Impotencja a zatkane tętnice

aptekakamagra.pl 3 lat temu

Mężczyźni zwykle nie są w stanie zrozumieć tego, iż to właśnie kłopoty z erekcją są jednym z pierwszych objawów pogarszającego się stanu zdrowia organizmu. Impotencja może być sygnałem rozwijającej się choroby niedokrwiennej serca, ale również cukrzycy, miażdżycy, nadciśnienia czy choroby nerek. Jednorazowe epizody braku wzwodu nie powinny być źródłem zmartwień, jeżeli jednak problem ten pojawia się coraz częściej i narasta, wtedy nie ma na co czekać. Najgorsze co może zrobić mężczyzna, to ukrycie swojego problemu przed partnerką i brak rozmowy z nią. Wiele osób decyduje się na walkę z impotencją, nie znając dokładnej jej przyczyny, to także jest duży błąd.

Impotencja jako skutek zatkanych tętnic

Jak twierdzą specjaliści z dziedziny kardiologii, miażdżyca jest to schodzenie obejmujące tętnice, które występuje w wielu miejscach naszego ciała. Oprócz samych naczyń wieńcowych może również objąć tętnice prącia, przez co dochodzi do ich zawężenia. Kiedy już nie są wystarczająco drożne, krew nie ma jak swobodnie przepływać, a mężczyźni uświadczą wtedy zaburzeń erekcji. Problemy z potencją zwykle pojawiają się wcześniej aniżeli zawał serca, gdyż naczynia krwionośne penisa mają mniejszą średnicę. A więc zawężenie tętnic spowodowane rozwojem miażdżycy znaczniej utrudnia przepływ krwi w penisie, aniżeli w mięśniu sercowym. Oprócz tego tkanka tłuszczowa uwalnia zaburzenia hormonalne, które dodatkowo osłabia męskie funkcje seksualne. Według lekarzy zaburzenia erekcji u panów o dwa lata poprzedzają sugerujący miażdżycę serca ból w klatce piersiowej. Prawdopodobieństwo zwału serca jest znaczne zwłaszcza u panów, którzy oprócz zaburzeń wzwodu, cierpią także na depresję. Elisa Bandini z uniwersytetu we Florencji przeprowadziła badanie na grupie 2 tysięcy panów, dotyczyło one właśnie tych trzech schorzeń, czyli impotencji, depresji oraz choroby niedokrwiennej serca.

Podjęcie męskiej decyzji, czyli zgłoszenie się do lekarza

Przyczyną tychże trzech schorzeń jest przede wszystkim niekorzystny dla zdrowia organizmu styl życia. jeżeli chodzi o to, to nic się nie zmieniło aż od czasów starożytności. Wtedy z zaburzeniami wzwodu borykali się zwłaszcza bogaci Rzymianie, którzy nie szczędzili sobie alkoholu ani jedzenia. Tak samo jest w teraźniejszości, gdzie z zaburzeniami potencji walczą, panowie głównie otyli, nieaktywni i z cukrzycą. Na całym świecie z zaburzeniami erekcji spotyka się choćby około 200 milionów panów. 40 procent z nich są to nałogowi palacze tytoniu. Warto pamiętać, iż to właśnie palenie papierosów jest jednym z najważniejszych czynników ryzyka rozwoju miażdżycy. Niestety panowie rzadko mówią o swojej niemocy seksualnej, wstydzą się jej także przed partnerką. Przeważnie decydują się na udanie do lekarza dopiero po 2-4 latach, kiedy już schorzenie jest na etapie zaawansowanym, lub też, kiedy przejdą zawał serca. Zaburzenia wzwodu są dla wielu osób tematem tabu i oznaką słabości. Mężczyźni niezbyt chętnie mówią o swoich zaburzeniach w sferze seksualnej, gdyż wiążą się one z ich emocjami oraz poczuciem własnej wartości jako mężczyzny. Według lekarzy istotna jest przede wszystkim edukacja, nie tylko mężczyzn, ale również ich partnerek. Należy podkreślać fakt, jak groźne mogą być te zaburzenia. Panowie powinni zrozumieć, iż muszą jak najszybciej podjąć „męską decyzję” i zgłosić się po pomoc do lekarza, seksuologa czy urologa, który zleci niezbędne badania, postawi diagnozę i wdrąży odpowiednią procedurę leczenia.

Ryzyko zgonu

Nie należy zwlekać z wizytą w przychodni. Według przeprowadzonych w Australii badań wynika, iż ryzyko hospitalizacji z powodu choroby krążenia i ryzyko zgonu z różnych przyczyn wzrastało wprost proporcjonalnie do zaawansowania zaburzeń wzwodu. Panowie, u których jeszcze nie zdiagnozowano choroby sercowo-naczyniowej, aczkolwiek zmagali się już z zaburzeniami erekcji, o 1/3 częściej trafiali do szpitala. Prawdopodobieństwo zgonu było u nich choćby prawie 2-krotnie większe. jeżeli chodzi o panów z chorobami krążenia i impotencją, są oni o 64 procent częściej hospitalizowani, a ryzyko zgonu u nich jest wyższe aż o 137 procent.

Idź do oryginalnego materiału