Historia o Stresie- jak sobie z nim poradzić i na czym polega?

moodandread.com 4 lat temu

Był zimny, piątkowy wieczór, a ja jak zawsze w oczekiwaniu mojego męża siedziałam przykryta wełnianym kocykiem z ulubioną książką.

Pochłonięta treścią nie zauważyłam jego obecności, dopóki nie krzyknął swoim donośnym głosem:

“Kochanie, jutro jedziemy na wycieczkę. Usłyszałem od współpracownika o świetnym szlaku górskim. Pokazywał mi zdjęcia. Takich widoków dawno nie widzieliśmy, zacznij się pakować. Jutro z rana wyjeżdżamy.”

Obydwoje kochamy góry. Tak, jesteśmy z tych, którzy wybierają je zamiast morza. Bardzo się ucieszyłam, iż jedziemy na weekend. Jak byliśmy nastolatkami jeździliśmy co tydzień na krótkie wyjazdy, aż przyszła praca i zaangażowanie w nią, co wiązało się z mniejszą ilością czasu.

Zaczęłam się pakować, wzięłam mały plecak do którego spakowałam podstawowe rzeczy na drogę i walizkę z ciuchami. Zawsze wolałam wziąć więcej rzeczy bo nigdy nie wiadomo co się przyda, tym bardziej, iż jechaliśmy na dwa dni.

Po spakowaniu wszystkiego poszłam pod prysznic i położyłam się spać. Mój mąż, jak to on, sprawdzał szlaki i czytał o miejscu do którego jedziemy do późnej nocy.

. . .

Jedziemy samochodem, a ja jak zawsze obserwuje otaczającą mnie rzeczywistość. Patrzę przez okno i zastanawiam się nad światem, a on w skupieniu prowadzi samochód. W tle słychać naszą ulubioną płytę “Satisfaction” The Rolling Stones.

Bylibyśmy już dawno na miejscu gdyby nie korki i zwężenia na drogach, ale nie możemy temu zaradzić. Po 3 godzinach drogi udało nam się dojechać do miejsca docelowego- przepięknego apartamentu z jaccuzi. Zawsze wybieramy miejsca odizolowane.

Ja i mój mąż uwielbiamy czuć swobodę i przestrzeń, dlatego nigdy nie pojechaliśmy do zatłoczone miejsca takiego jak hotel czy duży pensjonat. Podchodzimy do drzwi wejściowych, podnosimy wycieraczkę i bierzemy klucz otwierający drzwi do naszego lokum. Rozpakowujemy się, przebieramy i ruszamy w szlak. On przygotowany w mapę, aparat i lornetkę, a ja w termos i jedzenie.

Zawsze nasz podział wygląda tak samo. Idziemy spokojnym krokiem obserwując przepiękną przyrodę, a temperatura spada coraz bardziej, im wyżej się znajdujemy. Uwielbiam ten moment, bo czuje już przypływ emocji związany z dotarciem na szczyt.

Chodźmy tędy- mówi Krzysztof zbaczając z głównej trasy, a ja odczuwam delikatną adrenalinę bo wchodzimy w nieoznakowany szlak. Obydwoje jesteśmy pod tym względem do siebie podobni, lubimy poznawać nowe miejsca, które są zupełnie oddzielone od reszty tras. Nigdy nie czułam strachu bo w pełni ufam swojemu mężowi. Zawsze jest przygotowany na wszystkie okoliczności… Prawie wszystkie bo o takiej choćby nie pomyślał.

JA

Krzycze.

Krzycze.

Krzycze.

Nie potrafię się skupić. Czuje moje mocno bijące serce, czuje jakby zaraz miało wybuchnąć. Krew w moich żyłach płynie bardzo szybko, źrenice powiększają się, a ja nie wiem co mam ze sobą zrobić. Czuje jakbym zwariowała. Jestem cała zalana potem.

Wszystko to stało się w sekundę, a ja wiem co się wydarzyło z moim organizmem. Jestem lekarką dlatego każdy proces jaki zachodzi we mnie jestem w stanie dokładnie opisać. Co się stało w tym momencie? Już wam tłumacze. Poczułam stres, jakiego nigdy w życiu jeszcze nie doświadczyłam. Zaczęły pracować moje dwa systemy: współczulny układ nerwowy oraz oś podwzgórza, przysadki i nadnerczy.

Pierwszy z nich został pobudzony przez przypływ adrenaliny i noradrenaliny z nadnerczy.

Podwzgórze uwolniło natomiast kortykotropinę czyli hormon powodujący uwolnienie z przysadki mózgowej adrenokortykotropiny (ACTH). Ona natomiast aktywuje nadnercza do wydzielenia kortyzolu czyli hormonu stresu. Właśnie to w przeciągu kilku sekund zdarzyło się z moim organizmem.

Doświadczyłam stresu i włączył się we mnie mechanizm walki lub ucieczki. Kiedy dowiecie się co zobaczyłam, zrozumiecie dlaczego jestem taka zestresowana. Mój mąż kazał odejść mi na bok i uspokoić się. Zaczęłam z całej siły tupać w ziemię, krzycząc, a adekwatnie drąc się. Wyładowałam swoje nerwy i stres, chociaż częściowo. Warto wiedzieć, iż w sytuacjach bardzo stresowych najważniejszym czynnikiem jest odreagowanie. Pozwala ono wyzbyć się gromadzonych napięć, choćby w najgorszej sytuacji.

Aby skutecznie odreagować można krzyczeć, biec najszybciej jak się da, uderzać w ziemię bądź iść na jakiekolwiek zajęcia, które spowodują zmęczenie i pozbycie się zakotwiczonego spięcia. Później wzięłam kilkanaście głębokich, przeponowych oddechów aby móc uspokoić się do takiego stopnia, by pomóc mężowi i razem z nim uratować tego człowieka.

ON

Doszliśmy z moją żoną do urwiska i chcieliśmy sobie usiąść, ale usłyszeliśmy krzyki. Pochyliłem się nad przepaścią i zobaczyłem człowieka, żywego człowieka, który walczył o życie nad ogromną przepaścią. Nigdy nie zapomnę słów, które od niego usłyszałem:

Ratujcie mnie, moja dziewczyna już nie żyje

– krzyczał płacząc jednocześnie.

Moja żona wpadła w panikę. Była tak zestresowana, iż przestała nad sobą panować. Jestem psychologiem i potrafię opanować swoje nerwy, przynajmniej zawsze udawało mi się to robić. Dzisiaj jestem w sytuacji patowej.

Ja, ten racjonalny, widzę sytuacje, widzę wiszącego człowieka, który w każdym momencie może spaść, widzę moją żonę, która nie radzi sobie z taką dawką emocji. Nie dziwie się nikomu, samemu ciężko było mi się uspokoić i myśleć w skupieniu. Są dwa rodzaje oceny sytuacji stresowej. Jedna z nich to pierwotna, a druga wtórna.

Pierwsza z nich określa zachowanie mojej żony, widzącej zły scenariusz całego wydarzenia. Druga, ta wtórna, określa moją ocenę. Zawsze staram się znaleźć rozwiązanie i nie zakładać w negatywach, pomimo okoliczności. Zacząłem ściągać z siebie ciuchy i wiązać je między sobą tworząc długą linę.

Moją żonę odesłałem na bok aby się opanowała i była w stanie pomóc. Ona nie radziła sobie ze swoimi emocjami, dlatego moment odreagowania był dla niej najważniejszy dla dalszej współpracy. Podczas tworzenia liny ratunkowej z wszystkich moich rzeczy, ona wróciła i zaczęła tak samo jak ja, rozbierać się. Utworzyliśmy razem długi sznur, który rzuciliśmy na pomoc wiszącemu mężczyźnie.

Trzymaliśmy go najmocniej jak tylko umieliśmy. Mężczyzna chwycił się naszych związanych ze sobą ciuchów, a my zaczęliśmy go wciągać. Już prawie udało nam się go uratować… W ostatniej chwili mężczyzna nie wytrzymał i puścił linę, spadając w rozległą przepaść.

. . .

Kochanie, obudź się. Już późno, za godzinę musimy wyjeżdżać

-usłyszałam głos, kompletnie dezorientujący mnie.

Otwarłam szeroko oczy i zobaczyłam mojego męża, szykującego rzeczy na wyjazd w góry, podczas gdy ja znajdowałam się jeszcze w łóżku.

Idź do oryginalnego materiału