Niedawno trafił na pana Oddział Chirurgii Naczyniowej kolejny pacjent z pękniętym tętniakiem aorty brzusznej, w stanie zagrożenia życia – bo ze statystyk wynika, iż aż 75–80 proc. takich przypadków kończy się śmiercią. Na szczęście tym razem chorego udało się uratować. Alarmuje pan jednak, by się badać i uniknąć tak dramatycznych sytuacji. Planowa operacja tętniaka jest zwykle bardzo znacznie bezpieczniejsza, a ryzyko śmierci wynosi mniej więcej 3–5 proc.
– Operowaliśmy 63-letniego mężczyznę z pękniętym tętniakiem aorty brzusznej. Traf chciał, iż było to dokładnie w dniu jego urodzin. Dzięki szybkiej reakcji lekarzy i interwencji chirurgicznej czuje się teraz dobrze i chętnie opowiada o swojej historii, by innych ostrzec przed takimi sytuacjami. Najczęściej diagnozowanym tętniakiem aorty jest właśnie tętniak aorty brzusznej. Często nie daje on żadnych objawów, czasami tylko powoduje ból brzucha lub pleców. A jeżeli nie zostanie wcześnie wykryty, może prowadzić do pęknięcia aorty i krwotoku wewnętrznego. To bardzo niebezpieczne, jak wybuch bomby w naszym organizmie – skutki tego są często katastrofalne.
Jak możemy tego uniknąć? O tętniaku aorty brzusznej, podobnie jak o innych tętniakach – aorty piersiowej czy tętnic mózgu – mówi się, iż to cichy zabójca. Chory nierzadko dowiaduje się o nim dopiero wtedy, gdy już dojdzie do jego pęknięcia.
– Wystarczy odpowiednio wcześnie przeprowadzić USG jamy brzusznej. Nie są potrzebne jakieś skomplikowane badania, takie jak rezonans magnetyczny czy tomograf komputerowy. Wystarczy choćby zwykle USG, a jeszcze lepiej USG Doppler, służące do oceny tętnic i żył. Warto się poddać takiemu badaniu przesiewowemu i o to jedynie apelujemy, jako chirurdzy naczyniowi operujący tętniaki. Pacjent, u którego przeprowadziliśmy operację chirurgiczną, od wielu lat nie badał się – nie wykonywał USG jamy brzusznej.
Kto w pierwszej kolejności powinien się poddać takiemu badaniu? Kto jest najbardziej zagrożony tętniakiem?
– Przede wszystko mężczyźni, bo tętniaki aorty brzusznej występują u nich czterokrotnie częściej niż u kobiet. Bardziej zagrożeni są także palacze papierosów oraz osoby z nadciśnieniem tętniczym krwi i zaburzeniami lipidowymi, czyli z podwyższonym poziomem cholesterolu. Niektórzy mają skłonności genetyczne do tętniaków, co wskazuje na rodzinne występowanie tętniaków.
Czy USG jamy brzusznej jest już tak rutynowe i tak potrzebne, iż co jakiś czas każdy z nas w zasadzie powinien je wykonywać? Pozwala wykryć różne choroby, przy okazji także tętniaka.
– Zgadzam się. Temu badaniu powinna się poddać każda osoba po 50. roku życia. Warto wykonywać także inne badania przesiewowe, takie jak kolonoskopia (wziernikowanie jelita grubego). USG jamy brzusznej nie jest kosztowne ani trudne dla pacjenta, nie ma też większych kłopotów z jego dostępnością. A pozwala wykryć choćby małe tętniaki. Wystarczy je potem kontrolować, by w optymalnym czasie zaplanować u chorego leczenie zabiegowe.
To bardzo ważne, bo nie każdego tętniaka, który jest wybrzuszeniem lub poszerzeniem ściany aorty, trzeba zaraz operować.
– Tak, zależy to od tego, jaka jest średnica tętniaka i gdzie jest on zlokalizowany. Pacjent powinien być pod opieką chirurgia naczyniowego i co jakiś czas powtarzać USG, by śledzić, czy tętniak się powiększa – a jeżeli tak, to w jakim tempie. W razie wątpliwości wykonywana jest tomografia komputerowa. Takie badanie z kontrastem jest już niezbędne, gdy tętniak jest na tyle duży, iż konieczne jest zaplanowanie jego leczenia.
Jak duży tętniak wymaga operacji?
– Tętniak może się powiększać od 0,2 cm choćby do 1 cm co roku, a od około 6 cm znacznie podnosi się ryzyko jego pęknięcia, zarówno u mężczyzn, jak i kobiet. Dlatego przyjmuje się, iż od 5,5 cm średnicy tętniaka wskazana jest interwencja chirurgiczna.
Jakie jest wtedy ryzyko zabiegu?
– Przy planowym leczeniu zabiegowym tętniaka śmiertelność wynosi około 3–5 proc. Jest zatem nieporównywalnie mniejsza niż podczas operacji tętniaka już pękniętego, który może doprowadzić do natychmiastowej śmierci lub w ciągu kilku godzin. Śmiertelność ogólna w przypadku takiej operacji sięga 75–80 proc. Dotyczy chorych, którzy nie zdążyli dojechać do szpitala, oraz tych, którzy zmarli przed lub po operacji. Śmiertelność wewnątrzszpitalna, czyli wśród chorych, którzy przeżyli operację pękniętego tętniaka, wynosi 40–50 proc.
Osoba, która ma tętniaka w jednym miejscu, na przykład w aorcie brzusznej, może wykazywać skłonność także do innych tętniaków, na przykład w aorcie piersiowej?
– Tak, pacjenci z tętniakiem w aorcie brzusznej wykazują większe ryzyko występowania tętniaków również w innych miejscach, na przykład w aorcie piersiowej czy łuku aorty. Ale także tętniaków podkolanowych, które mogą się skończyć utratą, amputacją kończyny, gdy nie zostaną w porę wykryte.
Jaki zabieg wykonywany jest w przypadku wykrycia tętniaka aorty brzusznej?
– To może być operacja klasyczna, czyli otwarcie jamy brzusznej, oraz leczenie polegające na wszyciu protezy naczyniowej zastępującej tętniaka w aorcie. Ale od ponad 20 lat wykonywane są też zabiegi małoinwazyjne – bez potrzeby otwierania jamy brzusznej. Polegają one na wprowadzeniu stentgraftu – protezy wewnątrznaczyniowej – przez tylko nakłucie lub małe nacięcie w pachwinie do środka aorty i umocowanie go w miejscu tętniaka. Stentgraft tworzy nową drogę przepływu krwi, pozwalając na ominięcie i odciążenie osłabionej przez tętniaka ściany aorty.
Od czego zależy wybór metody zabiegu?
– Od stanu pacjenta i ryzyka operacji, a także tego, jaki jest tętniak, gdzie jest on zlokalizowany, jaki ma rozmiar i jaka jest jego anatomia. W każdym razie obu tych metod nie stosuje się zupełnie zamiennie, a należy brać pod uwagę różne kryteria, tak aby dla danego chorego zastosować najbezpieczniejszą metodę leczenia.
W przypadku pęknięcia tętniaka nie ma raczej wyboru – możliwa jest tylko operacja na otwartej jamie brzusznej?
– Na ogół tak. Powodem jest krwiak i duże uszkodzenie aorty. Leczenie małoinwazyjne może być rozważane, ale raczej w wyjątkowych sytuacjach.
Czy pacjenci z pękniętym tętniakiem aorty brzusznej ostatnio częściej trafiają na stół operacyjny?
– Ogólnie nie obserwujemy większej skłonności do tętniaków w naszej populacji. Wzrost zachorowań wynika bardziej z tego, iż nasze społeczeństwo się starzeje i żyjemy dłużej. Dlatego więcej pacjentów z tego powodu trafia do szpitala. Najważniejsze, by nie trafiali oni z już pękniętymi tętniakami.
Tytuł pochodzi od redakcji