Dziś Dzień Leniwych spacerów. Takie święto, które trudno zaklasyfikować jako dzień wielkiej fety i fajerwerków lub uroczystych przemówień i przecinania wstęgi. Niemniej zdecydowanie warto w jego kontekście zastanowić się nad innym, niebywale ważnym tematem. Nad naszym zdrowiem. Wg portalu ABC Zdrowie w roku 2030 depresja będzie główną chorobą występującą na świecie. Już dziś walczy z nią około 1,5 miliona Polaków. Źle śpimy, mamy stany lękowe, boimy się świata, życia, nie odczuwamy jego pełni i nie czujemy iż mamy nad nim kontrolę.
Powodów może być mnóstwo, skupmy się nad tym z którym z racji podejmowanych działań, mamy najczęściej do czynienia. Dotyczy on wyłonienia stomii. Wśród 65 000 stomików, aż 87% nie akceptuje swojej sytuacji. To nie jest połowa, to nie jest ciut za połową, to prawie wszyscy…
Gdzie jest początek tego błędnego koła, z którego tak trudno się wydostać, bo zamiast wyjścia zataczamy kolejny, jeszcze większy, krąg?
Początek tkwi w sposobie, w jaki wielu stomików i ich bliskich podeszło do tematu przed i po operacji wyłonienia stomii. W sposobie, jak temat ten nakreślił lekarz prowadzący (często pesymistycznie i bez większych perspektyw) i wreszcie, w sposobie w jaki do niego podszedł personel medyczny (często bez należytej wiedzy, empatii i przygotowania psychologicznego).
My Polacy coraz częściej sięgamy po antydepresanty i coraz częściej szukamy wsparcia u specjalistów… Pomocą w tej stosowanej powszechnie terapii, która nie zawsze i nie do końca przynosi zamierzony efekt, staje się, zauważana coraz częściej i coraz głośniej wspominana – eko-terapia, eko-psychiatria. To dwa nowe kierunki powstałe, by wspomóc leczenie osób z zaburzeniami psychicznymi, w oparciu nie tylko o farmakologię ale także o naturalny i nieskrępowany kontakt z naturą. Nie, nie dotyczy oglądania miłych, zielonych obrazków w internecie. Tu chodzi o zanurzenie się w naturze. Dosłownym z nią kontakcie.
To doskonała terapia uzupełniająca, o czym wspominaliśmy kilka razy, tu, w artykułach na stronie a także w artykułach na naszym blogu, gdzie oczyma aktywnej stomiczki pokazujemy świat oraz jego dobre i złe strony.
„Terapia lasem” nie jest niczym nowym. W Japonii zaczęto uskuteczniać ją już w latach 80-tych ubiegłego wieku. Miała być pomocą w uczeniu się odpoczynku i alternatywą do przebodźcowania i przepracowania. Prawda, iż brzmi znajomo?
Niechlubny ów trend dotarł także do Polski. Z różnych powodów nie czujemy się szczęśliwi, spełnieni, akceptowani czy pełnowartościowi.
Samoocenę i poczucie sensu bardzo mocno zaniża choroba fizyczna i jej konsekwencje wprowadzające aspekt jej duchowego alter ego.
Za pośpiechem i brakiem czasu w ogarnięcie psychicznego aspektu fizycznego bólu stoją szeroko pojęte problemy natury psychicznej. Często dotyczą małych, niepozornych rzeczy, które łącznie tworzą ścianę, trudną do sforsowania, by wrócić do świata.
Nierzadko też, żałoba za minionym życiem nie pozwala ruszyć do przodu. Na czym ona polega? Na braku akceptacji nowego życia, odsuwaniu się od świata, zamykaniu we własnej głowie i odczuwaniu niepowetowanej straty, której niezrozumienie nie pozwala myśleć pozytywnie..
Poczucie braku sensu co do dalszego życia – z protezą czy stomią i ogromna krzywda (dlaczego ja, dlaczego tak późno, przecież można było inaczej) trzyma nas w miejscu powodując coraz większą pustkę i frustrację..
W takich wypadkach należy bić na alarm, to już nie czerwona flaga, czy dwie, to płachta w szkarłacie, która mogłaby zakryć całe boisko.
Bądźmy uważni, w odniesieniu do samych siebie ale – co bardzo istotne, do swoich bliskich. Podejście: „kiedyś się przyzwyczai” nie jest podejściem, tylko wymówką, iż się w ogóle zainteresowaliśmy. Człowiek ze stomią nie powinien się przyzwyczajać, powinien zrozumieć, zaakceptować i zagospodarować nowy stan rzeczy.
W czasach pędu i braku przystanku na nabranie oddechu jest to niebywale trudne. I nie, to się nie dzieje gdzieś w Japonii, gdzieś daleko. Pośpiechu i jego konsekwencji doświadczamy na co dzień, w niechlujnej, niemiłej obsłudze w sklepie, aptece czy na poczcie, w zdawkowym, bezosobowym, skrótowym kontakcie w poradni lekarskiej, w restauracji, gdzie przecież to my płacimy a czasami choćby podczas wizyty u własnych dzieci / rodziców czy przyjaciół.
Poczucie bycia zbędnym i niepokój, iż nie jesteśmy w pełni wystarczający (choć nie do końca i nie zawsze uświadamiamy sobie – do czego) powoduje, iż popadamy w stany lękowe, gorzej śpimy, brak nam perspektywy, lub nie akceptujemy swojego życia – choćby tego odzyskanego dzięki stomii.
„Bo co to za życie, przecież to nie jest normalne”… Hmm… Wypadałoby z kolei pochylić się nad problemem zagadnienia „normalności”. Granice tego, co normalne a co nie, generalnie powoli acz systematycznie zacierają się. Gubimy się w tym, co dziś można, a czego nie, co wypada, a co absolutnie nie powinno już być praktykowane, bo jest passe.
Co zatem nienormalnego jest w stomii, poza faktem, iż w toalecie jest ciut inaczej?
Drodzy Kochani, wyłonienie stomii to proces przywracający zdrowie lub życie. Często w dramatycznych okolicznościach. Dar życia – pierwszy czy ponowny, to dar. I z tym się nie dyskutuje. Nie jest czynem złym podarować komuś życie, poprzez operacyjne usunięcie piersi z rakiem, czy nieczynnego, zapalonego jelita, będącego zagrożeniem dla dalszego istnienia.
Cały sekret w tym, by zaakceptować słowo „inaczej” i nie łączyć go ze słowem „gorzej”. Zmiany nie nadejdą tak „na pstryk”. Tu potrzeba czasu, wyciszenia i złapania z sobą kontaktu.
Dużą pomocą i terapią uzupełniającą może być proponowany przez Japończyków program powrotu do natury i wyciszenia wewnętrznego. Nosi on nazwę Shinrin -yoku i dosłownie oznacza „spędzanie czasu wśród drzew”.
By ratować głowę a przez to i życie samo w sobie można skorzystać z terapii i warsztatów uważności i technik odpoczynku w lesie, ale można też poćwiczyć na własną rękę
Co można stracić? Co najwyżej trochę czasu, o ile taką akcję rozpatrywać będziemy w ten sposób. A co zyskać? Nieskończenie wiele. Bo natura to wiele możliwości:
– zieleń pomaga zmęczonym oczom, które nieczęsto mają okazję odpocząć od monitorów i szkiełka telefonu,
– obniża poziom hormonu stresu i reguluje ciśnienie,
– obniża poziom stresu, redukując rozedrganie typowe dla codziennego pędu, przez co w sposób naturalny czujemy się lepiej. Tak po prostu. Bez większej przyczyny, jest jakoś lżej i łatwiej,
– poprawia apetyt i sen,
– intensyfikuje a u niektórych to praktycznie w ogóle uruchamia produkcję serotoniny, zwanej hormonem szczęścia,
– i co nie do przecenienia – pozwala pobyć z własnymi myślami. Uspokoić ich pęd, poukładać na ważne i nie. Tak jak i z emocjami. Wędrując lasem, siedząc na polanie i chłonąc atmosferę miejsca, łatwiej o posegregowanie priorytetów i wyrzucenie poza nawias życia rzeczy, które to życie nam w nawiasach trzyma.
Dziś jest cudowny czerwcowy dzień. Słoneczny i pełen życia. I owszem może nie wszędzie. Może gdzieś choćby kropi, może tu i tam mocniej zawieje wiatr, a słońce schowa się za chmurami. Jednak jest to przez cały czas cudny czerwcowy dzień. Czy mamy stomię, czy jej nie mamy. Czy znamy kogoś, kto ją ma i towarzyszymy mu dzień po dniu czy wręcz przeciwnie – nie jest w żaden sposób obecna w naszym życiu – ten dzień jest dla nas. dla wszystkich z osobna.
Dziś Dzień Leniwych Spacerów.
Jak go świętować? Bo świętować trzeba, choćby jeżeli święta nie obchodzimy
W końcu – to kolejny dzień w którym jesteśmy, żyjemy i mamy szansę na wiele wspaniałych rzeczy.
Zachęcamy do długich leniwych spacerów, Drodzy, Kochani. Ubierzcie się tak, by było wygodnie i ruszcie w plener. Las, pola, park, łąka, nadmorski brzeg… Każde miejsce jest dobre, by się na chwilę zatrzymać, nie patrzeć w telefon i na zegarek. Zamknąć oczy, wystawić twarz do słońca i pozwolić trwać tej magicznej chwili, gdy zatrzymuje się czas, dosłownie na dwa trzy uderzenia serca. Czasami tyle wystarczy, by podjąć decyzję, by Dzień Leniwych Spacerów uskuteczniać codziennie, czego Wam i sobie z całego serca życzymy!
Tekst i zdjęcia Iza Janaczek
19.06.2023