Chciałam umrzeć
Uderza pięścią w kanapę. Raz. Drugi. Trzeci. Syczy przez zęby wszystkie wulgaryzmy, jakie zna. Za chwilę wstanie, kopnie leżące w przedpokoju kapcie, szarpnie za uchwyt kuchennej szafki, a potem trzaśnie drzwiczkami. Wie, co się stanie – znowu wylecą
z zawiasów i będzie trzeba je naprawić. To samo, co zawsze.
Kiedyś wybiegła z ważnego spotkania w pracy. Wiedziała, iż to nie była dobra decyzja, ale w tamtej chwili nie umiała inaczej. Czuła, jakby miała zaraz wybuchnąć.
Wie, co jej jest.
I wie, iż to minie.
Odlicza do 10. Spokojnie, próbuje oddychać. 1, 2, 3, 4... – posłusznie powtarza.
Umie już nazwać to, co czuje.
Ale żeby poczuć ulgę sięgnie po paczkę pikantnych chipsów, zje ją w całości, potem zagryzie ptysiem, popije colą. Rozpłacze się na jakiejś głupiej reklamie. Pokłóci z koleżanką przez telefon, bo czuje, iż wszystko ją irytuje.
Ale wie, iż to tylko chwilowe.
Za dwa, trzy dni dostanie miesiączkę i wtedy wszystko wróci do normy.
Znowu będzie sobą.
Pierwszy ginekolog mówił, iż "taka jej uroda" – kobiety zwykle przed miesiączką są poddenerwowane. Ale ona wie, iż to nie jest tylko poddenerwowanie. Nie jest to zwykła irytacja.
To eksplozja. To gniew, który odbiera jej racjonalność. Poczucie, iż traci kontrolę nad sobą.
Pytał, czy jej mama też tak miała. I wtedy przed jej oczami stanęła twarz matki. Wykrzywiona ze złości, z uniesionymi do góry brwiami. Z pełnym gniewu spojrzeniem. "Nie odzywaj się do mnie przed okresem, bo mogę zabić" – pamięta, jak jej mama rzucała bezokoliczniki.
Potem miesiączka przychodziła, twarz matki nagle łagodniała, a jej rysy robiły się miękkie i łagodne. Jakby nic się nie stało.
Ale Monika wiedziała, iż to nie było normalne. Że to nie była "uroda". To było coś innego. Coś, co nie pozwalało jej mamie normalnie funkcjonować.
Dziś sama jest mamą, ma nastoletnią córkę. Dużo rozmawiają. Monika tłumaczy, iż nie jest w tych dniach sobą. Prosi o wyrozumiałość. Ale wie, iż to za mało. Kilka lat temu jej córka jej się przestraszyła. Wtedy, kiedy w furii chciała wyrzucić jej zabawki. Nie może sobie tego wybaczyć.
Zmieniła ginekologa. Drugi postawił diagnozę: zespół napięcia przedmiesiączkowego.
Kazał ostawić kofeinę, zrezygnować z pikantnych przekąsek i więcej ćwiczyć.
– Czułam się kompletnie nierozumiana – mówi Monika. – Chciałam bić i umrzeć jednocześnie, a lekarz proponował, żebym odstawiła słone przekąski. To dla mnie za mało. Za mało, żeby poradzić sobie z tym, co przeżywam co miesiąc – dodaje.
Poszła do psychiatry. Powiedziała, iż traci nad sobą kontrolę, iż ma myśli rezygnacyjne w drugiej fazie cyklu, iż dłużej już nie wytrzyma.
Dostała leki uspokajające.
– Niestety, leki mnie otumaniały i usypiały. Nie mogłam normalnie pracować – opowiada. – To tylko pogłębiło moją frustrację. I złość. I bezradność. Więc odstawiłam je. I wróciłam do punktu wyjścia – rozkłada ręce.
Lustro
Weronika ma 28 lat. Mówi, iż najbardziej jej żal bliskich. Na kilka dni przed miesiączką wpada w furię.
– Wystarczy, iż zobaczę nieumyty kubek w zlewie, i jestem chora ze złości – opowiada – A przecież nie jestem pedantką. Po prostu byle drobiazg wyprowadza mnie z równowagi. Jakby wszystko mnie parzyło.
Do dziś wspomina z zażenowaniem sytuację, która wydarzyła się pod jej blokiem.
Podeszła do lustra.
– Zobaczyłam swoją twarz. Bordowa, wykrzywiona złością, obca. Przestraszyłam się. Nie mogłam siebie poznać. To nie byłam ja – przypomina sobie.
To nie był odosobniony epizod.
– Wiele razy zrywałam z chłopakiem przed okresem. Mężczyzna, którego kocham, w tych dniach irytuje mnie do granic. choćby jego zapach mnie drażni – przyznaje.
PMS odciska piętno na jej związkach, relacjach z bliskimi, na codzienności.
– Mam wtedy wrażenie, iż ktoś mnie podmienił. Patrzę na siebie z boku i nie wierzę, iż to ja – mówi.
Nie otrzymuje realnego wsparcia.
– Koleżanki mówią, iż przejdzie, jak urodzę dziecko. Ginekolog, iż to naturalne i "trzeba przetrwać". A ja nie chcę tylko przetrwać. Chcę po prostu żyć jak człowiek – mówi z żalem.
I dodaje: – Zrobiłam wszystkie możliwe badania – hormony, tarczycę, USG. Wszystko w normie. A ja co miesiąc mam wrażenie, iż odchodzę od zmysłów.
Pytam, jak sobie z tym radzi.
– Próbowałam melisy, dziurawca, oleju z wiesiołka. Brałam magnez, witaminę B6. Nic nie działało – wylicza.
Długo myślała, iż ona jedyna walczy z problemem napięcia przedmiesiączkowego. Wstydziła się komukolwiek opowiedzieć o tym, co się z nią dzieje. Jedyną osobą, której się zwierzyła, był jej chłopak. Inaczej dawno by się rozstali. Musiała mu wytłumaczyć.
– Dopiero jak przeczytałam komentarze innych dziewczyn na grupie na Facebooku, poczułam ulgę. Że to nie fanaberia. Że to naprawdę istnieje. Że nie jestem sama.
Kiedy rozmawiamy, do miesiączki zostało 13 dni. Weronika liczy niemal co do godziny, kiedy znowu zacznie się "tamta" część cyklu.
– Za pięć dni ruszy: drażliwość, agresja, napady szału. Wiem, co mnie czeka. I nienawidzę tego oczekiwania – mówi cicho.
O napięciu przedmiesiączkowym rozmawiamy z dr. Maciejem Jędrzejko, specjalistą ginekologii i położnictwa.
Jak zmiany hormonalne związane z PMS i PMDD mogą wpływać na impulsywność, agresję oraz zdolność do kontrolowania emocji?
Dr Maciej Jędrzejko, specjalista ginekologii i położnictwa: Zmiany hormonalne, szczególnie w fazie lutealnej cyklu menstruacyjnego, mają istotny wpływ na funkcjonowanie układu nerwowego. Wahania poziomu progesteronu oraz jego neuroaktywnych metabolitów, takich jak allopregnanolon, oddziałują na układ GABA-ergiczny w mózgu, który odpowiada za regulację nastroju, lęku oraz kontroli impulsów.
U części kobiet, zwłaszcza tych z genetyczną lub neurochemiczną wrażliwością, może to prowadzić do wzmożonej drażliwości, impulsywności, a choćby wybuchów agresji.
W przypadku PMDD (przedmiesiączkowego zaburzenia dysforycznego) zmiany hormonalne mogą przybrać formę, która przypomina neurobiologiczne profile zaburzeń afektywnych, takich jak depresja czy zaburzenia osobowości z pogranicza. To proces realny, neurobiologiczny, a nie jedynie "humory" czy "przesadna emocjonalność", jak niestety często bywa to trywializowane.
Na czym polega różnica między PMS a PMDD i jak często diagnozowany jest ten cięższy wariant?
PMS (zespół napięcia przedmiesiączkowego) obejmuje zespół objawów fizycznych
i emocjonalnych, takich jak bóle piersi, wzdęcia, drażliwość czy spadek nastroju. Te objawy występują w drugiej fazie cyklu menstruacyjnego i ustępują z początkiem miesiączki.
Z kolei PMDD (przedmiesiączkowe zaburzenie dysforyczne) jest znacznie cięższą formą, która jest klasyfikowana jako jednostka chorobowa w DSM-5. W PMDD dominują objawy psychiczne – silne wahania nastroju, drażliwość, labilność emocjonalna, uczucie braku kontroli nad emocjami, depresyjność oraz napięcie psychiczne.
Kluczowym elementem diagnostycznym jest intensywność objawów – muszą one poważnie zakłócać codzienne funkcjonowanie i być ściśle powiązane z fazą lutealną cyklu menstruacyjnego.
Szacuje się, iż PMS dotyczy około 30–40 procent kobiet w wieku rozrodczym, podczas gdy PMDD występuje u około 3–8 procent kobiet. Niestety PMDD bywa niedodiagnozowane, co wynika zarówno z braku świadomości u pacjentek i lekarzy, jak
i z tendencji do stygmatyzowania objawów, które uznawane są za "histeryczne" lub "naturalne dla kobiety".
Bardzo podobne objawy do PMS i PMDD wykazuje zespół Kehrera: schorzenie o podłożu psychosomatycznym, które zwykle występuje u kobiet, które z różnych powodów musiały zrezygnować z aktywności seksualnej.
Czy spotkał się pan z przypadkami, w których objawy PMS lub PMDD miały wpływ na życie zawodowe i społeczne pacjentki, porównywalny z zaburzeniami psychicznymi?
Tak. I nie są to rzadkie przypadki. Miałem pacjentki, które co miesiąc przechodziły kilkudniowe epizody wybuchów złości, płaczu, autodeprecjacji, wycofania społecznego,
a choćby myśli rezygnacyjnych. Niektóre z nich musiały zwalniać się z pracy, unikały ważnych spotkań zawodowych lub doświadczały poważnych konfliktów w relacjach osobistych. W ekstremalnych przypadkach objawy PMDD prowadziły do krótkotrwałych załamań emocjonalnych, które wymagały wsparcia psychiatrycznego.
Zdarzało się, iż pacjentki były początkowo diagnozowane z zaburzeniem afektywnym dwubiegunowym lub borderline, zanim odkryto cykliczność objawów, która jest charakterystyczna dla PMDD.
Ale były też przypadki wykrycia silnej traumy psychicznej, związanej z doświadczeniem przemocy psychicznej, fizycznej czy seksualnej w przeszłości. Często z wywiadu wynikało, iż kobiety te były wychowywane w rodzinach dysfunkcyjnych (DDA, DDD).
W Wielkiej Brytanii były przypadki, kiedy kobiety dokonały morderstw w trakcie przeżywania objawów PMDD. W takich sytuacjach sądy uwzględniły zespół dysforyczny jako okoliczność łagodzącą, traktując zabójstwo jako czyn dokonany w afekcie.
W Unii Europejskiej PMDD uznawane jest za stan, który może stanowić podstawę do zwolnienia lekarskiego, skrócenia czasu pracy czy innych ułatwień w zakresie funkcjonowania zawodowego.
Jakie formy leczenia są najskuteczniejsze w przypadku PMS i PMDD?
Warto wiedzieć, iż odpowiednio dobrana antykoncepcja hormonalna może znacząco złagodzić, a choćby całkowicie wyeliminować objawy PMS i PMDD. Korzyści może przynieść także leczenie SSRI (selektywnymi inhibitorami wychwytu zwrotnego serotoniny), takimi jak escitalopram, które skutecznie redukują emocjonalne objawy związane z tymi zaburzeniami, takie jak drażliwość, depresyjność czy myśli rezygnacyjne. Co ważne, ginekolog ma pełne prawo do przepisania tych leków, zwłaszcza w przypadkach, gdy objawy mają charakter psychiczny. Czasami pomocna może okazać się także psychoterapia, zwłaszcza techniki behawioralno-poznawcze.
Dodatkowo, w leczeniu objawów fizycznych, takich jak bóle brzucha, piersi czy migreny, najważniejsze jest stosowanie leków przeciwbólowych według zasady "wyprzedzaj ból". Reagowanie na ból na wczesnym etapie, niemal natychmiast, jest niezbędne, aby uniknąć jego nasilenia. Traktujmy ból jak pożar – im szybciej zareagujemy, tym łatwiej go opanować. Warto sięgnąć po leki przeciwbólowe przy pierwszych oznakach dolegliwości.
*Imię bohaterki zostało zmienione na jej prośbę.