Dziecko płakało w tramwaju, a ona próbowała je uspokoić. Komentarz współpasażerki jak policzek

mamadu.pl 22 godzin temu
Jechałam ostatnio tramwajem i byłam świadkiem pewnej sytuacji. Dziecko płakało – zmęczone, może głodne, może po prostu przebodźcowane. Matka szeptem próbowała je uspokoić, głaskała, tuliła, nie krzyczała. Nagle z tyłu padł komentarz, który na długo pozostanie w mojej pamięci.


To było zwykłe popołudnie. Lato, upał, zatłoczony tramwaj, ludzie z siatkami, z telefonami, z niechęcią w oczach. I to dziecko – płaczące, może dwuletnie. Takie, które jeszcze nie potrafi powiedzieć, co je boli, ale umie pokazać, iż coś jest nie tak.

Matka nie była agresywna. Nie warczała, nie szarpała, nie uciszała brutalnie. Po prostu była z nim – próbowała je ukoić, będąc jednocześnie pod ostrzałem wzroku współpasażerów, którzy najchętniej wyrzuciliby ją za burtę.

Gdy padło to zdanie – "Jak się nie umie wychować dzieci, to się ich nie robi" – zrobiło mi się gorąco ze złości.

Bo nie, to nie było zdanie rzucone w próżnię. To było upokorzenie, ocena, osąd. Słowa, które mają uderzyć, bo ktoś uznał, iż ma do tego prawo.

W imię czego? Komfortu podróży? Ciszy? Tego, iż "kiedyś dzieci były grzeczne i nie płakały"? A może po prostu tego, iż niektórzy nie potrafią znieść cudzego trudu?

Matka – nieprzyjemność publiczna?


Od kiedy matka z dzieckiem stała się zjawiskiem niepożądanym w przestrzeni publicznej? W restauracjach budzi irytację, w samolocie – niechęć, w komunikacji miejskiej – złość. A przecież ona tylko żyje. Próbuje funkcjonować w społeczeństwie.

I to nie tak, iż dzieci kiedyś nie płakały. Płakały, tylko nie było telefonów, które potrzebowały absolutnej ciszy do kontemplacji. Dziś dziecko staje się intruzem, bo burzy iluzję sterylnego komfortu.

Przestańmy wymagać, żeby dzieci były dorosłe


Dziecko płacze – bo jest zmęczone, bo boli je brzuszek, bo nie dostało loda, bo świat jest za głośny. Ma do tego prawo. Nie musi być cicho tylko dlatego, iż ktoś chce mieć święty spokój w drodze do pracy.

To my, dorośli, powinniśmy mieć regulację emocji – nie one. To my powinniśmy umieć powiedzieć sobie: "to nie mój dramat, to po prostu życie". Ale najwyraźniej to dzieci

mają nas uczyć empatii, nie odwrotnie.

Przyznam szczerze: w tym tramwaju miałam ochotę powiedzieć coś tej staruszce. Nie powiedziałam. Zabrakło mi odwagi? Może. Ale bardziej zabrakło mi wiary, iż to coś da. Że można w kilka sekund zbudować most porozumienia tam, gdzie ktoś właśnie go burzy.

A ona? Uśmiechnęła się gorzko. I dalej tuliła to swoje dziecko – jedyną osobę, dla której warto było znieść ten policzek. I to było piękne.

Nie wiem, kim była ta kobieta. Może samotna matka, może wracała od lekarza, może po nieprzespanej nocy, może po prostu miała gorszy dzień. Ale wiem jedno: była w tym tramwaju sama. Nie dlatego, iż nikt nie siedział obok – tylko dlatego, iż nikt nie

był z nią.

Ile by zmieniło jedno zdanie: "Nie przejmuj się, dzieci czasem płaczą". Albo choćby spojrzenie, które mówi: "Widzę cię. Nie jesteś uciążliwa. Jesteś mamą".

Idź do oryginalnego materiału