Gdy mówi się o rodzinach patchworkowych, często można odnieść wrażenie, iż opowiadamy o jakiejś nowej, współczesnej formie życia rodzinnego. Jedni widzą w modelu patchworkowym pewien wyraz postępu, rozluźnienia sztywnych norm społecznych. Inni zaś mogą postrzegać płynność i większą dowolność sposobów, na jakie ludzie realizują życie rodzinne we współczesności, jako pewnego rodzaju klęskę tradycyjnych, konserwatywnych ideałów. Jak jednak jest naprawdę, i czy rzeczywiście trzeba wnosić w tematykę rodzin patchworkowych wątki ideologiczne?
Nic nowego pod słońcem
Po pierwsze, należałoby powiedzieć, iż rodziny patchworkowe – “uszyte z różnych kawałków” – w takiej czy innej formie istniały od zawsze. Być może choćby lepszą nazwą, często chętniej stosowaną przez psychoterapeutów systemowych, jest tzw. “rodzina rekonstruowana”. Odbija się w takiej nazwie wątek konieczności wprowadzenia pewnych zmian, przebudowy, której doświadczyli członkowie systemu rodzinnego w jego poprzedniej wersji.
System rodzinny ulega przekształceniom z różnych powodów. Współcześnie najbardziej rozpowszechnionym jest rozpad związku rodziców, skutkujący tym, iż jedno lub oboje wchodzą w nowe relacje, i zakładają “nowe rodziny”. Nie zawsze jednak musi wyglądać to w ten sposób. W przeszłości, gdy wysoka była śmiertelność kobiet przy porodzie, bardzo częstym scenariuszem – znajdującym wyraz w niejednej ludowej opowieści czy baśni (często, niestety, z dominującą negatywną postacią tzw. złej macochy) – był taki, iż ojciec wiązał się powtórnie, także po to, by wychowywać z kimś wspólnie dzieci z poprzedniego małżeństwa. Także i kobiety – na przykład utraciwszy mężów na wojnie – wiązały się powtórnie, rekonstruując w ten sposób rodziny. Choć przyczyny końca poprzedniego związku były inne niż rozstanie, to w sensie praktycznym mamy tu do czynienia także z patchworkiem – odbudowanym na nowo systemem rodzinnym, uwzględniającym “kawałki” poprzedniego.
Angielskie słowo patchwork rzeczywiście kojarzyć się może ze współczesną modą, czymś, co “przyszło z Zachodu” wraz ze współczesnymi liberalnymi trendami, ale sprawy ludzkich relacji oczywiście zawsze były złożone. Z jednej strony, pewne zjawiska przynależące do doświadczenia człowieka – rozstania, ponowne związki, dzieci przychodzące na świat w relacjach pozamałżeńskich, śmierć – obecne były od początku dziejów. Z drugiej, bardzo wiele określał tu kontekst społeczno-kulturowy i prawny.

choćby jeżeli jednak warstwa przepisów prawnych i przyjętych społecznie norm współżycia rodzinnego była inna niż dzisiaj, to rzeczywistość i tak znała odbiegające od tych norm przypadki.
To właśnie pewna oficjalna społeczna narracja i idące za nią regulacje prawne bardzo przyczyniły się do podejścia, w którym z powodów światopoglądowych negatywnie oceniano patchworkowe, nieklasyczne formy życia rodzinnego – tak, jakby w nich także nie mogło chodzić o miłość i odpowiedzialność, a za taki stan rzeczy ktoś koniecznie musiał ponosić winę moralną (rzeczywistość relacji międzyludzkich jest znacznie bardziej złożona i, tam, gdzie nie występuje przemoc, zwykle trudno jednoznacznie obwiniać wyłącznie jedną osobę za rozpad związku). Wpływało to choćby na sytuację życiową matek samotnie wychowujących dzieci – choćby jeżeli de facto miały partnera – a także np. prawo potomków z nieoficjalnych związków do dziedziczenia. Na przykład, w I połowie XX wieku w Szwecji, aby niezamężna kobieta miała w przypadku ciąży dostęp do określonych świadczeń, a dziecko prawo do majątku swojego ojca, ten musiał zadeklarować, iż ma zamiar się oświadczyć matce swojego dziecka i wziąć z nią ślub (sytuacja taka opisana jest np. w biografii Astrid Lindgren, Żyje się tylko dziś, autorstwa Jensa Andersena).
To oczywiście tylko przykład, mający ukazać, iż choć prawo trzymało się pewnej tradycyjnej wizji rodziny, żywe relacje między ludźmi i tak potrafiły toczyć się bardzo niestandardowo. Oczywiście, ideał jednego, trwałego związku na całe życie jest ideałem pięknym i godnym wspierania, a stałość rodziny czymś, o co warto walczyć. Mowa tu tylko o tym, iż ideały nie zawsze udaje się zrealizować, a rzeczywistość przez cały czas wymaga tego, żeby się nią zająć i postąpić zgodnie z tym, czego życie od nas – w często bardzo zawikłanych sytuacjach – wymaga.
Siła wspólnoty
Warto tu powiedzieć, iż to, w jaki sposób patrzymy dzisiaj na rodzinę nuklearną – składającą się z matki, ojca i wychowywanych przez nich dzieci – nie powinno nam przysłaniać faktu, iż na przestrzeni dziejów rodzinę rozumiano i “budowano” bardzo różnie. Jej kształt zależał nie tylko od czasów, ale także od szerokości geograficznej, od konkretnej kultury. Oczywiście, więzi między małżonkami, a także między rodzicami i dziećmi zawsze miały kluczowe, źródłowe znaczenie, ale sama “obudowa”, to, jak wyglądała codzienność i proces wychowawczy, i w jaki sposób kształtowały się relacje między poszczególnymi członkami rodziny, potrafiło się bardzo różnić w zależności od kontekstu wyznaczanego przez czas, miejsce i grupę społeczną.
Przede wszystkim, dzisiejsze rodziny w świecie zachodnim są zwykle bardzo “zatomizowane” – odizolowane od szerszego kontekstu. Niegdyś czymś naturalnym było, iż rodzina stanowi twór wielopokoleniowy – nierzadko różne generacje żyły ze sobą w jednym miejscu. Rodziny rozrastały się też “horyzontalnie” – znacznie większy był w nich udział kuzynostwa, wujów, ciotek, czasami choćby dalekiego stopnia. Rodzina była rzeczywiście klanem – ze względu na swoją liczebność przypominającą rzeczywistość małej wioski. Co więcej, w wyższych warstwach społecznych, tam, gdzie dom funkcjonował niemal jako instytucja – a więc w takich sytuacjach, gdy rodzina zatrudniała pomoc domową w postaci służby, ludzie ci – często przepracowujący dla rodziny całe swoje życie – także byli włączani w jej krąg jako ci, którzy dzielą z nią codzienny los. Oczywiście, znane są historie i dobrego, i złego traktowania pracowników, jednak z zasady rzeczy stanowili oni niezaprzeczalny element domowego układu i uczestniczyli w dynamice rodzinnych relacji. Niejednokrotnie, zwłaszcza w zamożnych rodzinach, za wychowanie dzieci były odpowiedzialne mamki/bony i guwernerzy czy nauczyciele. Kontakt z rodzicami nie zawsze zaś był zażyły, często budowany raczej na poczuciu autorytetu niż bliskości.
Kiedy czytamy klasyczne dzieła literackie, choćby Czechowa czy Prousta, możemy zaobserwować, jak wyglądało życie rodzinne. Ludzie pracujący dla właścicieli domu, przyjaciele rodziny, dalecy krewni wraz z partnerami czasowo pomieszkujący pod tym samym dachem – obecność ich wszystkich składała się na obraz tej złożonej, domowej rzeczywistości. Taki dom rzeczywiście przypominał instytucję – bezpieczny przyczółek, w którym może się zatrzymać i znaleźć swoje miejsce wiele osób, niekoniecznie związanych najściślejszymi więzami krwi. Oczywiście, tu znowu mówimy o tzw. wyższych warstwach społecznych, ale także gdy popatrzymy na to, jak wyglądało choćby życie na wsi, nie dostrzegamy w nim charakterystycznych dla dzisiejszych czasów izolacji jednostkowych rodzin. Ludzie pracowali razem, wspólnie dbali o życie niewielkiej społeczności, a lokalne klany często były ze sobą skoligacone.
Oczywiście, z przyczyn przemian społecznych w sensie dosłownym tego typu układy są już raczej niespotykane. Stała obecność, i wpływ emocjonalny, członków rodziny poszerzonej (czyli tych spoza nuklearnej – osób innych niż małżonkowie i ich dzieci), rzeczywiście mógł odciskać swoje negatywne piętno. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy dążąc do zdrowej niezależności, nie przesunęliśmy granicy zbyt daleko. interesujące – choć w gorzki sposób – jest to, iż współcześnie ludzie potrafią się czuć bardzo samotni choćby w swoich własnych rodzinach. Często ciąży im poczucie, iż muszą sobie radzić ze wszystkim sami. Brak asekuracji w postaci szerszego kontekstu rodzinnego może przyczyniać się nierzadko do stanów lękowych, czy poczucia bezsensu. Bardzo istotnym wątkiem jest też wobec tych zmian pogłębiająca się samotność ludzi starszych. Niegdyś w naturalny sposób włączeni w proces wychowawczy, dzisiaj coraz częściej pozostają raczej na uboczu, niekiedy doświadczając w ten sposób dojmującej samotności.
Jasna strona trudnych przemian
Można by zadać sobie pytanie, co to wszystko ma wspólnego z rodziną patchworkową, czy rekonstruowaną? Podstawowy wspólny mianownik to pewnego rodzaju otwartość, czy płynność takiej struktury. Rodzinę można rozumieć nie jako zamknięty, sztywny układ, ale właśnie jako przestrzeń, w której panuje swego rodzaju “gościnność” – otwartość na przemianę, na nowych członków, ruch. Oczywiście w żaden sposób nie podważa to – i nie powinno podważać – najważniejszych więzi istniejących między jej członkami, czy też, w sytuacji kryzysu, niezgody na ból czy niszczenie relacji.
Rozpad małżeństwa, zwłaszcza o ile w rodzinie są dzieci, to zwykle bardzo trudne i bolesne doświadczenie. Warto jednak uzmysłowić sobie, iż choćby jeżeli byli małżonkowie wchodzą w nowe związki, to – mimo iż układ się “przetasowuje” – łącząca ich historia nie rozpływa się w powietrzu. Dlatego mówienie o zakładaniu nowej rodziny jest nieco mylące – to, co było kiedyś, nie zostaje po prostu unieważnione. Rodzina taka zmienia się raczej i przekształca, ale nie zostaje “anulowana”.
Choć wymaga to wielkiej dojrzałości emocjonalnej i zdolności poradzenia sobie z bólem po rozpadzie związku, zdolność do przyjęcia takich przemian i odnalezienia w nich cząstki dobra może być uzdrawiająca. Oczywiście, poziom urazy może być przez pewien czas tak wysoki, iż nie sposób o cokolwiek więcej niż utrzymywanie poprawnych stosunków. Z czasem jednak może okazać się, iż – skoro jest to i tak rzeczywistość, której nie da się odmienić – konfrontacja z nią i dostrzeżenie w niej pewnych jasnych stron są możliwe. Z pewnością wartość takiej sytuacji leży w pojawieniu się w życiu nowych osób, które mogą stanowić źródło asekuracji, wsparcia – zwiększają się i wzmacniają nasze ramy społeczne. To jasne, iż zależy to od wzajemnego podejścia do siebie uczestników takiego układu, ale zasadniczo jest to rzecz możliwa i wcale nie niespotykana. W czasach, gdy tak wielkim problemem jest społeczna izolacja, życie w liczniejszej wspólnocie ludzi powiązanych ze sobą koligacjami rodzinnymi może okazać się prawdziwą wartością, którą można i warto docenić.

Zachęcamy do pobrania artykułu poniżej.












