Jeden zarodek to wygrana na loterii. Więcej mężczyzn ma problem z niepłodnością niż z cukrzycą

natemat.pl 1 tydzień temu
"Pani Danusiu, mamy to!" – tego okrzyku euforii lekarza wybiegającego z sali po zabiegu biopsji jąder u Adama, u którego zdiagnozowano azoospermię, Danusia długo nie zapomni. To właśnie brak plemników w nasieniu męża był przyczyną niepłodności u tej pary. Pobranie dzięki biopsji to jedna z metod pozyskania plemników do procedury in vitro. Tej parze udało się uzyskać tylko jeden zarodek. To było dla nich jak wygrana na loterii i wystarczyło. Dziś są rodzicami Tadzia.


To właśnie brak plemników w nasieniu męża był przyczyną niepłodności u Danusi i Adama. Okazało się, iż jedną z metod pozyskania plemników do procedury in vitro jest pobranie plemników z jądra dzięki biopsji.

Droga nie była łatwa – przyznają dziś Adam i Danusia, ale podkreślają, iż było warto, bo inaczej dziś nie byliby rodzicami.

– Jak myślę o tej całej drodze, o tym, co musieliśmy zrobić, aby Tadzia mieć, to nie żałuję żadnej chwili. To nie jest prosta i łatwa droga, ale warta tego wszystkiego – mówi Danusia.

Dodatkowo para skorzystała z samorządowego programu refundacji in vitro w Poznaniu, co było dla nich dużym wsparciem.

Para w swojej walce z niepłodnością miała – jak sama przyznaje – dużo szczęścia: trafili do lekarza, który diagnozował i leczył w tym zakresie nie tylko kobietę, ale parę. Kiedy po czterech miesiącach bezskutecznych starań o dziecko Danuta rozpoczęła konsultacje lekarskie, bardzo gwałtownie w proces diagnostyki został włączony też jej mąż.

– Znaleźliśmy lekarza, który specjalizował się i w męskiej niepłodności. Pierwszym etapem leczenia Adama była operacja żylaków powrózka nasiennego, a następnie terapia hormonalna – mówi Danuta.

Wyniki badania nasienia Adama potwierdziły azoospermię, czyli całkowity brak plemników w nasieniu.

– Taki wynik dla mężczyzny brzmi jak wyrok. Niesłusznie, bo możemy wykonać zabieg biopsji jąder, czyli pobrać materiał bezpośrednio z miejsca, w którym jest wytwarzany. Procedura jest stosowana m.in. przy defektach genetycznych, powodujących zablokowanie dróg wyprowadzających plemniki na zewnątrz – mówi dr n. med. Łukasz Kupis, specjalista androlog, urolog, InviMed Warszawa. W takiej sytuacji powodzenie biopsji jest bardzo wysokie.

Tak się stało w przypadku Adama.

Męska rzecz


Niepłodność kiedyś była kojarzona tylko z kobietami, a dziś świadomość tego, iż może dotyczyć też mężczyzn, jest znacznie wyższa.

– Ponad pół miliona mężczyzn w Polsce ma obniżoną płodność. To ok. 7 proc. ogółu mężczyzn co oznacza, iż problem ten dotyka panów częściej niż chociażby cukrzyca. Dlatego zarówno lekarze, jak i pary borykające się z niepłodnością, szukające wsparcia ginekologów, andrologów czy urologów, coraz częściej mają świadomość tego, iż diagnozowana i leczona powinna być para, a nie tylko kobieta – mówi dr Kupis.

Nadal nie wszyscy jednak wiedzą, iż mężczyzna w przypadku problemów z płodnością zgłasza się androloga. Lekarz analizuje przebyte choroby, styl życia czy zaburzenia seksualne.

Nie tylko liczba, ale też jakość


Zleca również badanie nasienia (spermiogram), którego wynik pokazuje rzeczywiste parametry. – Szczególną uwagę zwracamy na liczbę plemników, ich ruchliwość oraz budowę. Niekiedy na podstawie analizy samych tych danych jesteśmy w stanie postawić diagnozę i zaproponować leczenie – mówi dr Kupis.

Androlog może też poszerzyć diagnostykę, zlecając USG, badania hormonalne czy genetyczne. Wszystko po to, aby wdrożyć adekwatne leczenie.

W przypadku Adama adekwatną drogą okazało się uzyskanie plemników w wyniku biopsji jądra.

In vitro i jeden zarodek


To, iż udało się "zdobyć" plemniki to jedno. Parę czekała jeszcze procedura in vitro.

– 25 pobranych komórek jajowych, 22 nadające się do procedury in vitro i tylko jeden prawidłowy zarodek. Pomyślałam: to się nie uda, to jak wygrana na loterii – przyznaje Danuta.

Jednak ten jeden zarodek wystarczył, aby in vitro zakończyło się sukcesem, a para została rodzicami małego Tadzia.

Dr Dorota Kuśnierczak, specjalista ginekolog–położnik, Kierownik Medyczny InviMed Poznań podkreśla, iż aż 65 proc. kobiet poniżej 35. roku życia ma szansę zostać mamą po pierwszym cyklu in vitro, natomiast u kobiet pomiędzy między 35. a 39. rokiem życia ok. 63 proc. zabiegów kończy się sukcesem za pierwszym razem.

Dodaje, iż w procedurze in vitro bardzo istotny jest wiek. Im starsza kobieta, tym niższa rezerwa jajnikowa. Wzrastają również nieprawidłowości genetyczne w komórkach jajowych: u 35-latki to 40 proc., u 42-latki już ponad 80 proc. – wyjaśnia dr Kuśnierczak.

Z procedurą in vitro nie należy czekać w sytuacji np. niedrożności jajowodów czy ich braku, zaawansowanej endometriozy, wskazań genetycznych.

Refundacja wsparciem na drodze do rodzicielstwa


Sama procedura in vitro, jak i leki stosowane do stymulacji, a także badania, które pacjenci muszą wykonywać przed i w trakcie procedury, generują koszty.

Istotnym wsparciem są programy refundacji in vitro, dotychczas prowadzone przez lokalne samorządy, po tym, jak rząd PiS zaprzestał refundacji w ramach programu rządowego.

– Leczenie, które przeszliśmy, było na początkowym etapie całkowicie prywatne. Dlatego zakwalifikowanie się do programu dofinansowania do procedury in vitro z Urzędu Miasta Poznania było dla nas dużym wsparciem. Mieliśmy poczucie, iż ktoś z zewnątrz wreszcie nas rozumie – podkreślają Danuta i Adam.

Uruchomienie ogólnopolskiego programu refundacji in vitro, które startuje 1 czerwca br., jest ogromną szansą dla par z problemem niepłodności.

– Dla nas in vitro to dar nauki, który spowodował, iż nasz problem mógł zostać rozwiązany. To ignorancja nie korzystać z takich rozwiązań nauki – mówi Danusia, a Adam dodaje, iż niepłodność to choroba jak każda inna.

Obala argumenty przeciwników in vitro, iż w przypadku tej metody nie można mówić o leczeniu. Jak podkreśla, tak jest w przypadku wielu różnych innych chorób, np. w cukrzycy, gdzie leki trzeba brać do końca życia, ale terapia nie prowadzi do wyleczenia.

Idź do oryginalnego materiału