– Kary zasądzane za napaść na ratowników medycznych są bardzo niskie i nie odstraszają – stwierdził prezes Krajowej Rady Ratowników Medycznych Mateusz Komza, dodając, iż na ten temat powinna odbyć się dyskusja, być może z udziałem ministrów zdrowia i sprawiedliwości.
Prezes KRRM powiedział, iż nie ma rzetelnych danych dotyczących liczby ataków na ratowników. Dodał, iż powołany w ostatni weekend samorząd ratowników medycznych nie ma wglądu w postępowania. Zaznaczył jednak, iż sami ratownicy mówią, iż zasądzane przez sądy kary za napaść na nich i za uszkodzenie sprzętu są bardzo niskie – są to na przykład prace społeczne.
Prezes KRRM ocenił, iż atakujący ratowników medycznych mają świadomość tego, iż potencjalna grożąca im kara nie jest wysoka i nie motywuje ich do powstrzymywania agresywnych zachowań.
– Nie mogę podważać decyzji sądów, ale dyskusja – być może z udziałem ministra zdrowia, ministra sprawiedliwości – dotycząca wysokości zasądzanych kar za napaść na ratowników medycznych, którzy jadą ratować ludzkie życie, powinna się odbyć – zaznaczył Komza.
Jak podkreślił, ratownicy medyczni obserwują rosnącą liczbę agresywnych zachowań. Dodał, iż problem dotyczy pacjentów pod wpływem alkoholu i środków psychoaktywnych, a także trzeciej grupy - pacjentów, którzy nie kontrolują swojego zachowania z przyczyn chorobowych.
- Najtrudniejszą grupą są osoby pod wpływem alkoholu i środków odurzających. Tu choćby groźba wysokiej kary może okazać się mało skuteczna - zaznaczył Mateusz Komza.
Podkreślił, iż ratownicy medyczni są kształceni, jak mają sobie radzić w sytuacji kryzysowej.
– Musimy podejść do pacjenta, zbadać go. Idziemy w dobrej wierze, w celu niesienia pomocy i niestety niekiedy zdarza się, iż pacjent nas atakuje. Aby ratownik medyczny mógł rozpocząć proces udzielania medycznych czynności ratunkowych, musi mieć bezpieczne miejsce pracy i sam musi być bezpieczny. Dlatego ratownik medyczny może odejść i wezwać w takiej sytuacji policję, by jego zdrowie i życie nie było zagrożone – powiedział.
Komza wskazał, iż nie ma problemu ze zgłaszalnością przypadków ataków na ratowników medycznych, ponieważ mają oni ochronę przewidzianą dla funkcjonariusza publicznego, czyli sprawa z urzędu trafia do prokuratury.
Ataków na ratowników jest coraz więcej. Poniżej tylko kilka z nich.
W nocy z soboty na niedzielę pijanych 20 mężczyzn zaatakowało w Żółwinie ratowników medycznych z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego „Meditrans” z Warszawy. Dwóch z nich zostało zatrzymanych przez policję. Jak przekazał rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Piotr Antoni Skiba, usłyszeli oni zarzut naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego. Grozi im do trzech lat więzienia.
W grudniu ubiegłego roku 30-latek z gminy Zawoja (woj. małopolskie) napadł z siekierą na ratowników medycznych udzielających mu pomocy, a następnie uciekł do lasu. Także w tym miesiącu ratowników medycznych zaatakował ranny mężczyzna, który okazał się funkcjonariuszem Służby Ochrony Państwa.
Policja informowała, iż we wrześniu ubiegłego roku na szpitalnym oddziale ratunkowym pijany 24-letni pacjent zaatakował pielęgniarkę udzielającą mu pomocy, groził pozbawieniem życia lekarzowi i znieważył personel medyczny. W lipcu zaś pijany mężczyzna z powiatu żuromińskiego transportowany po wypadku na motocyklu przez pogotowie lotnicze i przewieziony na izbę przyjęć znieważył i zaatakował ratownika medycznego oraz lekarza.
Zgodnie z Kodeksem karnym za naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego grozi grzywna, ograniczenie wolności albo pozbawienie wolności do trzech lat. jeżeli do napadu doszło z użyciem broni palnej, noża lub innego niebezpiecznego przedmiotu, przewidziana w kodeksie kara to pozbawienie wolności od roku do 10 lat. jeżeli w wyniku napaści funkcjonariusz publiczny doznał ciężkiego uszczerbku na zdrowiu kara to pozbawienie wolności od dwóch do 15 lat.