Opieka nad dzieckiem z poważną i nieuleczalną chorobą jest trudne. Na szczęście istnieją takie miejsca jak domowe hospicja dla dzieci. Dzięki temu rodziny otrzymują potrzebne wsparcie. Poznajcie historię Daniela, który zmagał się z chorobą nowotworową. Zapisaliśmy wspomnienia jego babci, która się nim opiekowała. Będziemy publikować kolejne części wywiadu z nią, ukazujące ich trudną, ale pełną miłości codzienność.
Pielęgniarka Ilonka (I): Poznaliśmy się tak naprawdę dzięki Danielowi. Zresztą dużo rzeczy dobrych się wydarzyło…
Babcia Ula (U): Tak.
I: …mieliśmy okazję różne rzeczy z nim przeżyć…
U: O Jezu! Ale żeście bez przerwy przychodzili. Pani mówiła, iż do innych dzieci tak żeście nie chodzili, jak tu.
I: To zależy, jaka jest potrzeba. On miał chorobę taką, jaką miał…
U: Prawdę mówiąc, tyle tu się ludzi przewinęło… choćby wczoraj z Bogusiem mówiliśmy. Jak Daniel był chory, to pełno ludzi zawsze było. Ja przecież z księżmi to nie miałam do czynienia. A przez Daniela? Jak było? Pamiętam jak dziś. Była niedziela, poszedł do kościoła… i nie ma go. […] Wreszcie on przyszedł i mówi: „Babciu, ja jeszcze pójdę na nieszpory”. Mówię: już byłeś w kościele i jeszcze na nieszpory? On jeszcze na nieszpory pójdzie. No i poszedł. [Wrócił] i mówi: „Zgadnij babciu, co ja sobie załatwiłem”. A gdzie Ty byłeś? „W kościele u księdza Wojtka […]. Ja będę ministrantem”. Ja mówię: Daniel, Ty taki niegrzeczny, jaki z ciebie ministrant, co Ty? A on: „Babciu, ja sobie załatwiłem”. I dlatego tak tutaj przychodzili. Był ministrantem […] i się z tym księdzem zaprzyjaźnił. On zawsze mówił, iż nikt tak nie śpiewa w kościele – bo [Daniel] śpiewał! On się nie wstydził. Na cały głos. Tak się nauczył wszystkiego. I była kościelna, nie? To ona z nim tam chodziła i sprzątali, i on jej pomagał, i ona tu też przyjeżdżała. Potem, pamiętam, raz na Mikołaja przyszła i „pani Ulu, czy mogę wziąć Daniela na Mikołaja”? Ja mówię: gdzie? „Tu na osiedlu”. Pytam: A ty Daniel chcesz iść? A on się z nią zaprzyjaźnił. Powiedział: „Babciu, to pani Bożenka, my razem zawsze. Nie? Pani Bożenko?” Poszedł i dostał jakąś paczkę. Ona mu kupiła taką bluzę z kapturem, ciepłą. I potem tu przychodziła po Daniela. I tak się zaczęło. Daniel się święty zrobił już z tymi różańcami. Ale to mu pomogło na pewno.
I: Ja pamiętam, iż powiedział, iż jemu modlitwa pomaga, tak?
U: Ale on się cały czas modlił. Jaka ja byłam zmęczona, nie? Jak kłoda się kładłam, byłam bardzo zmęczona. […] A on wciąż się tak modlił, ale to naprawdę.
Ciąg dalszy nastąpi…