Jordana Petersona recepta na sukces

ekskursje.pl 4 lat temu

Kiedyś chciałem napisać felieton o Napoleonie Hillu, twórcy gatunku literackiego „książek o sukcesie”. Zawsze były inne tematy, a potem mnie skasowali, więc w końcu nie napisałem.

Książki o sukcesie („self help”) wydają mi się dobrym kryterium lewicowości. Programowo w nie nie wierzę, bo jestem Przekonany iż o sukcesie decyduje ślepy traf.

Książki „self help” uważam więc za ściemę. I faktycznie, pionier tego gatunku był po prostu konfabulatorem. Nazmyślał jak to wielcy biznesmeni osiągnęli sukces dzięki jego poradom. Ludzie dość głupi, żeby w to uwierzyć, kupowali jego książki w milionowych nakładach.

Prywatnie uważam, iż recepta na sukces zawiera się w dwóch słowach: „miej szczęście”. There is no step three.

To jak z wiarą w Boga, to deklaracja światopoglądowa. Nie da się tego udowodnić w żadną stronę.

Wydaje mi się, iż lewica i prawica są wobec tego wtórne. Gdy ktoś wierzy w „hipotezę sprawiedliwego świata”, wierzy też, iż każdy ma to, na co zasłużył. Pijak, bezdomny, odmieniec, ofiara przemocy w rodzinie – sami są sobie winni.

Ja wierzę w hipotezę niesprawiedliwego świata. Uważam, iż hierarchia są ściemnione, przywileje niezasłużone, cierpienia niezawinione. Stąd dążenie do wyrównywania, naprawiania itd.

Widzę więc coś głęboko symbolicznego w tym, iż guru nowej prawicy stał się Jordan Peterson – psycholog, który wylansował się na protestach przeciw „politycznej poprawności”. Tak to w jest z „cancel culture”, to żyła złota dla „kancelowanych”.

Peterson straszył, iż po przyjęciu w Kanadzie ustawy antydyskryminacyjnej ludzie będą szli do więzienia za używanie niewłaściwych zaimków wobec osób trans. Ustawa obowiązuje od 4 lat, nic takiego się nie dzieje – jak to w prawicy, na początku była ściema, a potem przyszła monetyzacja.

Nie czytałem jego „12 życiowych zasad” i nie zamierzam. Jak już pisałem – nie wierzę w książki „self help”. Nic nie może sprawić, ze w nie uwierzę.

Fascynuje mnie jednak to, iż Peterson ponosi właśnie straszliwą porażkę. Nie wypada z tego szydzić, ale kiedy to spotyka autora książki „self help”, mamy uzasadniony wyjątek.

Upadek Petersona zaczął się gdy jego córka Mikhaila, zamiast znaleźć sobie uczciwą pracę, podczepiła się pod popularność ojca. Stała się dietetyczno-lajfstajlową influencerką, propagującą dietę składającą się wyłącznie z mięsa.

Ojciec wsparł córkę i ogłosił, iż wraz z żoną przeszedł na tę dietę i od razu przeszły im wszystkie choroby. Dopiero wtedy zaczął mówić o swojej lękowej depresji oraz o uzależnieniu od benzodiazepin – które dzięki diecie wreszcie mógł odstawić.

To takie prawackie! Skoro lewacy są wege, przejdźmy na dietę składającą się ze steków, żeby się poczuć jak zwierzęta alfa.

Był lipiec 2018. Kilka miesięcy później u żony Petersona, która również reklamowała dietę swojej córki jako panaceum, zdiagnozowano raka
nerki.

Jak to z rakiem, nigdy nie będzie dowodu, iż to miało związek z dietą. Na pewno jednak ta dieta nie pomogła.

Zaraz potem Peterson, którego podobno ta dieta wyleczyła z uzależnienia od benzodiazepin, zwiększył dawkę. Tak bardzo, iż go to wykończyło.

Zwykły człowiek jak ja czy ty, kiedy się już w coś takiego wpakuje, musi swoje odcierpieć. Człowiek obrzydliwie bogaty może próbować oszukać system.

Jordan Peterson znalazł klinikę w Moskwie, stosującą metody niedozwolone na Zachodzie. Dla mnie czy dla Ciebie to znaczy, iż takich metod należy unikać, ale jeżeli jesteś prawicowym intelektualistą, to wierzysz też w pierdu-pierdu o cywilizacji śmierci i prostowaniu bananów w Unii.

Zaczyna cię ciągnąć do nienależacych do Unii krajach posługujących się cyrylicą. Przecież Putin jest katechonem!

Idol prawactwa trafił w końcu do Serbii. Dostał zapalenia płuc, które w jego wieku jest bardzo niebezpieczne. A potem cała rodzina złapała tam Covid (choć wcześniej wychwalali Serbię jako kraj wolny od wirusa).

Od jakiegoś roku Peterson komunikuje się za światem wyłącznie za pośrednictwem swojej córki, Mikhaily i kontrolowanych przez nią kanałów społecznościowych. Stara się w nich pokazywać rodziny ludzi sukcesu, doskonale się bawiącej w Serbii. Wygląda to groteskowo, bo w tle ciągle padają słowa takie jak „śpiączka”, „intensywna opieka” albo „zapalenie płuc”.

Jedną z zasad Petersona jest: posprzątaj u siebie, zanim zaczniesz krytykować świat. Sam jej nie umiał zastosować. Wygląda na człowieka pogubionego w życiu osobistym.

Jajako lewica rozumiem pogubienie, rozumiem bezradność. Przecież dlatego właśnie jestem za państwem opiekuńczym. Które Peterson światopoglądowo zwalcza – więc wylądował w szpitalu w kraju nieopiekuńczym…

Idź do oryginalnego materiału