dotarłem na metę 5 Półmaratonu Aleją Czerwonych Dębów w Wieruszowie:) Start w samo południe. Skwar okrutny:( Jak dla mnie Morsa śródlądowego masakra:( Całe szczęście, iż towarzyszyły mi moje kochane wnusie Wiktoria i Martyna:) Chociaż tylko ja przebierałem nogami hhi,hi... Gdyby nie ta super motywacja chyba po raz pierwszy zszedłbym z trasy:( Już nie pamiętam kiedy bieg mnie tak upodlił i zniszczył mentalnie. Od samego rana dużo słońca i 20 stopni plus. W prognozie na dziś stało 29! Taktyka he,he... ruszam i lecę swoje;) póki mnie nie przysmaży. Do czternastego kilometra było fajnie. Później jak zobaczyłem zwożonych na sygnałach z trasy uczestników skapitulowałem:( Sznur maszerów przede mną podsunął mi myśl a co ja gorszy he,he... Przecież nic nie musze! Najważniejsze dotrzeć do mety na własnych nogach! Trochę marszu, trochę tuptania, ale tak, żeby zachować ostatki sił na ostatnią prostą;) Bo jak to mówią "nie ważne jak zaczynasz tylko jak kończysz" hi,hi... Czas wg zegarka? Szkoda mówić 2:28:02:( Cóż ciężko będzie, ale trzeba się podnieść! Wyjść najszybciej na bieganko, aby się czasem coś w główce nie poprzestawiało he,he... I nie daj Bóg zniechęcenie nie opanowało;)



„Naszą największą chwałą nie jest to, iż nigdy nie upadamy, ale to, iż za każdym razem, gdy upadniemy, podnosimy się.” — Oliver Goldsmith
Przysłowia na dziś:
„Gdy na święty Mateusz śnieg przybieżał, będzie po pas całą zimę leżał”„Mateusz bez dżdżów potoku da win do przyszłego roku”„Na Mateusza słońce grzeje,
po Mateuszu wiatr ciepło wywieje”