Jakie objawy mogą sugerować, iż w mózgu rośnie guz – ból głowy rano i mdłości?
Dr Jakub Wojciechowski, neurochirurg: Silne, narastające bóle głowy – zwłaszcza poranne, które mogą iść w parze również z wymiotami. Oczywiście, jeżeli wymioty nie mają związku np. z infekcją pokarmową. (Od razu zaznaczę, iż mówię o dorosłych, bo objawy u dzieci i dorosłych się różnią). Także utrzymujące się bardzo długo bóle głowy, mogą sugerować, iż w mózgu rozwija się guz. Choć oczywiście możliwych przyczyn bólu głowy jest bardzo dużo.
Mogą to być choćby migreny.
Napad padaczkowy też powinien skłonić do wykonania rezonansu magnetycznego głowy. choćby jeżeli to chwilowe „wyłączenie”, bez drgawek i przewracania się na ziemię. Także drżenia jedynie ręki lub nogi u osoby, która ataków padaczkowych nigdy nie miała. I dziwne, napadowe wrażenia zapachowe. To objawy alarmujące.
To, które objawy się pojawią, zależy od miejsca, w którym znajduje się guz?
Tak. W mózgu są obszary odpowiadające np. za poruszanie ręką czy nogą, na które nachodzą nerwy odpowiedzialne za słuch czy poruszanie mięśniami twarzy. W zależności od lokalizacji guza może np. słabnąć prawa ręka albo jedna strona ciała. Albo pacjent może nagle przestać odczuwać zapachy, mieć zaburzenia słuchu w jednym uchu albo słyszeć piski.
Zdarzają się też zaburzenia połykania – pacjent krztusi się z niewiadomej przyczyny albo afazja, czyli trudnościami w mówieniu, rozumieniu mowy, czytaniu i pisaniu. Albo utrata czucia po jednej stronie ciała czy pogorszenie wzroku lub ubytki w polu widzenia.
Czaszka jest zamkniętą „puszką” i jeżeli w jej wnętrzu pojawia się powiększający się guz, wywołuje to wzrost ciśnienia w głowie, a objawów może być całe spektrum. Tym, na co zawsze musimy zwrócić uwagę, jest sytuacja, gdy tracimy funkcję wcześniej dla nas naturalną, np. sprawność ręki czy pamięć.
Jak leczy się dziś guzy mózgu? Co wchodzi w grę poza operacją?
Niestety, w metodach leczenia nie nastąpiły istotne postępy. Procedura opiera się w pierwszej kolejności na maksymalnej i bezpiecznej resekcji guza i na uzupełniającej ją radioterapii i chemioterapii.
Ogromne znaczenie odgrywa wynik histopatologiczny. jeżeli guz jest w stopniu pierwszym, a więc łagodnym i został usunięty całkowicie, albo zostały jedynie fragmenty, obserwuje się to miejsce, robiąc kontrolne rezonanse. I gdyby nastąpił wzrost guza, zastosowana byłaby radioterapia.
Gdy pacjent jest młody, przed czterdziestką i ma przed sobą wiele lat życia, a guz jest we wczesnym stadium i udało się go całkowicie usunąć, rezygnuje się z radioterapii. Ze względu na to, iż ma ona działania niepożądane i po jej zakończeniu, w ciągu kilku miesięcy albo kilku lat, może dojść do pogorszenia pamięci, a choćby pewnej formy demencji.
W przypadku glejaków, które rosną szybciej i naciekają na okoliczne tkanki, jeżeli guz jest już w stopniu drugim lub wyższym, jedynie „kupuje się czas” dla chorego. Wydłuża się życie, jednak nie można stanie wyleczyć pacjenta całkowicie.
Generalnie, wycięcie guza ma olbrzymie znaczenie, bo jeżeli jest w stopniu pierwszym lub drugim i zostanie całkowicie usunięty, oznacza to dla pacjenta wyleczenie, zwłaszcza jeżeli to oponiak, lub nerwiak.
A jakie jest ryzyko paraliżu, utraty mowy i pamięci po operacji? Pacjenci najbardziej boją się tych powikłań.
Powikłania po operacji ma 10 procent pacjentów. Bardzo duże znaczenie ma lokalizacja guza. jeżeli jest w rejonie mózgu odpowiedzialnym za poruszanie ręką czy nogą, po operacji może nastąpić przejściowy lub trwały niedowład, lub porażenie.
A jeżeli guz znajduje się blisko obszarów odpowiedzialnych za czucie, to oczywiście mogą wystąpić zaburzenia czucia. Wycięcie guza z płatów czołowych może spowodować brak świadomości połowy ciała i chory będzie potrzebował czasu, by te funkcje wróciły.
Kolejne powikłanie to zaburzenia smaku, połykania, węchu – pacjent czuje np. zapach palonej gumy. I padaczka – zwykle pojedyncze napady, przejściowe, które w okresie pooperacyjnym ma co dziesiąty pacjent. Napady, które zostają na dłużej, są bardzo rzadkie.
A w przypadku guzów niezłośliwych, większość pacjentów przechodzi operację bez dodatkowego uszczerbku na zdrowiu.
Podobno coraz częściej operacji mózgu nie przeprowadza się w pełnej narkozie, bo dzięki temu, iż pacjent jest świadomy, lekarz po jego reakcjach widzi, czy nie zbliża się do obszaru, którego uszkodzenie grozi właśnie paraliżem czy utratą mowy.
Owszem, wykonuje się tzw. operacje w wybudzeniu u pacjentów. Dzięki zastosowaniu tzw. neuromonitoringu możemy precyzyjnie lokalizować miejsca odpowiedzialne za poruszanie ręką czy nogą. Wiemy, gdzie już nie operować, tylko zostawić guza w danej lokalizacji.
W razie niebezpieczeństwa uszkodzenia ośrodka mowy, pacjenci wymagają przygotowania neuropsychologicznego przed operacją. Muszą opanować rozwiązywanie testów, które umożliwią monitorowanie funkcji mowy podczas operacji.
Priorytetem w neuroonkologii jest to, by po operacji pacjent był w miarę możliwości samodzielny, chodzący i gotowy do dalszego leczenia onkologicznego. Celem jest wybór takiej metody operacji, by choćby z pozostawioną częścią guza, był w stanie wyjść ze szpitala w dobrej kondycji, bądź z niewielkim pogorszeniem, które można zrehabilitować.
A dlaczego coraz więcej młodych ludzi ma guzy mózgu? Nieoficjalnie niektórzy neurochirurdzy mówią, iż może to „zemsta darmowych minut” telefonów komórkowych. Bo jedyne, co się diametralnie zmieniło w naszym trybie życia w ciągu ostatnich 20 lat, to powszechna dostępność komórek.
Jeżeli chodzi o oddziaływanie sieci komórkowych, wi-fi, dotychczasowe badania (np. badanie INTERPHONE), nie wykazały związku między wzrostem ilości guzów mózgu a korzystaniem z telefonów. Komórki, przynajmniej, póki co, są uznawane za bezpieczne.
Jedyne udowodnione czynniki podwyższonego ryzyka nowotworów mózgu w dorosłym życiu, to nadmiar radioterapii w dzieciństwie i rodzinne występowanie guzów.
Rzeczywiście w ostatnich latach coraz więcej guzów stwierdzanych jest u ludzi młodych, ale wszystko wskazuje na to, iż jest to związane z lepszą dostępnością do dobrej diagnostyki obrazowej, choćby rezonansu magnetycznego.
Wykrywane są choćby guzy zupełnie bezobjawowe, co w gruncie rzeczy jest zjawiskiem pozytywnym. Bo dawniej pacjenci trafiali do lekarzy dopiero z objawami, które występują wtedy, gdy guz jest już naprawdę duży.
Pacjenci dziś są bardziej świadomi, reagują choćby na błahe dolegliwości i wykonują diagnostykę. Czasem badanie nie ujawnia nieprawidłowości, ale u części pacjentów udaje się dzięki temu przypadkowo znaleźć zmiany nowotworowe.
* Dr Jakub Wojciechowski, neurochirurg z Centrum Medycznego NeuroEksperci, związany też z Samodzielnym Publicznym Centralnym Szpitalem Klinicznym w Warszawie i Szpitalem Wolskim w Warszawie. Specjalizuje się w leczeniu operacyjnym guzów mózgu i kręgosłupa, a także leczeniem chorób zwyrodnieniowych kręgosłupa i lekoopornej padaczki.