Wyzwalacze strachu, do których należą m.in. filmy z gatunku horrorów, zaburzają przepływ krwi i zwiększają jej krzepliwość. I być może sama ta informacja nie jest aż taka straszna, gdyby nie fakt, iż zwiększona krzepliwość to większe ryzyko zakrzepów, a choćby udaru mózgu czy zawału mięśnia sercowego. Strach się nie bać, prawda?
Patrz w ekran i zacznij się bać
Odkrycia dokonali naukowcy z Uniwersytetu Medycznego w Lejdzie (Holandia). Wybrali oni 24 osoby poniżej 30 r.ż., które zostały poproszone o obejrzenie filmu. 14 osób w pierwszej kolejności oglądało horror "Naznaczony", a po tygodniu "Rok w Szampanii", nudny dokument o powstawaniu szampana. Pozostałe 10 osób oglądało filmy w odwrotnej kolejności.
Uczestnicy nie byli świadomi ani gatunku filmu, ani hipotezy badania. Otrzymali informację, iż badanie ma na celu określenie wpływu siedzenia bez ruchu i oglądania filmów na krzepnięcie krwi. Sala, w której odbywało się badanie, została przekształcona w domowe kino.
Oba "dzieła" trwały 90 minut. Uczestnikom, zanim zaczęli oglądać oraz w 15 minucie filmu pobrano krew. Następnie ochotnicy zostali poproszeni o wypełnienie ankiety, w której w skali 0–10 ocenili "straszność" filmu. Horror otrzymał aż o około 5,4 punktów więcej niż dokument.
A jakie wyniki dały analizy krwi? Stwierdzono, iż podczas oglądania horroru w organizmie uczestników zwiększył się poziom pewnego białka (czynnika koagulacyjnego VIII), które odpowiada za krzepliwość krwi.
To powoduje, iż jej gęstość się zwiększa, a więc rzeczywiście krew niejako zastyga, "mrozi się". W teorii może to zwiększać ryzyko zakrzepów, udaru mózgu czy zawału mięśnia sercowego.
Zwiększona krzepliwość to dar ewolucji, ale dziś są lepsze metody na strach
Badacze podejrzewają, iż większa krzepliwość w sytuacji strachu ma związek z naszą ewolucją i koniecznością zaadaptowania się do niebezpiecznych warunków życia naszych praprzodków.
W sytuacji, w której narażeni byli oni np. na spotkanie z dzikim zwierzęciem i odczuwali strach, krzepnięcie krwi było jednym z ich mechanizmów obronnych. O co chodzi?
Gdyby zwierzę zaatakowało człowieka, dzięki zwiększonej krzepliwości i gęstnieniu nie doszłoby do nadmiernej utraty krwi i być może nasz przodek przeżyłby tę konfrontację. Czy to nie jest genialne?
Dziś raczej nie musimy żyć w ciągłym strachu przed atakiem agresywnego zwierza, ale nie należy zapominać, iż mamy wystarczająco dużo stresogennych sytuacji na co dzień. I każda z nich, niekoniecznie przewlekła, a choćby ta łagodna wywołuje zmiany w układzie krążenia.
Jak więc sobie radzić z tym napięciem psychicznym? Rozładowywania lęku i stresu można się nauczyć, tak abyśmy mieli nad tym kontrolę i poczucie, iż panujemy nad sytuacją.
Możemy wesprzeć się różnymi technikami relaksacyjnymi i rozwijać w sobie świadomość tego, co nas najbardziej stresuje, jaka sytuacja, jakie wydarzenie.
Jeśli tego nie zrobimy, to każda nasza kolejna reakcja w sytuacji stresowej będzie de facto dokładnie taka sama, jak gdybyśmy przez cały czas byli oko w oko z rozwścieczonym lwem.