Aleksandra Tchórzewska: Wstrząsnęła mną informacja, iż ojciec z 18-letnim synem, motywowani ideologiczną wrogością, mieli oblać kwasem wejście do antyaborcyjnej placówki. Kiedy nienawiść może przerodzić się w przemoc lub krzywdę? Jak psychologia wyjaśnia takie zjawiska?
Karolina Kownacka, psycholog: Mechanizmy prowadzące do takich czynów zaczynają się od emocji. Mogą to być różne uczucia – gniew, lęk, poczucie zagrożenia, nienawiść. Z tymi emocjami pojawiają się też myśli, na przykład: "Oni są niebezpieczni, trzeba ich powstrzymać" albo "Oni są źli".
Kiedy takie myśli stają się narracją powtarzaną w kółko i wzmacnianą przez lęk, zaczynamy postrzegać innych ludzi czy instytucje jako osobistych wrogów. Ta narracja z kolei napędza emocje: im są silniejsze, tym trudniej je powstrzymać.
To, jak widzimy rzeczywistość, w końcu popycha nas do działania. W przypadku aktów agresji mechanizm może przebiegać różnie, w zależności od człowieka. Czasem jest to nagły impuls, gwałtowne pobudzenie i natychmiastowe działanie. Innym razem emocje narastają powoli – tygodniami, miesiącami, a choćby latami. A do tego dochodzą plany i przemyślane przygotowania, zanim dojdzie do realizacji.
Jeżeli ktoś żyje długo w nienawiści i silnych negatywnych emocjach, droga od myśli do czynu staje się bardzo krótka. Moim zdaniem ten konkretny atak mógł być efektem skumulowanej wrogości i przekonania, iż przemoc jest w jakiś sposób uzasadniona.
Jestem w szoku, iż 50-letni ojciec, a więc człowiek dojrzały, do tej akcji zabrał syna, licealistę. Miał kazać stać mu stać na czatach. Sam miał wylać kwas masłowy przed placówką.
Pamiętajmy, iż świat emocjonalny kształtuje się już w pierwszych latach życia.
Jeżeli jedno z rodziców albo oboje, nosi w sobie duże pokłady nienawiści wobec różnych idei, wartości czy ludzi, dziecko od najmłodszych lat chłonie tę wrogość. Uczy się postrzegać inność jako coś złego i zaczyna internalizować negatywne emocje wobec otoczenia.
Spotykam się z tym już na poziomie przedszkola czy szkoły podstawowej – dzieci bardzo dobrze potrafią przekazywać trudne emocje, którymi nasycani są ze strony rodziców. To jeden z przykładów, jak wrogość i nienawiść mogą przenikać z pokolenia na pokolenie.
Żyjemy w podzielonym, spolaryzowanym społeczeństwie. Czy taka atmosfera może wpływać także na ludzi, którzy nigdy nie wykazywali skłonności do agresji?
Myślę, iż tak. Do takich sytuacji dochodzi również dlatego, iż jesteśmy podatni na emocje grupowe. Można to nazwać emocjonalnym zarażaniem się.
W takim świecie przekonujemy się, iż może to zapewnić bezpieczeństwo lub przetrwanie. Normy moralne powoli się przesuwają.
Nienawiść eskaluje. W przestrzeni publicznej i w internecie. Nie ma żadnych hamulców. Ktoś podpisany imieniem i nazwiskiem pisze mi, iż mam "żydowską mordę", iż jestem "po****a", iż mam "się pie***ć". Komentarze lajkują… babcie, z wnuczkami w profilowym. Jeszcze trzy lata temu, gdy ktoś zapowiadał, iż mnie zniszczy, to przynajmniej z fejkowego konta.
Hejtem w internecie, a także wulgaryzmami publicznymi, często objawia się niski poziom świadomości społecznej. To jeden problem. Drugi to coraz większe zaburzenia psychiczne w społeczeństwie – efekt wielu czynników: uzależnień, sposobu wychowania w domach i ograniczonych możliwości kształtowania dzieci.
Pani słowa nie są mi obce. Sama spotykam się z hejtem i choć jestem na niego odporna, poza social mediami doświadczyłam też krytyki i wrogich komentarzy w życiu osobistym, zwłaszcza w związku z moją działalnością.
Dochodzi do zacierania granic – pojawiają się hejterskie komentarze, które moim zdaniem naruszają prawo, choć wielu ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy. Narastająca frustracja, nienawiść i emocjonalne przeciążenie tworzą środowisko, w którym przyszło nam funkcjonować.
Dlaczego tak jest?
Nasze społeczeństwo jest mocno sfrustrowane w porównaniu z innymi krajami. Żyje się nam ciężko: dużo pracujemy, zarabiamy niewiele, mimo wysokiego wykształcenia. Ciągłe dążenie do lepszego bytu przypomina życie w kołowrotku – rosnące koszty i podwyżki utrudniają utrzymanie satysfakcjonującego poziomu życia.
Dodatkowo wychowujemy się w domach, gdzie kultywuje się ciężką pracę i wysokie wymagania, co przenosi się na kolejne pokolenia. Efektem jest społeczeństwo emocjonalnie przeciążone, czego dowodem jest rosnąca liczba samob*jstw wśród dzieci i młodzieży.
Nie chcę jednak usprawiedliwiać przemocy. Wszystko zależy od indywidualnych predyspozycji do radzenia sobie z emocjami. Osoby, które wyniosły z domu rodzinnego większe zasoby kontroli nad emocjami, mają mniejsze ryzyko wpadania w przemocowe zachowania.
Jednocześnie ludzie w obliczu krzywdy, traumy czy straty mogą reagować w sposób trudny. Atmosfera społecznej agresji wyciąga z nich to, co złe, choćby jeżeli wcześniej nie przejawiali zachowań przemocowych.
Czy mamy prawo do nienawiści? Możemy sobie na nią pozwolić, tak, jak np. na smutek?
Możemy przeżywać wszystkie emocje – złość, smutek, zazdrość – ale ważne jest, aby umieć je przeżywać w sposób kontrolowany. To, iż czujemy złość, nie oznacza, iż mamy prawo uderzyć kogoś w twarz. To, iż jesteśmy smutni, nie oznacza, iż możemy przestać funkcjonować społecznie.
Każda emocja jest naturalna, ale nie upoważnia nas do działań zakazanych – przemocy, agresji czy innych krzywdzących czynów.
Czy język potrafi napędzać nienawiść?
Oczywiście, iż język odgrywa ogromną rolę w narastaniu agresji, ponieważ przesuwają się granice tego, co uznajemy za akceptowalne. Używanie słów, które okazują brak szacunku wobec drugiego człowieka, jest bezpośrednią formą przemocy. jeżeli ktoś nazywa drugą osobę epitetami takimi jak "żydowska morda", to jest to agresja wymierzona w konkretną osobę i jej godność.
Słowa są bodźcami: aktywują emocje, a emocje mogą prowadzić do działań. Nie ma przemocy fizycznej bez przemocy językowej, która ją poprzedza. jeżeli społeczeństwo dopuszcza nienawiść w słowach, osoby podatne na nią zaczynają się do tego dostosowywać.
To, jak mówimy o innych, kształtuje też nasz obraz ich człowieczeństwa. Kiedy ludzie są postrzegani jako wrogowie, śmieci czy zdrajcy, trudniej dostrzec w nich człowieka, a łatwiej usprawiedliwiać wobec nich agresję. Język więc nie tylko wyraża przemoc – on ją tworzy i napędza.
Człowiek, który czuje nienawiść, może poradzić sobie z takimi emocjami sam?
To zależy, jakie jest podłoże nienawiści i poziom. Zazdrość w zdrowych granicach może być naturalna, ale nienawiść to ogromne natężenie emocji, które trudno kontrolować.
W wielu sytuacjach pomocne okazują się sport, trening na siłowni, techniki relaksacyjne czy zaangażowanie w hobby – wszystko, co pozwala rozładować nagromadzone emocje.
Osoba kierowana tak silną nienawiścią może bezpośrednio zagrażać społeczeństwu. Dlatego ważne jest, aby odróżnić, kiedy problem pozostaje na poziomie myśli, a kiedy przechodzi w działania. W tym drugim przypadku konieczne jest wsparcie profesjonalnej terapii.
Co się z nami dzieje, kiedy nienawidzimy?
Uczucie nienawiści jest ściśle powiązane z trudnymi emocjami – zazdrością, poczuciem krzywdy, wstydem czy niskim poczuciem własnej wartości. To jedna z najbardziej destrukcyjnych emocji, jakie może przeżywać człowiek, ponieważ niesie ze sobą wiele konsekwencji.
Psychicznie ogranicza perspektywę myślenia, wywołuje obsesyjne myśli, podnosi poziom lęku i wywołuje chroniczne napięcie. Prowadzi do konfliktów w relacjach społecznych. Długotrwałe życie w nienawiści odbija się też na ciele – nadmiar kortyzolu i adrenaliny może powodować choroby serca, udary, osłabienie odporności, problemy ze snem i napięcia mięśniowe.
Nienawiść niszczy również relacje międzyludzkie. Współcześnie wiele relacji jest osłabionych: sąsiedzi potrafią niszczyć sobie samochody, rodzice reagują niedojrzale na potrzeby własnych dzieci, a w pracy coraz częściej donosimy na siebie nawzajem. U źródeł tych zachowań nierzadko leży właśnie nienawiść, która uniemożliwia budowanie trwałych i zdrowych relacji.
Moim zdaniem nienawiść niszczy człowieka od środka i może mieć gorszy wpływ na zdrowie niż przewlekły stres.
Co możemy zrobić, żeby to zatrzymać? Jak przeciwdziałać takiej spirali nienawiści? Czy w ogóle jeszcze się da?
Na szczęście wiele osób zgłasza się po pomoc i są to osoby z różnymi trudnościami. Jednocześnie wciąż funkcjonujemy w społeczeństwie, w którym świadomość zdrowia psychicznego jest na bardzo niskim poziomie.
Wizyta u psychologa, a tym bardziej u psychiatry, wciąż bywa postrzegana jako powód do wstydu. To temat tabu. Myślę, iż jeszcze minie trochę czasu, zanim kolejne pokolenia będą w pełni świadome znaczenia wsparcia psychicznego.
Dzięki social mediom i rozmowom takim jak nasza mamy jednak szansę dotrzeć do społeczeństwa. Problem wciąż jest jednak szerszy: brak edukacji, rosnące bezrobocie, ograniczony dostęp do wiedzy o zdrowiu psychicznym. To wszystko sprawia, iż skutki niskiej świadomości będą odbijały się echem jeszcze przez lata.
















