DUCH I LITERA
Czytelnicy biblii, a w szczególności Nowego Testamentu, najczęściej za kluczowe, istotne uznają kazanie na górze, jako esencję tego przekazu. Dla mnie jednak bardziej istotny wydaje się spór Jezusa z faryzeuszami o ducha i literę prawa. Dla faryzeuszy ważniejsze jest literalne odczytanie i stosowanie praw. Jezus oponuje: istotne jest to, czemu mają one służyć. I tak należy je odczytywać.
( W sobotę Jezus uleczył chorego. Faryzeusze krytykowali go, bo wedle litery w sobotę żadnej pracy, w tym i leczenia, nie należy wykonywać. Jezus bronił się mówiąc, iż prawa stworzono, by chronić ludzi, a więc leczenie w tym dniu służy wyższemu celowi – ocaleniu jednego z nich.)
Przykład 1: wchodzisz do baru, by ze znajomymi napić się piwa. Rozmowa jest fajna, więc wyruszasz do baru po kolejne piwo. Literalnie barman nie powinien cię obsłużyć, bo już jesteś nietrzeźwy, a takich prawo obsługiwać zabrania.
Przykład 2: prawo zakazuje palenia na przystankach autobusowych – w strefie 15 metrów od oznaczenia przystanku. Gdy stoję po drugiej stronie ulicy i palę, jestem bliżej niż te 15 metrów, ale – na szczęście – nikt nie próbuje mnie karać za palenie na przystanku.
Mam nadzieję, iż te przykłady są dość obrazowe i czytelne.
Te myśli wróciły do mnie ( a zdarza się to w różnych sytuacjach życiowych) ostatnio przy okazji tak zwanej Lex Kamilek. Niby szczytnej, pożytecznej i jak życie pokazuje bardzo potrzebnej, ja jednak mam tu wątpliwości. Bo zastanawiam się nad tym, czemu to prawo ma służyć. Litera – OK, ale duch…. Tak, dzieci trzeba chronić – tym bardziej, iż jest ich coraz mniej, ale czy trzeba w tym celu tworzyć kolejne prawo, gdy tych tyczących się tej kwestii mamy już tyle? Tyle, iż nie używanych…
Prawo to streszczę tak: każdy członek personelu każdej placówki, w której następuje interakcja z dziećmi, albo z dziećmi i ich opiekunami zarazem, jest zobligowany/ zmuszony do informowania o każdym fakcie, gdy wydaje im się, iż dziecku dzieje się krzywda. Nie mogli tego robić dotąd? To znaczy, iż mamy nauczycieli i urzędników leniwych debili, bo dotąd im się nie chciało. Stąd tyle tych drastycznych przypadków. A Lex Kamilek ich do tego obliguje: donosić, donosić.
Nie wiem, czy ma się to odnosić do takich przypadków, jakich wielokrotnie sam byłem świadkiem, gdy dzieciak odstawiał dramę, bo rodzice nie chcieli kupić słodyczy rozkapryszonemu albo tylko zmęczonemu upałem potomkowi, ten darł się wniebogłosy i towarzyszyła temu przemoc werbalna, albo choćby klaps. To strasznie wygląda, ale straszne nie jest dla uczestniczących, zaś bardziej dolegliwe dla widzów. Tak, wiem, iż twórcy na myśli mieli te przypadki, których konsekwencją była hospitalizacja albo śmierć małego człowieka, ale tu litera najpewniej przeważy nad duchem. Obligowanie do donoszenia ( za zaniechanie określone sankcje) to wyraźny krok w mrok.
Przemoc wobec dzieci nie musi skutkować tworzeniem specjalnych praw. Wystarczy używać tych już istniejących, odpowiednio je interpretując. Bo nowe prawa nie zastąpią działania. Dla mnie zabicie dziecka to zawsze jest zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem, niekoniecznie więc trzeba tworzyć prawo tyczące zabijania dzieci. Tu, i wielu dziedzinach życia, należy dążyć raczej do upraszczania praw , a nie do ich mnożenia. Ten kierunek lepiej wpłynie na ich stosowanie niż dokładanie kolejnych.