Zapraszamy do przeczytania kolejnej części wywiadu.
Babcia Ula (U): Ale przyszła chwila, niestety…
Pielęgniarz Paweł (P): [Wtedy] się trzymał. Tydzień później byłby chyba problem, tak? Z tego, co pamiętam…
Pielęgniarka Ilona (I): Tak.
U: I tak gasł już… Najgorzej było – ja pamiętam – jak pani dzwoniła wtedy, bo pani już wiedziała, iż on będzie umierał, a ja nie. Ja do ostatniej chwili nie wierzyłam.
I: Ja przeczuwałam, ja nie wiedziałam.
U: Właśnie, przeczuwała pani. Noc przed śmiercią tak charczał i musieliśmy okna, drzwi, wszystko pootwierać, żeby… Bo on leżał, bo charczał. A czemu tak?
I: To tak przeważnie jest, iż jest tak…, iż jest gorąco.
U: Jezu, my zmarzliśmy, bo to zimno było. Okna pootwierane, drzwi na strychu, tutaj – wszędzie wszystko pootwierane, firana, on goły. Ja go prześcieradłem chociaż chciałam nakryć, a on nie dał się…
I: A lubił nasze wizyty hospicyjne?
U: Bardzo, bardzo… Strasznie lubił. On czekał na Was. Tam w szpitalu nie lubił jednego lekarza. Taki wysoki. To on zawsze coś z nim miał. I raz tam na górze był i tak krzyczał na Daniela, nie? A on go nie słuchał. [Lekarz] mówił: Ty się uspokoisz czy nie? Albo jeszcze gorzej. A pani Jadzia, doktor, to on ją uwielbiał, Boże… Profesor do mnie mówi tak: „Niech pani zwróci uwagę Danielowi, żeby on do pani doktor nie mówił pani Jadziu. [Lepiej] pani doktor”. Ja mówię: Pani profesor, Pani myśli, iż ja mu nie mówię? Czy ja się cieszę, iż on mówi pani Jadziu? A ta pani doktor stoi i mówi: Ja mu pozwoliłam. […] A on ją tak kochał, iż jakby mógł, to by mówił na Ty [śmiech]. Ona codziennie, gdy wychodziła, żegnała się z nim. […] Taka była za nim, a on za nią, Boże. A reszta to tak selektywnie. Jednej siostry nie lubił… Bo ona się tak droczyła. On tego strasznie nie lubił. Lubił jak ktoś pogadał. To on szanował, ale jak coś tak służbowo czy groźnie, no to już [nie].
On też miał swoje zagrania, ale było mi wesoło. Tutaj taka duża piłka była, z tymi rogami. Skakał, Radio Eska tylko puszczał. Innych mi nie dał [włączyć]. Ja mówię: Idź na dwór. Ja coś robię. „No babciu…”. Ja mówię: No idź. Co Ty tak siedzisz? Zobacz, dzieci latają. Poszedł, jeszcze się dobrze nie pobawi, już wraca. Tak ze mną siedział. Tak mnie lubił, nie wiem. On mi dziękował przed śmiercią. Przed samą śmiercią. Kazał mi się nachylić nad nim. Jeszcze mnie dość silnie ścisnął za szyję. Myślę: to jeszcze ma taką siłę? I dziękował mi. Tak mi powiedział: „Babciu, jak ja Ci jestem wdzięczny, iż Ty mnie nie oddałaś do domu dziecka, żeś się męczyła tyle lat ze mną. Nie raz byłem niegrzeczny, przebaczysz mi? Przebaczysz? Nie będziesz o tym myśleć?” Ja mówię: nie. I on mówi: „Ty jesteś najukochańsza na tym boskim świecie.” Ja strasznie to lubiłam, jak on to mówił. Nie wiem czemu. I mówi, żebym mu dała kopertę z pieniędzmi. Bo ja mu po 50 zł dawałam. Ale on był chory. Jakby nie był chory, to on by stracił, bo nie umiał trzymać pieniążków. Jak chodził po kolędzie z księdzem, to sobie kupił takie buty szpiczaste. Jak już śnieg był. Te buty szpiczaste, hulajnogę… już nie pamiętam. Zarobił 600 zł, bo ks. Wojtek wszędzie go brał. Jak zobaczyłam te buty szpiczaste, to myślałam, iż zawału dostanę. Mówię: Człowieku… On: „Babciu, to teraz takie modne…”. Oj, człowieku, choćby mi nie gadaj… I wiem, iż były bardzo drogie… A potem ja mu dawałam… 1800 zł [uzbierał], to pamiętam jak dziś. Kazał mi to dać, przeliczył i powiedział, żebym je sobie wzięła. Bo ja mało nie upadłam, bo już noga mnie tak bolała, iż ja już wariacji dostawałam. Ks. Wojtek mówił, iż Pan Bóg mnie do końca [podtrzymał], iż ja wytrzymałam, nie? [Daniel] mówi: „Weź sobie na operację, bo przeze mnie jesteś chora”. Wiesz, iż przez niego, iż ja go dźwigam. Mówię: daj spokój, to dla Ciebie, a nie dla mnie, te pieniądze. „Już mi nie trzeba.”