W przyszłym roku wojewodowie zlikwidują średnio co czwarty ambulans typu S. W dużych miastach co druga karetka pogotowia ratunkowego wezwana do pacjenta w stanie nagłym przyjedzie bez medyka.
Narodowy Fundusz Zdrowia w 2026 r. znowu nie będzie karał za brak lekarza w karetce – pisze „Dziennik Gazeta Prawna”. Resort zdrowia zakończył konsultacje rozporządzenia w tej sprawie, akt wejdzie w życie jeszcze w tym roku.
„DGP” sprawdził, jak zapowiedź kolejnej abolicji kar za brak specjalistów w ambulansach wpłynęła na decyzje wojewodów. Ci liczbę karetek (specjalistycznych z lekarzem oraz podstawowych – bez niego) muszą przewidzieć w swoich planach działania systemu ratownictwa medycznego na 2026 rok.
Z danych od wojewodów wynika, iż w przyszłym roku urzędy wojewódzkie planują sporą redukcję „esek”. Na Mazowszu do końca roku jest 221 karetek, w tym 35 typu S. Od stycznia ogólna liczba wzrośnie do 232, ale specjalistycznych będzie już tylko 29. W województwie pomorskim liczba zespołów ratownictwa medycznego zwiększy się ze 112 do 113, ale tych z lekarzem będzie o dwie mniej (spadek z 15 do 13). W lubuskim liczba karetek typu S spadnie z 12 do 8, w łódzkim – z 15 do 12, w zachodniopomorskim – z 15 do 11, w podlaskim – z 13 do 11, a w kujawsko-pomorskim z 12 do 11. W lubelskim liczba ZRM S nie zmniejszy się (14), ale tam wojewoda w latach 2019–2025 przekwalifikował dokładnie tyle samo ZRM S na ZRM P – podaje „DGP”.
Braki kadrowe w karetkach pogotowia
Jak dodaje, w Wielkopolsce, gdzie ogółem jest i pozostanie w 2026 r. 135 zespołów ratownictwa medycznego, liczba „esek” zostanie zredukowana z 17 do 15. W efekcie powiat ostrzeszowski nie będzie miał żadnego zespołu ratownictwa medycznego z lekarzem, a jedynie dwa ambulanse typu P.
– Wcześniej mieliśmy w powiecie dwie karetki, w tym jedną „eskę”. Podejmowaliśmy starania o jej utrzymanie, bo z naszego punktu widzenia przy szpitalu pełnooddziałowym dobrze byłoby, gdyby funkcjonowała karetka z lekarzem. Jednak fakty są takie, iż „eska” i tak nie miała pełnej obsady lekarskiej, bo lekarze nie garną się do pracy w pogotowiu ratunkowym, a koszty jej utrzymania są większe niż w przypadku zespołu typu P – mówi gazecie Lech Janicki, wicestarosta ostrzeszowski.
Wojewodowie starają się urealniać swoje plany do stanu rzeczywistego, a ten jest zdeterminowany przez ogromne braki kadrowe.
W województwie pomorskim tylko dwa powiaty – kwidzyński i starogardzki – mają obsadę karetki z lekarzem bliską 100-procentowej (odpowiednio 97,44 proc. i 96,14 proc.). W siedmiu innych powiatach ten wskaźnik waha się od 55 do 34 proc. Ale są też takie miejsca na mapie tego województwa, gdzie dyżury z lekarzem w karetce są rzadkie albo wręcz sporadyczne (Bytów i Słupsk – 27 proc., Sopot – 20 proc., Gdańsk – 13 proc., Puck – 6,7 proc., Sztum – 1,22 proc. – dane za pierwszą połowę 2025 r.).
Jak tłumaczy „DGP”, specjalistów medycyny ratunkowej (wg danych Naczelnej Izby Lekarskiej) jest w całym kraju tylko 1167, ale w karetkach typu S mogą pracować także tzw. lekarze systemu, czyli z innych dziedzin: anestezjologii i intensywnej terapii lub neurologii, a także w trakcie specjalizacji (po drugim jej roku).
Przepisy dopuszczają również do pracy w karetkach lekarzy posiadających specjalizację (w tym ukończony moduł podstawowy) z chorób wewnętrznych, chirurgii ogólnej, pediatrii, a także kardiologów i ortopedów. Wszyscy ci specjaliści są jednak bardzo poszukiwani na rynku i nie garną się do pracy w pogotowiu ratunkowym.
Kryzys z obsadami
W Gdyni jest już tylko jedna karetka S, do której obsługi miesięcznie tamtejsza stacja pogotowia zatrudnia na dyżurach średnio siedmiu lekarzy.
– Staramy się zaplanować grafik tak, aby karetka z lekarzem była dostępna w 100 proc., ale to się nie udaje. Lekarze często rezygnują, wypisują się z dyżurów, ponieważ pracują także w innych stacjach pogotowia i średnie zabezpieczenie u nas jest na poziomie 50–60 proc. – tłumaczy Jacek Adamonis, dyrektor Miejskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Gdyni. Dodaje, iż regularnie są ogłaszane konkursy, lekarzy szuka się także w mediach społecznościowych, ale nowych osób chętnych do pracy brakuje.
Dyrektorzy stacji pogotowia ratunkowego narzekają zwłaszcza na brak młodych medyków ze specjalizacją z medycyny ratunkowej czy anestezjologii i intensywnej terapii lub dopiero się specjalizujących.
Ministerstwo Zdrowia podkreśla, iż świadczeniodawcy borykają się z deficytem lekarzy w ZRM, mimo iż w okresie 2019–2025 nastąpił trzykrotny wzrost ich finansowania. Największe problemy z obsadami są w dużych miastach.
Resort na razie tylko oddala w czasie zmierzenie się z problemem potężnego braku lekarzy w systemie ratownictwa medycznego. Choć ich deficyt jest odczuwalny od 2019 r., resort przyjmuje strategię przeczekiwania tego problemu – komentuje gazeta.
Przeczytaj także: „Są pieniądze na rejestr ratowników”.
















