowe u chorych z rakiem nerki stosowane są wyłącznie dzięki dodatkowemu dofinansowaniu przez różne podmioty.
– Szpital Wojewódzki w Siedlcach oraz Międzyleski Szpital Specjalistyczny w Warszawie otrzymują dofinansowanie, dzięki programowi rozwoju chirurgii robotowej, z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego, co pozwala na stosowanie tej metody m.in. u chorych na raka nerki – dodał ekspert, zaznaczając, iż program dofinansowania zapewnia narzędzia do końca czerwca 2025 r.
Innym przykładem braku refundacji w Polsce jest operacja raka nerki z czopem nowotworowym wrastającym do serca, która należy do najbardziej złożonych i trudnych operacji chirurgicznych w ogóle. Polega ona na wspólnej operacji urologicznej i kardiochirurgicznej u pacjenta w krążeniu pozaustrojowym, które zwykle jest dostępne wyłącznie w ośrodkach kardiochirurgii. Szacunkowy koszt takiej procedury wynosi ponad 60–80 tys. złotych. Refundacja w jakiejkolwiek formie nie pokrywa rzeczywistych kosztów leczenia, zatem trudno znaleźć szpital chętny do przyjęcia takiego chorego, wskazał urolog.
Zapewnić równy dostęp
Aby zapewnić równy dostęp do tych technologii dla chorych na rakiem nerki w całej Polsce, potrzebne jest włączenie tych procedur do koszyka świadczeń gwarantowanych, podkreślił dr Antoniewicz.
Onkolog kliniczny prof. Jakub Żołnierek, prezes Polskiej Grupy Raka Nerki, przypomniał w trakcie konferencji prasowej, iż w stadium rozsiewu raka nerki stosuje się w tej chwili immunoterapię oraz leki ukierunkowane molekularnie.
– W ostatnich 2–3 latach jesteśmy świadkami rewolucji w dostępie do tych leków. Program lekowy dla chorych z zaawansowanym, rozsianym rakiem nerkowokomórkowym uległ dużym modyfikacjom i obecnie dostęp do leków jest dużo szerszy. Jedyną opcją, o którą wciąż się staramy, jest możliwość zastosowania w pierwszej linii leczenia u pacjentów z rozsiewem łącznie immunoterapii oraz leków ukierunkowanych molekularnie – wyjaśnił.
Specjalista podkreślił, iż w Polsce rak nerki jest co roku rozpoznawany u ok. 5 tys. pacjentów. Częściej dotyka mężczyzn niż kobiet, a do czynników zwiększających ryzyko zachorowania należy m.in. palenie tytoniu, otyłość i mała aktywność fizyczna, nadciśnienie tętnicze czy częste przyjmowanie leków przeciwbólowych. Choroba jest często rozpoznawana przypadkiem, przy okazji wykonywania badań obrazowych (głównie USG jamy brzusznej), do których wskazanie było zupełnie inne.
– Rak nerki rozwija się w sposób skryty. Jego objawy są albo słabo wyrażone, albo mało specyficzne, albo mogą wcale nie występować – wytłumaczył prof. Żołnierek. Zalicza się do nich: uczucie ogólnego osłabienia, niezamierzony spadek masy ciała, stany podgorączkowe i gorączka bez uchwytnej przyczyny.
– Krwiomocz zdarza się rzadko, ale jest to objaw bardzo niepokojący i bezwzględnie powinien być wskazaniem do pogłębienia diagnostyki oraz konsultacji z urologiem – podkreślił onkolog.