Do Wielkopolskiego Centrum Leczenia Oparzeń w Ostrowie Wielkopolskim trafiają pacjenci od wieku noworodkowego do 18. roku życia, którzy doświadczyli oparzenia. Najtrudniejszymi przypadkami są dzieci w wieku od 2 do 4 lat, ale także niemowlęta. „Dziecko ma kilkukrotnie cieńszą skórę od osoby dorosłej. Oparzenia u dzieci doprowadzają do tego, iż naczynia przestają prowadzić krew do powierzchniowych naczyń skóry i po kilku dniach pojawia się martwica, na co nie mamy żadnego wpływu” – mówi w rozmowie z PAP szef placówki.
Mali pacjenci, wielkie wyzwania
Wielkopolskie Centrum Leczenia Oparzeń w Ostrowie Wielkopolskim to jedna z dwóch, tuż obok Szczecina, specjalistycznych placówek, która zajmuje się kompleksową terapią oparzonych pacjentów. Dyrektorem placówki jest dr n. med. Witold Miaśkiewicz, który zajmuje się leczeniem oparzeń od 30 lat, tych cięższych 10 lat, jednocześnie pełni funkcję ordynatora na oddziale chirurgii i traumatologii dziecięcej.
Dr Miaśkiewicz przyznał, iż w jego praktyce najtrudniejszymi przypadkami są dzieci w wieku od 2 do 4 lat.
– Ich wiek najbardziej predysponuje do poznawania świata, ale, jak się okazuje, z tej złej strony. Powodem może być niefrasobliwość rodziców lub brak wzmożonego nadzoru. To doprowadza do tego, iż szklanka gorącego płynu pozostawiona na stole może spowodować oparzenia. Takich oparzeń jest blisko 80% – wyznał dr szef placówki.
Do ośrodka trafiają także niemowlęta. Doktor wspomina, jak w pewne Boże Narodzenie trafiło do ośrodka rodzeństwo: dwuletnia dziewczynka i dwutygodniowe niemowlę. Do wypadku doszło podczas uzupełniania biopaliwa w kominku, nastąpił gwałtowny wybuch. Chłopiec doznał oparzenia 25% ciała, uszkodzone zostały także drogi oddechowe. W wypadku ucierpiała również 29-letnia matka dzieci.
Oddział nigdy nie śpi
Na oddziale przebywa aktualnie 2-letnia dziewczynka, na którą wylał się wrzątek z uszkodzonego bojlera – do wypadku doszło podczas chrzcin w restauracji. Kolejnym bardzo ciężkim przypadkiem, który ordynator wspomina do dziś, był przypadek 13-letniego Janka poparzonego w wyniku pożaru. Do tragedii doszło w Lęborku, chłopak siostry Janka, podpalił kamienicę. Janek i jego siostra zmarli w szpitalu. Jednak warto zaznaczyć, iż młody chłopiec ciałem zasłonił swojego 4-letniego brata, który także przebywał w mieszkaniu. Najmłodsze z rodzeństwa przeżyło.
– To dziecko [Janka – red.] będę pamiętał. Chłopiec doznał poparzenia 90% ciała. Prawie go zagoiliśmy. Były choćby dobre chwile po wybudzeniu z wielotygodniowej śpiączki. Mimo bardzo nasilonych działań resuscytacyjnych, reanimacyjnych, chłopca nie udało się uratować. Zmarł z powodu zapalenia płuc. Jego organizm nie był w stanie już walczyć. Każda taka sytuacja jest dla nas ciężka, bardzo trudna. Ten smutny obraz utkwił w mojej pamięci i jest ze mną do dzisiaj – wspomina ordynator.
Zdarzają się również oparzenia chemiczne i elektryczne
Jak wspomina ordynator, oparzenia chemiczne są równie częste, co termiczne. Przykładem tego jest substancja, którą niemal każdy ma w domu, a mianowicie środek do udrażniania rur. Lekarz opowiada, jak na oddział trafił chłopiec, który napił się tej substancji –doszło do oparzenia dróg oddechowych. W swojej karierze medyk spotkał się również z oparzeniami spowodowanymi prądem. Dr Miaśkiewicz opowiada o przypadku, kiedy 13-letni chłopiec trafił do ośrodka po tym, jak został porażony prądem po wejściu na słup linii energetycznej. To samo przytrafiło się 16-letniej dziewczynie z Wieruszowa.
– Prąd parzy od środka, w miejscu, gdzie jest największy opór kości. Oparzeniom elektrycznym często towarzyszą uszkodzenia nerek, ukrwienia kończyn i rozpad mięśni, co może skończyć się amputacją – wyjaśnia dr Miaśkiewicz
Leczenie bywa ciężkie i bolesne
– Zasadnicza różnica jest taka, iż dziecko ma kilkukrotnie cieńszą skórę od osoby dorosłej. Oparzenia u dzieci doprowadzają do tego, iż naczynia przestają prowadzić krew do powierzchniowych naczyń skóry i po kilku dniach pojawia się martwica, na co nie mamy żadnego wpływu – opowiada ordynator.
Leczenie takich obrażeń może trwać lata. Jak wyjaśnia dr Miaśkiewicz powstające w procesie gojenia ran blizny często uszkadzają mobilność w zakresie stawów, ponieważ nie rosną tak samo, jak zdrowe tkanki. Czasem dochodzi do sytuacji, w której pacjent nie ma własnej skóry i niezbędny jest przeszczep. Kolejnym wyzwaniem, przed którym staje zespół terapeutyczny, jest opanowanie wstrząsu, zamknięcie ran oparzeniowych.
Kolejnym krokiem w terapii jest spotkanie z psychologiem. Bardzo często dochodzi do sytuacji, w której opiekun obwinia się o wypadek, nastolatek cierpi z powodu traconej urody lub sprawności.
Początki Wielkopolskiego Centrum Leczenia Oparzeń
– W życiu każdego chirurga dziecięcego piękne są takie chwile, kiedy na twarzy dziecka wyleczonego widzimy uśmiech – mówi dr Miaśkiewicz (wypowiedź z dnia 28.09.2018 r.).
Wielkopolskie Centrum Leczenia Oparzeń oddano do użytku w 2018 roku. Na ten ośrodek przeznaczono 7 milinów złotych, a aż 6,5 miliona zostało przekazane ze środków unijnych. W uroczystości wzięli udział przedstawiciele Wielkopolskiej Izby Lekarskiej lek. stom. Wiesława Wawrzyniaka, Wiceprezesa WIL, prezes Delegatury WIL w Ostrowie Wlkp. oraz prof. dr n. med. Przemysława Mańkowskiego – Członka ORL, Kierownika Katedry i Kliniki Chirurgii, Traumatologii i Urologii Dziecięcej w Poznaniu.
– Teraz obserwujemy w medycynie tzw. centralizację. To, co robi rząd, na przykład w ramach strategii leczenia onkologicznego, czyli skupienia pacjentów z pewnymi skomplikowanymi schorzeniami w jednym miejscu, gdzie będzie można leczyć ich kompleksowo, jest trafnym pomysłem i bardzo podobnym do działania naszego centrum – podkreślił dr n. med. Witold Miaśkiewicz.
Źródło: wnp.pl