"Interwencja": Zmarła po przyjęciu do szpitala. Poważne zarzuty dla lekarki

polsatnews.pl 6 godzin temu

Pani Maryla zmarła po nocy spędzonej w szpitalu w Kielcach. Przez telefon mówiła bliskim, iż pozostawiono ją bez opieki. Rodzina alarmuje, iż placówka kilka godzin przed śmiercią dostała wyniki badań wskazujące na zawał serca, ale "nikt do nich nie zajrzał". Dyżurująca lekarka stanie przed sądem. Materiał "Interwencji".

Pani Maryla z Kielc miała 64 lata. Zmarła po nocy spędzonej na SOR Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach. Rodzina zmarłej widzi tę placówkę z okna.

- Zrobiłam herbaty, ale stwierdziła, iż nie wie, czy usiedzi, bo się bardzo źle czuje. To zaproponowałam, iż zmierzę jej ciśnienie. Miała bardzo niskie, puls też w dół. Była zlana potem, jakby wyszła spod prysznica - opowiada pani Maria, przyjaciółka zmarłej.

64-latka trafiła do szpitala. Na pomoc czekała całą noc

Kobieta wezwała karetkę, która zabrała panią Marylę do szpitala.

- Mój pierwszy telefon do Marylki był około 23:30. Powiedziała, iż dostała dwie tabletki na wejście, iż pobrali jej krew i leży. Mówiła, iż nikt u niej do tej pory nie był. Stwierdziła, iż niestety nie uśnie, bo bardzo ją boli w klatce piersiowej, iż nie może wytrzymać z bólu. A poza tym jest jej bardzo zimno. Zapytałam, czy nie ma się czym przykryć i stwierdziła, iż nie ma niczego tutaj. No i nie ma nikogo, kto by jej podał - relacjonuje pani Maria.

- Mamy tutaj do czynienia z tak zwanym błędem zaniechania - uważa Adrian Sadaj, pełnomocnik rodziny zmarłej. Według niego pacjentka po ponownym badaniu EKG nie "została podłączona do kardiomonitora, nie zalecono też jej ograniczenia jakichkolwiek czynności fizycznych".

ZOBACZ: "Interwencja": Wini lekarza za śmierć córki. Szpital złożył zawiadomienie na matkę

- Podkreślić trzeba, iż kardiomonitor leżał obok jej łóżka, a pacjentce kazano wrócić na oddział o własnych siłach - dodaje mec. Sadaj.

Bliscy dzwonili do pani Maryli jeszcze kilka razy, ale sytuacja w nocy się nie zmieniała. Poważnie chora kobieta, z bólem w klatce piersiowej, cały czas czekała na pomoc.

- Kolejny błąd pojawia się 7 czerwca o godzinie 3:51, kiedy do systemu szpitala wprowadzono wyniki troponiny. Badania te jednoznacznie wskazywały na konieczność przeniesienia do oddziału kardiologicznego celem wykonania kolejnych badań. I tego nie zrobiono. Mieliśmy ponad dwie godziny bezczynności - ocenia Adrian Sadaj.

- Ale jeszcze były badania, których wyniki przyszły w nocy, nad ranem, adekwatnie o trzeciej. Już z nich wynikało, iż jest zawał. Nikt nie zajrzał do nich. One przyszły do szpitala na oddział, więc mieli do nich dostęp wszyscy: pielęgniarki i lekarka. Nikt nie zajrzał. Nikt nie podszedł do mamy łóżka zapytać, jak się czuje. Pani doktor też nie było na sali SOR - powtarza Szymon Peczela, syn zmarłej.

Oskarżają lekarzy o śmierć matki. Prokuratura wszczęła śledztwo

O świcie inny pacjent alarmuje personel szpitala, iż pani Maryla straciła przytomność. Mimo reanimacji kobieta umiera po godz. 7 rano.

- Co oni robili całą noc? Tylko wrzucili ją, jak worek ziemniaków, na łóżko i to wszystko było. To jest ratowanie człowieka… - nie dowierza wdowiec Krzysztof Peczela.

ZOBACZ: "Interwencja". Kobieta poszła do szpitala usunąć wyrostek. Pięć dni później zmarła

- Na oddziale rozmawiałam z doktor, która powiedziała, iż mają wykonać sekcję zwłok. Po czym udaliśmy się do dyrektora szpitala i dyrektor oświadczył, iż żadnej sekcji nie będzie, bo mama miała zawał, wiedzą, co się stało. Ale my jednak zdecydowaliśmy się, iż chcemy tej sekcji zwłok. Odesłano nas do innej kobiety, pracującej w szpitalu. I tamta pani powiedziała, iż nie ma problemu, iż sekcja może być, ale trzeba będzie zapłacić. W końcu jednak nie płaciliśmy, udaliśmy się do prokuratury, która na moją prośbę wszczęła śledztwo o możliwości popełnienia przestępstwa - opowiada Elżbieta Mazur, córka zmarłej.

- Mamy bardzo dużo pokory wobec tej sytuacji. Szpital dopełnił wszelkich formalności, udostępnił wszelką dokumentację, jaka była wymagana przez organy ścigania - zapewnia Anna Mazur-Kałuża, przedstawicielka Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach.

Śledztwo wykazało szereg nieprawidłowości

Prokuratura powołała biegłych lekarzy, którzy ocenili działania lekarki na SOR-ze kieleckiego szpitala. Ich opinia jest druzgocąca.

- Doszło tutaj do błędów w sztuce medycznej, w oparciu głównie o ten dowód, ale i pozostały materiał dowodowy, który stanowi też podstawę do wydania tej opinii. Prokurator skierował akt oskarżenia do sądu. Podejrzana usłyszała zarzut narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu przez osobę, co do której istnieje szczególny obowiązek opieki oraz o nieumyślne spowodowanie śmierci tej osoby - informuje Daniel Prokopowicz z Prokuratury Okręgowej w Kielcach.

Materiał "Interwencji" można obejrzeć TUTAJ.

Ekipa "Interwencji" szukała oskarżonej lekarki w kieleckim szpitalu i w Warszawie, gdzie ma zarejestrowaną działalność leczniczą. Niestety bezskutecznie. Nie odpowiedziała też na wiadomość mailową.

- Najgorsze jest to, iż ta osoba najprawdopodobniej dalej pełni funkcję w tym szpitalu i nie wiadomo, czy ktoś znowu nie zginął - ocenia Artur Peczela, syn zmarłej.

ZOBACZ: "Interwencja". "Zignorował wszystko, działał umyślnie". Tragiczna śmierć przy drodze

- W polskim prawie, w postępowaniu karnym jest domniemanie niewinności, więc czekamy na wynik tego postępowania – mówi Anna Mazur-Kałuża, przedstawicielka Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach, pytana czy lekarka dalej pracuje w placówce.

Sprawą zajmuje się izba lekarska, ale postępowanie jest tajne. Lekarka przez cały czas pracuje w kieleckim szpitalu, a my dotarliśmy do informacji, iż dostała też podwyżkę.

- Powinna mieć zakaz wykonywania zawodu. A już jaki wyrok zapadnie, to zależy od sądu - podsumowuje wdowiec Krzysztof Peczela.

WIDEO: Mariusz Błaszczak: Tusk powinien podać się do dymisji po wygranej Trumpa
Idź do oryginalnego materiału