„Formuły Dobra” – wywiad cz. 6

formuladobra.pl 7 miesięcy temu

Co działo się dalej? Przedstawiamy kolejny fragment wspomnień Babci Uli…

Babcia Ula (U): I jeszcze kazał, żeby karawan tu przyjechał, bo on musi zobaczyć, jak będzie. Zwariować można było… żebym ja klepsydrę… Ja nie kłamię.

Pielęgniarka Ilona (I): Ja wiem, pamiętam to…

U: Klepsydrę jak najszybciej, bo nie zdąży. Ja mówię: Co Ty za głupoty gadasz? „Babciu, jak najszybciej, bo jak nie zdążysz napisać?” Mówię: Co Ty gadasz człowieku? „Babciu ja będę od…” – nie, on nie mówił, iż umiera – „odchodził”. „Ja już odchodzę. Tylko szkoda, bo już ptaszki…” – bo jak rano otwierałam okna, to ptaszki [śpiewały]. I bardzo to lubił, jak ptaszki śpiewają. Wtedy niby wiosna już się zaczynała, chociaż zimno jeszcze było. I mówi: „Otwórz te okna”. „Żeby jeszcze z rok” – iż wiosna, iż cieszy się tymi ptaszkami… No ale niestety…

Przyszedł dyrektor szkoły. Taki fajny Pan dyrektor przychodził. I Daniel mówi: „Dobrze, iż Pan przyszedł. Mam istotną sprawę do Pana.” To on myślał, iż coś o lekcjach… Nie wiem, co myślał. A jak on tam był, to ja nie wchodziłam. Ale potem, nie wiem czemu… ja tam weszłam. Patrzę, a ten nauczyciel płacze. Myślę, Jezu, co [Daniel] mu powiedział? No skąd? A ten nauczyciel… choćby potem dwie nauczycielki (potem, jak on poszedł) mówią, iż on tak przeżył, ten nauczyciel, bo się nie spodziewał, iż Daniel odchodzi. Bardzo prosił [i powiedział], iż byłby szczęśliwy, gdyby Pan [dyrektor] przyszedł na jego pogrzeb. No i on się rozpłakał.

I: No tak.

U: Dobre serce miał. Przyszła [też] ta nauczycielka, co Daniel ją lubił… On nie wszystkie nauczycielki lubił, bo wszystkich miał wybranych [śmiech]: lekarzy, pielęgniarki, nauczycielki…

[…] W każdym razie, straszne to było, ale ten… Kiedyś właśnie… Film mi się urwał, jak pani przyjechała. Kiedyś… Wiem, iż inny lekarz przyjechał, a nie ten co zawsze. Jakiś, co nigdy dyżuru… Ale wiem, iż pani dzwoniła kilka razy, [zapytać] co tam słychać. To on wtedy, [dzień wcześniej] tak charczał, to myślałam iż może już ten…, a tu następnego dnia rano się nie obudził. Ale ani leków, ani nic…;

I: Ja byłam z tym, z [Sylwkiem] wtedy…

U: A potem tak cichutko… Już prawie wcale nie było [oddechu]. Ja zawsze się nachylałam i oddychał. To był czwartek. Były jakieś dni księży, jakaś taka uroczystość w Świdnicy. Oni jechali ze Świdnicy i wstąpili tu do Daniela. I tak wszyscy troje stali. Wiem, iż on tak tymi oczami… Bo oni na czarno poubierani i jeden przy drugim, to jemu się coś tam przewidziało. Wiem, iż on ręką coś ruszył i ks. Wojtek podniósł mu [poduszki], żeby głowa wyżej… A może on tak chciał? I Wojtek nic mi nie mówił, ale potem mi powiedział, iż Danielek już nie będzie żył. No i Boguś też taki załamany, bo widzi, iż on cały dzień ani nie jadł, ani nic. Ale oddychał. […] A Boguś [miał] takie łóżko polowe i leżał, bo jego trzeba było za rękę trzymać. A Boguś chciał, żebym ja też trochę odpoczęła, bo ja już wariacji dostawałam na przez tę nogę. Bo już tak nie miałam siły. Mówię: Boguś nie [rozkładaj łóżka], bo mówię Ci, iż ks. Wojtek przyjdzie. A on: „Jak? A to już taka godzina? 22:00, wieczór…” Przyszedł. I jeszcze z tym drugim, Rafałem. Przyszli i Rafał siadł sobie koło Daniela i wziął go za rękę, a ks. Wojtek w nogach. Jakoś tak przeżywał, bo jego mama też zmarła na raka. Ja nad głową i tak staliśmy.

I: Tak, ja pamiętam, bo mniej więcej byliśmy potem.

U: Ja wiem, iż pani kilka razy dzwoniła. Może nie, ale mi się zdaje… Pani: „Jak tam?” Myślę: co tak dzwoni dziś? Nigdy tak nie dzwoniła. Pomimo tego, iż ja wiedziałam, iż on umrze, nie dochodziło to do mnie. No absolutnie. Wojtek przyszedł, ja mówię do Bogusia: widzisz chciałeś już rozścielić łóżko. A o godzinie… Która to była? Chyba 23:00…

I: Koło 23:00, bo ja o północy do Was ruszyłam.

U: I ja tak nad głową stałam, i tak mi się wydawało, jakby ta buzia nic mu się… I ten ksiądz już wiedział, iż on nie oddycha, bo go trzymał za rękę. Ale ja jeszcze chciałam sprawdzić. I mówię: On nie oddycha? On nie wiedział, co powiedzieć. Widocznie [przez to], jak ja zareagowałam. Mówi: „On nie oddycha…” Jakby nóż mi ktoś wsadził. Nie żebym tam zawyła, czy co… Tylko jakby mi ktoś sztylet wsadził, nie? Jezus Maria, jak już leżał, ale oddychał jeszcze słabo, to się cieszyłam… Wydaje mi się, iż chyba zaraz zadzwoniłam do Pani…

I: Tak było.

U: W każdym razie zawołali księdza. Jeszcze do proboszcza zadzwonili i przyszedł. I on zadzwonił do Dzierżoniowa. Chyba na pogotowie. Ja mówię, żeby odwołał, iż to do hospicjum [trzeba zadzwonić], bo on do hospicjum należał. No to odwołał. I jak [przyjechaliście], to… Nie pamiętam tego momentu. Fest mi się film urwał, bo choćby w tamtym tygodniu [o tym] myślałam… Nie przypominam sobie tego, jak pani przyjechała. Nie pamiętam.

I: Po prostu weszliśmy tutaj na górę. Staliście przy łóżku, a myśmy weszli z doktorem… I doktor stwierdził wtedy zgon pacjenta.

U: Tak, zgon… [Było] jeszcze przed 23:00, jak zmarł.

I: Wtedy go jeszcze przyszykowaliśmy, przed przyjazdem zakładu pogrzebowego…

U: Ja tylko pamiętam, jak ten proboszcz mnie tutaj wziął…

I: …do kuchni.

U: On nie chciał, żebym widziała. choćby sobie myślałam, czemu on mnie… No byłam trochę… Chwilowo film mi się urwał. Jestem silna, ale nie na takie rzeczy… On mnie tu wziął. Zastanawiam się, czemu on mnie tak wziął? Ale on właśnie nie chciał, żebym ja widziała, jak go wynoszą.

I: No, no…

U: Już potem tu popatrzyłam… Uch… w każdym razie straszne to było. Nie mogłam się [z tym] pogodzić. Jak był chory, to już wolałam, żeby tak zawsze było… Tak się cieszyłam…

I: …że był.

U: Że był. On śpiewał, on cały czas śpiewał.

Idź do oryginalnego materiału