Zmienił koszulę na dres. Tracił prace. Obiecywał terapię, jechał, ale nie dojeżdżał. Kosił trawę z telefonem przed nosem. Stosy zakładów za łóżkiem. Dziewczyny nigdy nieprzyprowadzone do domu. Mijanie się.
– Myślałam, iż się zakochał – mówi mama Dawida. – Kiedyś powiedział: "Jestem pieprzonym hazardzistą", nie chciał już patrzeć mi w oczy – dodaje.
Przerażają ją słowa "więzienie” i "cela". zwykle używa innych: "zakład karny" i "pokój w zakładzie karnym". – Syn przebywa w takim miejscu, nazwijmy to publicznym, zamiast być w domu. Mija 9 miesiąc, od kiedy jest tam, ten czas musiał przeżyć sam – w izolatce– opowiada Iwona.
Dawid, jako hazardzista, został zamknięty bez kontaktu z kimkolwiek, bez leków, bez bliskich, bez możliwości gry. Taki detoks od narkotyków, hazardu, alkoholu.
– W tym zakładzie, w którym został zamknięty, nie było pomocnego też terapeuty, ludzi otwartych na temat hazardu. "Hazard: jak to leczyć?" – słyszałam. Dzisiaj mogę dziękować Panu Bogu i całemu zbiegowi okoliczności, iż został zamknięty – mówi kobieta.
Wiktoria Dróżka: Jak to się stało, iż pani syn znalazł się w więzieniu?
Iwona: Mój syn już w 2019 r. dostał wyrok w zawiasach. Jego hazard zaczął się – teraz to wychodzi – w dzieciństwie. Opisał wszystko w takim liście, od dzieciństwa, przez to jak był nastolatkiem do dorosłego człowieka. To już zaczęło się na odpustach, gdy miał 10 lat – zamiast zabawki, kupował los. Wtedy już była ekscytacja, chciał coś wygrać.
Poza tym, dziecko alkoholika. Były mąż zerwał z synem kontakt w momencie naszego rozwodu w 2012 roku. Do tego momentu nie skontaktował się z synem. Dawid miał okazję też być u tamtej rodziny na imprezie i ojciec przeszedł obok niego obojętnie. Po tych wszystkich wydarzeniach poszedł na całość – szukał pocieszenia, nagrody, wyzwolenia. Jak typowy hazardzista. Też podejrzewałam, iż może mieć kontakt z narkotykami, bo wracał do domu z oczami, które nie podobały mi się… Ale zawsze miał jakąś wymówkę. A to patrzył w telefon, a to coś innego.
Miał zawiasy i powinien mieć hamulec, iż nic nie może zrobić. Hamulca nie było, żadnego. Do 2019 r. narobił sobie i nam długów, wiadomo, w parabankach, tam, gdzie była łatwość dostania kredytów. Po 2019 r. był zablokowany w bankach, zaczął wystawiać telefony do klientów, których oczywiście nie wysyłał.
Mój syn w 2019 r. oszukał ponad 30 osób. To był pierwszy raz, prokurator poszedł na tzw. współpracę i przyznał mu zawiasy. Później syn nie miał skąd zdobywać kasy, choć miał pracę, zawsze pracował jako przedstawiciel handlowy. Za oszustwo w jednej dużej firmie został skazany na dwa lata i dwa miesiące.
Pewnie dałoby się coś odkręcić, być może kara byłaby poniżej 2 lat, ale on już nie odbierał żadnej korespondencji. Żył już w takim amoku, chyba choćby się poddał, myśląc, iż wszystko zaraz pryśnie. Za dużo już tego było. Chociaż ja sama przez cały czas uważam, iż to były i są wciąż problemy do rozwiązania. Ale on dopiero teraz, gdy siedzi w zakładzie, założył zeszyt, w którym prowadzi spis tego, jakie ma sprawy, jakie ma kwoty. Teraz dopiero zaczyna jakoś logicznie myśleć.
Dużo rozmawialiśmy, ale telefonicznie, nie mogliśmy nawiązać relacji w domu. Ja w pracy, jako przedstawiciel handlowy, on też. Cały dzień siedzi się w samochodzie. Dużo rozmawialiśmy, ale była ta świadomość, iż "dobrze dziecko, my tu rozmawiamy, wszystko fajnie, świetnie, ale o czymś nie rozmawiamy". Z tyłu w głowie miałam myśl, iż moje dziecko jest w wielkich problemach.
Pani wiedziała o tych problemach, już wtedy?
To znaczy to była bardziej intuicja. Wiedziałam o parabankach, bo to spływało do domu. Potem po 2019 r. przychodziły dokumenty albo z prokuratury, albo z sądu. Do tego stopnia nie miał strachu w sobie, iż mając zawiasy, odebrane prawo jazdy (po raz czwarty do 2026 r.), wsiadał do samochodu i jechał.
Doszłam do takiego momentu, iż dojeżdżając do bramy domu, od razu patrzyłam do skrzynki, jak była pusta, to była ulga, oczywiście do jutra, a jak coś było, to już nie zakładałam, iż to błaha sprawa, jakiś rachunek za energię, tylko z trzęsącymi rękami brałam klucz i szłam do skrzynki.
Najazdy policji – do dziś mam tak, iż jak słyszę samochód blisko domu, to myślę, czy to nie policja. To trochę się uspokoiło, bo syna nie ma już rok, ale cały czas jest ten lęk.
On wiedział, iż 15 grudnia 2022 r. będzie zamknięty, tego samego dnia dokonał jeszcze wykroczenia z Art. 286, oszustwo, ja nie spodziewałam się tego. Te oszustwa zaczynały się od 50 zł, a kończyły na 2000 zł. W karcie karnej ma 15 wpisów i to nie jest koniec...
Ile lat ma pani syn?
W październiku skończy 26 lat.
Jakim jest człowiekiem według pani?
To jest chłopak, który dbał o siebie, od najmłodszych lat była fryzurka, paznokcie, żel. W więzieniu nie zmienił wyglądu. Był taki moment, iż siedząc tam, zostawiła go dziewczyna – wtedy ściął włosy. Przestraszyło mnie to, iż utożsamia się z tym środowiskiem. Przeryczałam całe to widzenie. Teraz potrafi się uczesać na mydło. Dla mnie to ważne, bo to mój syn.
Pamiętam, jak zobaczyłam go w tym zielonym mundurku, zawsze chodził do pracy w koszuli, zawsze. jeżeli chodzi o zachowanie – mogłabym powiedzieć, iż w ostatnim czasie był w nim agresor. Czasami było mi wstyd na rodzinnych imprezach, on już nie radził sobie z tym wszystkim. Najlepiej schowałby się pod ziemię, ja jednak chciałam, żeby miał relacje z rodziną, bo miał tylko mnie przez całe życie i moją rodzinę. Chciałam, żeby to wszystko przetrwało.
W tamtej rodzinie odwrócił się tata, ale też babcia. Dla mnie jest to niezrozumiałe do dzisiaj. To, iż się rozwiedliśmy to była moja i męża wina, nie mojego dziecka. Jednak gdy między nami zaczęło się psuć, były mąż jako źródło problemu wskazywał syna. Dawało się to odczuć. A wiadomo, iż jak pojawia się dziecko, matka przelewa część miłości na dziecko.
Długie życie z ojcem-alkoholikiem wpłynęło na Dawida. Wytrzymałam trzynaście lat, a powinnam maksymalnie trzy. To wszystko się na nim odbiło, mój syn musiał się wstydzić w środowisku, w którym żyliśmy – w szkole, w sklepie, na ulicy. Cały czas grał kogoś innego, udając, iż daje sobie radę. Myślę, iż ja sama dałam się na to nabrać.
Chciał chyba być dla mnie oparciem. Nie wiedziałam, iż to dziecko potrzebuje wsparcia. Mam do siebie do dziś żal... Mój mąż-alkoholik powinien być wywalony dziesięć lat temu, a z mojej litości on zostawał, bo przejmowałam się, iż będzie chodził głodny, nieubrany. Choć już go nie kochałam, nie odeszłam. Na tym wszystkim ucierpiał Dawid, ale na tamten moment nie umiałam inaczej. Sama byłam kimś, kto potrzebował wsparcia. Do dziś tego żałuję, iż nie dałam dziecku tego, czego potrzebuje dziecko. Krótko mówiąc – ojciec-alkoholik, matka-depresja. On miał takie życie.
Była też babcia, która wyręczała mnie w wielu sprawach, bo w depresję popadałam za często. Poszłam do psychiatrym, brałam leki, czasami bywało gorzej, ale funkcjonowałam. Ciągle pracowałam. Złapałam się też na tym, iż Dawid ma w domu, czysto, ciepło, zapewniam mu ubranie. Wszystko, czego człowiek potrzebuje fizycznie, ale nie emocjonalnie.
Dzisiaj mogę powiedzieć z perspektywy dojrzałego człowieka – mój syn to dziecko niedojrzałych emocjonalnie rodziców. Nie miał tego, czego potrzebował – ani od ojca, ani od matki. Na domiar złego w 2012 r. zmarła moja mama na glejaku mózgu. To był okres, kiedy przerzuciłam opiekę na mamę, znowu to dziecko wyobcowane, znowu radzi sobie same. Ciągle ktoś zabierał mu mnie, ale ja to dopiero dzisiaj wiem. Ciągle grał dorosłego młodego człowieka.
Co musiało się stać, żeby pani doszła do tych wniosków, jako mama?
Musiało się stać to bardzo złe. Kiedy dostał wyrok w zawiasach, to nie było chyba jeszcze dno, bo ja też chyba musiałam dotknąć dna. Przez ostatnie trzy lata zaczęłam rozkminiać to wszystko.
Ktoś pani w tym pomógł?
Mam męża, który nie przeszedł żadnych traum w życiu. Nie można powiedzieć, iż żadnych – każdy coś przechodzi, ale nie były to tak duże traumy, iż odcisnęły piętno na jego życiu. To jest człowiek spokojny, opanowany, w tej chwili to bardzo duże wsparcie również dla Dawida. Oboje jesteśmy rozwodnikami, ale mąż nie miał dzieci w poprzednim małżeństwie.
Dawid miał 15 lat, kiedy zaczęliśmy się spotykać. To mógł być dla niego kolejny cios. Zabraliśmy go na wakacje, żebyśmy się scalili we trójkę, ale jemu się nie podobały wczasy w Turcji. Chciał do domu, do kolegów. Później podejmowane próby, żebyśmy razem wyjeżdżali. Ciężko było – wyrwałam go z tej miejscowości, od kolegów, nowy dom, nowy facet w domu. Wtedy wpadł w kolejne sidła.
Dochodziło do sytuacji, iż podbierał mężowi pieniądze. Nie wiązałam tego jeszcze z hazardem. Gdy powiedział, iż jest pieprzonym hazardzistą, nie uwierzyłam mu. Zastanawiałam się, gdzie można tracić wszystkie pieniądze plus wzięte pożyczki. Dzisiaj mogę mieć do siebie pretensje o to, jak mogłam być tak ślepa.
Wtedy mogłam już szukać dogłębnie informacji, ale intuicja podpowiadała mi, żeby o niego walczyć. Za jakiś czas zaprowadziłam go na grupę anonimowych hazardzistów, na meetingi, do psychologa chodziłam z nim 3 lata, ale hazardzista jest manipulantem.
Załatwiłam mu terapię w ośrodku w Starych Juchach, kupiłam synkowi klapeczki, koszulki, żeby niczego mu nie brakło. Spakowałam go po swojemu, bo co, jeżeli czegoś zapomni. Zawieźliśmy go. Byliśmy parę kilometrów od niego, wynajęliśmy hotel.
Czekałam na telefon. Nie zadzwonił. Zadzwoniła siostra, żebym nie czekała na Dawida, bo on jest u niej. Potem był kolejny raz. Chciał jechać sam pociągiem. Moja intuicja podpowiadała mi, iż go tam nie ma. Zadzwoniłam do ośrodka, zapytałam, usłyszałam: "Nie ma tam takiej osoby". Zadzwoniłam do niego z innego obcego numeru – odebrał… To było oszustwo na oszustwie.
Jak pani reagowała na te oszustwa?
Wtedy była złość, ale nie było we mnie… Dzisiaj wiem, iż potrzebna jest tzw. twarda miłość, a ja taka nie byłam. Wyciągałam z każdego bagna. Była złość, wykrzyczenie, kłótnia po kłótni. Przechodziło mi i znowu bym wszystko dla niego zrobiła. Liczyłam na to, iż jak ktoś robi coś dla drugiego człowieka, to jest coś takiego jak "wdzięczność". Nie mogłam tego zrozumieć – jak tak można – gdzie jest jakakolwiek wdzięczność? Dzisiaj wiem, iż on nie ranił tylko mnie, ale przede wszystkim ranił siebie – to sobie robił krzywdę.
Jak zaczęły się problemy syna, moje życie zamieniło się w koszmar, iż cały czas chodziła za mną intuicja, sny. Budziłam się rano, wstawałam przybita, nie wiedząc, co mi się śniło, przeczuwałam kolejną katastrofę. Mój mąż był zawsze zdziwiony, iż jeszcze się nic nie wydarzyło, a ja już ryczę. Chodziłam przybita, miałam doła i pojawiała się kolejna cegła. Zawsze tak samo się kończyło.
Potem robiło mi się go żal. Potrafiłam iść do niego do pokoju, gdy byłam zdesperowana, bezsilna, iż potrafiłam mu nawalić. Dobrze, iż byłam na tyle świadoma, iż uderzałam go np. w rękę, iż nic mu się nie stało. Potem był mój płacz, żałowałam, przychodziła myśl: "Co ja robię?". Nie wiedziałam, jak dotrzeć do niego.
Potrzebował mojej pomocy, a ja jego. Krzyczała we mnie myśl: "Chłopie, jak ty się nie zatrzymasz, to mi nerwy puszczą i nie wiem, co jestem w stanie zrobić". Kolejny mój krok desperacji to wizyta u hipnoterapeuty. Od kogoś usłyszałam, iż też leczą nałogi. To też skończyło się fiaskiem. Byłam na dwóch spotkaniach. Pierwsze trwało około dwóch godzin, prowadzący powiedział, iż syn bardzo dobrze wszedł w trans, po czym drugie spotkanie trwało czterdzieści minut i to już nie było dla mnie przekonujące, iż syn tak gwałtownie wchodzi w ten trans. Potem mi powiedział, iż oszukał choćby hipnoterapeutę. Manipulacja przede wszystkim.
Kiedy pani zobaczyła u syna pierwsze objawy hazardu?
Pamiętam, iż były zdrapki. On się w nie "bawił". Byłam nieświadoma, iż taka zdrapka może wywołać lawinę złych zdarzeń. Potem syn poszedł do I klasy technikum i dowiedziałam się, iż był dwa dni w szkole. Miał kolegów w gimnazjum, którzy wprowadzili go w maszyny, one chyba nazywały się "jędnoręki bandyta".
Niedawno dowiedziałam się, iż już w I klasie technikum spędzał czas na tych maszynach. Jak już był internet, to zaczęło się zamykanie w pokoju, budziłam się w nocy i widziałam zapalone światło. Myślałam wtedy, jak on ma iść do szkoły, do pracy, jak jego mózg nie wypoczywa. Dzisiaj mogę powiedzieć, iż to były setki zakładów. Interesował się sportem, więc bukmacherka – jak najbardziej. Przy sprzątaniu pokoju znajdywałam stosy zakładów. Niedawno dowiedziałam się też tego, iż nie zdał matury z matematyki.
Od 2019 r. roku zaczął się psycholog, terapia, byliśmy choćby na terapii rodzinnej, ale dzisiaj wiem, iż nic nie odciągnie hazardzisty, jeżeli sam tego nie przepracuje. Wydawało mi się, iż mogę coś zrobić. Wyciągnęłam go z długów. Myślę, iż tym też nieświadomie dałam mu pole do popisu. Psycholog w pewnym momencie namawiała do tego, żebym wywaliła go z domu, ale to nie było na moje siły. W takich przypadkach trzeba być twardym, mocnym, konsekwentnym, ale ja nie miałam tych cech. We mnie było za dużo nadwrażliwości i litości, to gubiło mnie całe życie.
Dzisiaj pani wie, jak duże są długi syna?
Myślę, iż tak. Większość wiem, a jak czegoś nie wiem, to nie są znaczące kwoty. Wszystko się wylało, jak został zamknięty. Wiem natomiast, iż gdyby nie trafił tam, to wszystko działoby się dalej i nie wiem, czy dałoby się uratować chociaż finansową sytuację.
Powiedział, jakie to konkretne sumy, gdzie zaciągnięte?
Nie, powiedział tylko: "Dużo tego jest". Faktycznie dużo tego jest, ale są to kwoty do ogarnięcia. Być może kawalerka taka w dużym mieście poszła w tych kuponikach.
Pani pamięta syna z największego transu gry?
Myślę, iż to mogło być dwa lata temu, kiedy zmieniał pracę po pracy, ale wszędzie był wyrzucany. Wszędzie popełniał to same wykroczenia – oszustwa. Tak naprawdę pracodawcy mu to odpuścili, teraz siedzi za to, co zrobił u jednego pracodawcy – to była duża korporacja. Ci mniejsi chcieli się ze mną spotkać. Dzisiaj nie wiem, czy to dobrze, czy to źle. Wszędzie jechałam. Chciałam pokazać synowi, iż o ile będzie uczciwie rozmawiał z ludźmi, to wszystko da się załatwić. Ale mów to hazardziście…
Czy syn kiedykolwiek sam poprosił panią o pomoc? Powiedział, iż chce iść na terapię?
Tak, tylko to były jego przebłyski, kiedy znowu coś zbroił, coś się wylało: "Nie no nie dam rady, jutro idę na terapię" – „Dobrze to ja cię prowadzę na terapię". Ale gdy przychodziło to "jutro", miał bardzo pilne zadania w pracy i nie miał czasu. Dzisiaj wiem, iż to była manipulacja. Gdy on proponował terapię, nastawała cisza w domu – zaczynamy rozmawiać. Już jest po awanturze. jeżeli chcesz, idź na terapię. Znowu było planowanie, pojawiała się we mnie nadzieja. Grał na moich uczuciach.
Myśli pani, iż teraz, kiedy jest w zamknięciu, myśli o tym, żeby sięgnąć po pomoc terapeutyczną?
Po tylu latach nie mam aż takiego zaufania do niego. Myślę, iż chce terapii, bo jest to droga do szybszego wyjścia. Teraz, będąc w zakładzie karnym, pracując tam z psychologiem, napisał list – dwanaście stron A4. Opisał w nim, jak on to widzi, zaczynając od dzieciństwa aż do teraz. Potrzebuje na pewno wsparcia – rodziny. Boję się, bo ja nie będę w stanie jemu nie pomóc. Chcę go za wszelką cenę uratować, chcę pomóc.
Jak wyglądały jego relacje na wolności, np. z dziewczynami?
To było tak, iż do domu nie przyprowadzał dziewczyn, bo matka jeszcze coś "chlapnie" – nie daj Boże. Bywało też tak, iż mówiłam do niego, jako pogróżki: "Muszę powiedzieć o tym twojej dziewczynie, bo ona z tobą jest, ale niczego nie wie o tobie". Mało znałam jego dziewczyny, ale poznałam ostatnią, to było tego 15 grudnia. Bardzo gwałtownie zaczął zostawać u niej w domu. Chyba po dwóch tygodniach ze sobą zamieszkali.
Dzisiaj zastanawiam się, na ile to był azyl, a na ile był zaangażowany uczuciowo w ten związek. Poznałam ją, gdy nie było z synem kontaktu, przypuszczałam, iż go zatrzymała policja. Czekałam, czy go wypuszczą. Tego samego dnia zadzwonił dzwonek do drzwi, pomyślałam, iż policja, ale to była dziewczyna, która zapytała: "Czy tu mieszka Dawid?" – "tak". Wtedy ja zapytałam:"Czy ty jesteś Ada?" – "tak". W ten sposób się poznałyśmy. Mamy relację do dziś, choć zerwała z Dawidem trzy miesiące po zamknięciu. Wartościowa osoba, ale związała się z człowiekiem, o którym nic nie wiedziała.
Czy przy hazardzie występowały inne uzależnienia?
Tak, to był ostatni etap. Siadał za kółko po narkotykach. Narażał się na kolejne niebezpieczeństwa, gdy siadał za kółko po tym, jak utracił prawo jazdy. O alkoholu dowiedziałam się od tej dziewczyny, powiedziała: "Dawid to chyba też miał problem z alkoholem". Nie uwierzyłam jej na początku. To chyba kolejna faza – włączenie kolejnych "ogłupiaczy", kiedy sobie już z niczym nie radzisz. On był taki "urabura szef podwóra", on tu rządzi – taka osbowość. Miał predyspozycje do pracy w korporacji, np. na stanowiskach kierowniczych, ale dziś, choćby jeżeli taki jest, to wiem, iż sobie nie radził, stąd te wszystkie uzależnienia.
Co pani czuje jako mama?
Z jednej strony ulga, iż jest szansa, iż nic więcej nie zrobi, nie oszuka. Ale choćby jak argumentowałam, iż to dobrze, po chwili był szloch. Był czas, iż włączałam piosenkę Chylińskiej "Gdzie jest mój syn?" i ryczałam razem "z nią". Do dziś mam traumę z numerkiem. Pamiętam, jak Dawid zadzwonił i powiedział: "Zapisz, mamo, numer więźnia". Dzisiaj pierwszy raz, w tej rozmowie, wypowiedziałam słowo "więzienie".