Po pierwsze czuję, iż jako matka zawiodłam. Musiałam coś zawalić, skoro moim ukochanym dzieckiem targają tak silne trudne emocje. Myślę o tym, w którym momencie ją zaniedbałam, co zrobiłam nie tak?
Po drugie czuję się zawstydzona, jeżeli do takiej sytuacji dochodzi w miejscach publicznych. Ocena i krytyczne spojrzenia innych, choćby nieznajomych nam ludzi, są zawsze trudne do przyjęcia.
Obydwie te reakcje, chociaż naturalne, wychodzą z błędnych z założeń. Od kiedy mam większą wiedzę, świadomość i wpieram się wiedzą psychologów, wiem już, że…
Zachowanie mojej córki nie zawsze jest odbiciem mojego zachowania i moich decyzji. Zachowanie mojej córki i okazywanie przez nią emocji, nie wynika bezpośrednio z moich decyzji, działań i metod wychowawczych. To oddzielny byt, człowiek, który czuje, przeżywa swój wewnętrzny świat i co najważniejsze, dopiero uczy się panować nad swoimi emocjami.
Po wtóre: wstyd jest ostatnim, co powinnam czuć. Nie jest nikogo powinnością oceniać mnie, udzielać mi rad, ani moją nie jest sprostanie oczekiwaniom społecznym, w kwestii wychowania mojego dziecka.
Dopóty, dopóki, moja córka nie robi nikomu krzywdy, nie niszczy tego, co należy do innych ludzi – nie jest ich sprawą to, w jaki sposób ona przeżywa swoją złość i jak ja ją w tym wspieram.
A sam proces tego wsparcia jest wystarczająco trudny. Często sama nie wiedziałam, co robić. Niemal wszyscy, jako rodzice, znamy ten stan. Jesteśmy obezwładnieni silnymi emocjami dziecka, często jedyne, co czujemy najmocniej to bezradność.
Będzie i tak.
Jednak możemy też w takich chwilach wziąć głęboki wdech. Mieć z tyłu głowy wiedzę, którą mamy, przygotować się wcześniej na to, iż na nic nie możemy być gotowi na pewno. Nie zakładać. Nie pisać scenariuszy po to, by potem dotkliwie nie odczuwać rozczarowania. Mając u boku kilkuletnie dziecko, które dopiero poznaje świat i uczy się wielu, wielu rzeczy i procesów, nie jesteśmy w stanie przewidzieć do końca tego, co się wydarzy.
Może się wydarzyć płacz, krzyk, tupanie nóżkami, gryzienie. To nie jest znak, iż z naszym dzieckiem coś jest nie tak. To znak, iż przed nami jeszcze długa droga do nauczenia się narzędzi pomocowych przy tak intensywnym wewnętrznym wybuchu silnych uczuć.
Jak sobie radzę?
Jak sobie radzę? Czasami w ogóle i wtedy płaczę razem z córką. Jednak przez większość czasu wspiera mnie wiedza i świadomość.
Wiem, iż to minie i iż to nie jest wymierzone przeciwko mnie. I mam świadomość, iż coś się za tym kryje i iż moje dziecko jest w tym wybuchu najważniejsze. To, by nie zrobiła sobie krzywdy, to byśmy po wszystkim porozmawiały i to, bym nie dokładała jej swoją reakcją.
Staram się nie mówić w takich chwilach: "Przynosisz nam wstyd, inni patrzą na ciebie" albo "Jak ty się zachowujesz, to nienormalne". To normalne, tylko tabu. Osłonięte zasłoną przed oceniającymi spojrzeniami.
Złość zawsze jest tabu. Dopóki nie uświadomimy sobie, jak wiele jej jest każdym z nas. Dopóki nie zobaczymy, jak wielu z naszych bliskich drżą dłonie, ciała, w których tkwi cała niewyrażona nigdy złość, napięcie.
Wybieram dobrobyt mojej córki ponad ukontentowanie nieznajomych na ulicy, w sklepie, w restauracji. Niech krzyczy, jeżeli czuje niezgodę. A potem niech spróbuje nauczyć się ze mną mniej destrukcyjnych metod radzenia sobie z tym gniewem. Ale nie wypiera go, nigdy. I nie ukrywa w swoim wątłym ciele.