Kapitanowi Tadeuszowi Wronie życie zawdzięcza 231 pasażerów samolotu, którym doświadczony pilot bezpiecznie wylądował swoim Boeingiem 767 bez wysuniętego podwozia na pasie Lotniska Chopina w Warszawie. Wronę okrzyknięto bohaterem. Na rodzinę pilota spadła później ogromna tragedia. Jego syn, kpt. Mikołaj Wrona, zachorował na ciężką białaczkę. Jedyną nadzieją na przeżycie była kosztowna operacja za granicą. Niestety, 40-latek nie zdążył skorzystać z pomocy. 13 grudnia pojawiła się wiadomość o jego śmierci.
Zaledwie 40-letni kpt. Mikołaj Wrona – syn słynnego kpt. Tadeusza Wrony i również pilot samolotu – nie dożył operacji, która miała uratować mu życie. Bliscy poinformowali o śmierci kpt. Mikołaja Wrony na stronie zbiórki, która miała sfinansować kosztowną terapię.
„Z wielkim żalem zawiadamiamy, iż dziś zmarł kpt. Mikołaj Wrona. Tak jak jego ojciec, kapitan Tadeusz Wrona, spełnił marzenie o lataniu jako pilot pasażerski linii lotniczych. Wszystko wskazywało na to, iż Mikołaj pokona białaczkę. Było tak blisko!” – przekazano w opisie zbiórki pieniędzy na leczenie pilota.
W rozmowie ze stacją „Polsat News” śmierć kpt. Mikołaja Wrony potwierdziła jego żona. Wrona miał z nią dwójkę dzieci.
Nie żyje syn słynnego pilota, kpt. Tadeusza Wrony. Mikołaj Wrona zmarła na białaczkę w wieku zaledwie 40 lat
40-latek zmagał się z bardzo poważną chorobą, białaczką szpikową, która zaatakowała jego organizm zupełnie niespodziewanie. Z racji wykonywanej profesji Mikołaj Wrona regularnie wykonywał badania, które potwierdzały jego zdolność do pilotowania maszyn pasażerskich. Dopiero w czasie wizyty u dentysty specjalistka zwróciła uwagę na stan zapalny dziąseł u pilota. Poleciła mu wykonanie morfologii krwi, która ujawniła białaczkę – wyjaśnia „Fakt”.
Postawiona dwa lata temu diagnoza zapoczątkowała trudną walkę z czasem. Wronie pilnie potrzebny był bliźniak genetyczny, który mógłby darować mu szpik. Wydawało się, iż wszystko zmierza w dobrym kierunku aż do października tego roku, kiedy nastąpił katastrofalny nawrót choroby. Plany Mikołaja Wrony, który zamierzał wracać już do pracy, legły w gruzach.
Chorobę mogły pokonać tylko kosztowne leki w ramach terapii, dostępnych w klinikach w USA, Walencji i Barcelonie. Mikołajowi Wronie – pomimo płynącego zewsząd wsparcia – zabrakło czasu.