Fala zachorowań i gigantyczne kolejki do lekarzy
Ostatnie dni przyniosły gwałtowną zmianę pogody. Jeszcze niedawno poranki były mroźne, a w ciągu dnia temperatura skakała choćby o kilkanaście stopni. W weekend cieszyliśmy się wiosennym ciepłem, a za kilka dni znowu prawdopodobnie będzie chłodno i deszczowo. Takie wahania nie sprzyjają zdrowiu – wiele osób już choruje, a przychodnie są przepełnione. Kolejki do lekarzy wydłużają się do granic możliwości, a w poniedziałki, po weekendowej przerwie, zdobycie numerka graniczy z cudem.
Obok typowych przeziębień i infekcji górnych dróg oddechowych, wciąż notujemy wiele przypadków grypy, COVID-19 i wirusa RSV, który szczególnie dotyka najmłodszych. Rodzice, próbujący zapisać siebie lub dzieci na wizytę do lekarza, często odbijają się od ściany. W wielu placówkach numerki rozchodzą się błyskawicznie, a infolinie przychodni bywają przeciążone.
Sama wielokrotnie byłam sfrustrowana, dzwoniąc do przychodni przez godzinę, po to, by na koniec usłyszeć, iż miejsc do pediatry dla moich gorączkujących i kaszlących dzieci już nie ma. Podobnie jest z osobistymi zapisami: w wielu przychodniach kolejki do zapisów, które rozpoczynają się o 7:00, ustawiają się od 5:00, a i tak niektórzy nie mają gwarancji, iż lekarz ich przyjmie.
Numerków brak zaraz po otwarciu zapisów
O tym, iż wizyta u lekarza w okresie infekcyjnym graniczy z cudem, napisała w portalu Threads użytkowniczka o nicku _edycja.limitowana_: "Dzwoniłam od 7:30 do swojej przychodni, by zapisać się do lekarza. I co? Przyjmuje tylko jeden lekarz, który nie bada i wystawia tylko zwolnienia L4. Mam 39,5 stopnia gorączki".
Pod tym postem rozgorzała dyskusja – wielu internautów potwierdza, iż również ma problem z dostaniem się do lekarza. "U mnie to samo, brak numerków po pięciu minutach od otwarcia rejestracji", "Ja dziś czekałam od 6:20 w przychodni. Zapisy od 7. Kolejka. Dowiedziałam się, iż są tylko po 4 numerki do każdego lekarza", "Ja do lekarza nie mogę się dostać od dwóch lat. Gorączki, anginy, itp. żaden nie miał czasu mnie przyjąć", "5 godzin czekania na nocnej pomocy albo 300 zł za wizytę prywatną" – piszą użytkownicy.
Ci, którym nie uda się dostać do lekarza w przychodni, szukają alternatyw. Część rodziców decyduje się na wizytę w nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, ale tam również sytuacja nie jest najlepsza – czas oczekiwania potrafi wynosić kilka godzin. Inni wybierają prywatne konsultacje, co wiąże się z dodatkowymi kosztami, ale przynajmniej daje pewność, iż lekarz zbada pacjenta.
Poniedziałkowy dramat
Najgorsza sytuacja jest w poniedziałki, gdy po weekendzie lawinowo rośnie liczba chorych. Są i tacy, którzy byli w weekend na nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, a w nowym tygodniu chcą udać się do lekarza internisty np. po zwolnienie L4 z pracy. Wielu pacjentów próbuje dodzwonić się do przychodni od samego rana, ale szanse na sukces są niewielkie. Brakuje lekarzy, brakuje miejsc, a frustracja rośnie.
System ochrony zdrowia w Polsce pod tym względem kuleje. Problemem jest to, iż numerków często jest dużo mniej niż pacjentów, którzy potrzebują pomocy. Można skorzystać z nocnej i świątecznej pomocy, część osób zdecyduje się na wizyty w prywatnych gabinetach, za które trzeba zapłacić.
Co jednak zrobić, żeby nie frustrować się problemem z dostaniem do lekarza? Może zabrzmi to śmiesznie, ale przede wszystkim warto zadbać o odporność i po prostu unikać chorowania. Należy ubierać się odpowiednio do zmiennej pogody, suplementować witaminę D, a w razie pierwszych objawów infekcji odpocząć i nie bagatelizować choroby. Niestety, póki sytuacja w przychodniach się nie poprawi, zdobycie wizyty lekarskiej przez cały czas będzie dla wielu rodziców prawdziwym wyzwaniem.
Do końca 2025 roku trwa pilotażowy program, za pomocą którego placówki medyczne będą udostępniały harmonogramy dostępnych terminów w formie e-rejestracji. Zmiany weszły w życie od 4 marca i np. do kardiologa oraz na badania profilaktyczne już można zapisać się w taki sposób.